sobota, 15 listopada 2014

Szare koperty a w nich cuda, Panie cuda...!



Każdy kto para się genealogią wcześniej czy później zawita w gmaszysku Archiwum Państwowego. To nieodzowny element badań, który nadaje pracy genealoga dodatkowego smaczku, pozwala rozkoszować się kruchością pożółkłych od starości kart. Narodowe Archiwum Cyfrowe udostępnia na swoich stronach internetowych kilka milionów skanów dokumentów metrykalnych, pochodzących z terenu całego kraju. To właśnie dzięki NAC miałem możliwość zapoznać się z setkami metryk urodzeń, małżeństw i zgonów swoich przodków, począwszy od II połowy XVIII w. Udostępnione w sieci materiały mogą jednak okazać się niewystarczające lub niekompletne. I oto znajdujemy się w tym miejscu naszych poszukiwań, kiedy wizyta w Archiwum Państwowym staje się koniecznością. 

W kręgu moich zainteresowań są oddziały Archiwum Państwowego w Kaliszu, Łodzi, Poznaniu, Lesznie i Toruniu. W AP w Kaliszu znajdują się akta metrykalne z parafii Kraszewice a wraz z nimi wszelkie dokumenty dotyczące rodziny Zakrętów. W Archiwum Państwowym w Łodzi przechowuje się dokumenty metrykalne z takich parafii jak Brodnia, Glinno, Łódź, Błaszki, Charłupia Wielka. To tutaj mieszkali w okresie ostatnich 300 lat Chudzikowie. W Archiwum Państwowym w Lesznie i Poznaniu znajdują się dokumenty metrykalne dotyczące rodzin Bednarczyk i Hudzik  zamieszkujących teren powiatu leszczyńskiego.  Z kolei Archiwum Państwowe w Toruniu gromadzi dokumenty z Urzędu Stan Cywilnego powiatu wąbrzeskiego.

Jakiś czas temu zainteresowałem się tzw. kopertami dowodowymi. Czymże są owe tajemnicze koperty dowodowe? Koperta dowodowa zwana również teczką dowodową, to papierowe "zawiniątko" przechowywane we właściwym do miejsca zamieszkania Urzędzie Stanu Cywilnego, zawierająca wszelkie dokumenty, podania, wnioski, zdjęcia związane z ubieganiem się danej osoby o dowód osobisty. W kopercie dowodowej są przechowywane również stare dowody osobiste, które uległy z jakiegoś powodu wymianie. Z tego też względu koperty dowodowe są cennym źródłem informacji dla każdego genealoga. Niestety w okresie 30 lat po II wojnie światowej koperty dowodowe były niszczone po śmierci osób, których dotyczyły. Dlatego trzeba mieć sporo szczęścia aby odnaleźć takie koperty po swoich przodkach.  Gdzie można ich szukać? Przede wszystkim we właściwych do ostatniego miejsca zamieszkania Urzędach Stanu Cywilnego. Zawartość koperty dowodowej jest udostępniana bez większych problemów członkom rodziny zmarłego. Czasami należy jednak pokrewieństwo udowodnić. Wówczas należy przedstawić swój dowód osobisty lub odpis z aktu urodzenia.  Postanowiłem sprawdzić czy jestem w czepku urodzony  i czy uda mi się odnaleźć koperty dowodowe po swoich Dziadkach. W tym celu wystąpiłem z właściwym wnioskiem do Biura Dowodów Osobistych Urzędu Miejskiego  w Lesznie o udostępnienie mi kserokopii zawartości kopert dowodowych Ludwika Hudzika, jego ojca Marcina Chudzika, Czesława Bednarczyka oraz jego żony Marii Bednarczyk z d. Kędziora. Po miesiącu w skrzynce pocztowej znalazłem dużą kopertę a w niej pismo urzędowe wraz z załącznikami. Tymi załącznikami okazały się kserokopie zawartości koperty dowodowej mojego dziadka Ludwika Hudzika. Ależ to była niespodzianka! Z zapartym tchem przeglądałem przysłane mi materiały. Czego tam nie było! -ankiety, oświadczenia, karty osobowe, karty meldunkowe, pokwitowania, stare dowody osobiste, wyciągi z aktów urodzenia i małżeństwa itp. W piśmie poinformowano mnie, że w Urzędzie Miejskim w Lesznie nie odnaleziono teczek dowodowych Marii Bednarczyk oraz Marcina Chudzika. Natomiast teczka Czesława Bednarczyka została przekazana do Archiwum Państwowego w Lesznie. BINGO!

 
Pierwszy dokument tożsamości Ludwika Hudzika 1946 rok

Dokument w którym sąsiedzi Ludwika Hudzika potwierdzają jego tożsamość 1946 rok

Do Leszna pojechałem wraz z ŁSP /Ładniejszą Swoją Połową/. Beaty nie musiałem specjalnie przekonywać do tej podróży. Mało tego, zaproponowała abyśmy odwiedzili grób Dziadka Ludwika w Gołanicach a także cmentarz w Radomicku, na którym spoczywa wielu z rodziny Bednarczyków, między innymi bracia mojego pradziadka Czesława Bednarczyka.

Odział Archiwum Państwowego w Lesznie wydał mi się skromnym budynkiem, stojącym trochę na uboczu miasta przy ul. Solskiego 71. W pracowni zostałem wysłuchany przez bardzo miłą i pomocną pracownicę tego zacnego urzędu. Złożyłem stosowne zamówienie i w skupieniu oczekiwałem na jego realizację. Niestety czas oczekiwania dłużył się niemiłosiernie. Nie sądziłem, że przyjdzie mi aż godzinę rozglądać się po ścianach pracowni w oczekiwaniu na upragnione dokumenty. Ale w końcu się doczekałem. Kiedy pracownik Archiwum położył przede mną szarą kopertę w rozmiarze A4 czułem wypieki na twarzy. Koperta była opisana „Czesław Bednarczyk 1915-1980” W środku znajdowało się kilkadziesiąt oryginalnych dokumentów, z których najstarszy pochodził z 1915 roku. Był to wyciąg z aktu małżeństwa Czesława Bednarczyka z Marią z Kędziorów oraz wyciągi z aktów urodzenia ich trzech pierwszych dzieci: Józefa, Marty i Władysławy.


Wyciągi z aktu małżeństwa Czesława i Marii Bednarczyk oraz wyciąg z aktów urodzenia ich dzieci 1915 rok

Dokument sporządził w języku niemieckim urzędnik USC w Dłużynie. Ciekawostką jest fakt, że potwierdzona w nim data zawarcia przez Dziadków związku małżeńskiego /25.01.1911/ różni się od tej, którą potwierdził mi oficjalnie proboszcz parafii w Dłużynie /30.01.1911/. Różnica dotyczy raptem kilku dni ale zastanawiam się, który zapis jest bardziej wiarygodny i dochodzę do wniosku, że chyba ten wcześniejszy. Być może było tak, że ślub faktycznie odbył się 25 stycznia 1911 roku, ale zapis o nim w księdze ślubów parafii w Dłużynie został wykonany pod datą 30.01.1911 r.  Na dokumencie tym inna jest też data urodzenia Józefa Bednarczyka. Wynika z niej, że Józef urodził się 19 grudnia 1911 roku a nie jak sądziłem - dzień wcześniej.  Innym ciekawym dokumentem, który znalazłem w szarej kopercie był dowód osobisty dziadka z lat 30 XX w oraz dokument zwany „Zgłoszenie celem policyjnego stwierdzenia ludności” Była to deklaracja, którą Czesław przedstawił władzom okupacyjnym, dotycząca przynależności religijnej i narodowościowej. Czesław oświadczył przed władzami niemieckimi, że był Polakiem i katolikiem. Po prawej stronie u dołu figuruje odcisk palca mojego pradziadka.


Dowód osobisty Czesława Bednarczyka wydany w 1930 r. w Śmiglu

Potwierdzenie odbioru dowodu osobistego 1958 rok


Zgłoszenie celem policyjnego stwierdzenia ludności ok 1940 r.

Pożółkłe karty stanowiące zawartość koperty dowodowej mojego pradziadka przeglądałem w skupieniu i bardzo uważnie. Zdawałem sobie sprawę z faktu, że oto od niemal 80 lat jestem pierwszym potomkiem  Czesława Bednarczyka, który trzyma w ręku oryginalne dokumenty zapisane jego ręką. To było niesamowite przeżycie, które pozwla nabrać dystansu do siebie i do uciekającego czasu. Wszak kiedyś, może wcześniej a może później i moja koperta dowodowa spocznie gdzieś na ostatniej półce w którymś z Archiwów. Oby znalazł się ktoś, kto zechce zajrzeć do niej po latach….


Do następnego wpisu...!!!

środa, 5 listopada 2014

Jak to z tym Powstaniem było?



        W zrywie Powstania Wielkopolskiego 1918/1919 roku  nie brał udziału nikt z Hudzików, ani z Zakrętów. Jedni i drudzy mieszkali wówczas w Mielcuchach w gminie Czajków leżącej  na prawym brzegu Prosny. Tu od 11 listopada 1918 roku była już wolna Polska. Co się zaś tyczy rodziny Bednarczyków to w memencie wybuchu Powstania Wielkopolskiego mieszkała na terenie powiatu kościańskiego, głównie w Radomicku i okolicznych wsiach oraz w Dłużynie. Mieszkańcy tych okolic Wielkopolski od pierwszych dni powstania aktywnie angażowali się w zbrojny czyn przeciwko niemieckiemu zaborcy. Do historii przeszła słynna „Bitwa pod wiatrakami” w Zbarzewie, w której 9 stycznia 1919 roku zginęło kilku powstańców z Włoszakowic.  Wśród powstańców z Sączkowa, wsi oddalonej od Dłużyny o kilka kilometrów na północ, był Jan Bednarczyk. Problem jednak w tym, że nie potrafię z całą pewnością  stwierdzić, że był on spokrewniony z Bednarczykami z Radomicka. Kwestia ta wymaga dalszych analiz.
 
W Powstaniu Wielkopolskim aktywnie brał udział  Władysław Kędziora i jego brat Jan Kędziora z Dłużyny. Ich siostra Maria była żoną Czesława Bednarczyka. Władysław był też chrzestnym mojej Babci Anny Hudzik. 
Z chwilą wybuchu powstania Władysław Kędziora zajął się organizacją oddziału z mieszkańców Dłużyny i sąsiednich: Charbielina oraz Szczepankowa. Jego luźny 16 osobowy oddział między 1 a 14 stycznia 1919 r. stoczył potyczki z Niemcami pod Włoszakowicami, Zbarzewem /tam został ranny/, Krzyckiem i Lipnem. 14 stycznia 1919 r. z oddziałem dołączył do Kompanii Przemęckiej dowodzonej prze ppor. Stanisława Michalskiego, w której otrzymał dowództwo plutonu. Brał czynny udział w wyprawie na Kaszczor i Mochy. Kompania Przemęcka obsadzała odcinek ,,Boguszyn'' Grupy Leszno w rejonie Kaszczoru. Tam pełnił służbę do 31 stycznia 1919 r. Po przeformowaniu 1 lutego 1919 r. znalazł się w 2 kompanii pod dowództwem Szymańskiego, Odcinka ,,Śmigiel'' Grupy Leszno . Później po jego reorganizacji znalazł się w 6. Pułku Strzelców Wielkopolskich. Potem od marca 1919 r. w 3. pułku ułanów wielkopolskich/ 17. pułku ułanów, jako wachmistrz zdemobilizowany w grudniu 1920 roku. W innym dokumencie z 1973 r. podaje uczestnictwo w 6. Pułku Strzelców Wielkopolskich od połowy maja 1919 r. na stanowisku kierownika kancelarii. W życiorysach dla ZBoWiD skrzętnie ominął udział w wojnie bolszewickiej. W dokumencie znajdującym się w WBH/CAW natomiast znajdujemy ankietę akcesyjną do Związku Powstańców Wlkp. z października 1938 r. gdzie pisze, że od stycznia 1920 r. brał udział w wojnie z bolszewikami w 6. Pułku Strzelców Wielkopolskich. W składzie tej jednostki wojskowej wziął udział w Wyprawie Kijowskiej w kwietniu 1920 roku, uczestniczył w bitwach pod Berezyną i Berdyczowem, do końca wojny z bolszewikami (prawdopodobnie chodzi o 18 października 1920 r., czyli wejście w życie rozejmu). Pisze również o demobilizacji 16 grudnia 1920 r. z 17. pułku ułanów w Gnieźnie. Ankietę potwierdzali z koła w Święciechowie Franciszek Wawrzyniak i Jan Kalitka.
      
Wydarzenia, o których piszę poniżej rozgrywały się bezpośrednio przed wybuchem Powstania oraz w chwili jego największego nasilenia. Oto fakty:

W chłodny poniedziałek 16 grudnia 1918 roku o godz. 07.40 do  kościoła pw. Św. Jakuba Większego w Dłużynie zaczęli schodzić się pierwsi  mieszkańcy wsi a wśród nich Anna Bednarczyk z dziećmi Marią, Martą i Franciszkiem.  Słońce dopiero co wschodziło, więc w świątyni panował półmrok, przez który nieśmiało próbowały przebić się migocące światła świec. W kościele panował uroczysty nastrój. Gdzieniegdzie dało się słyszeć szepty modlących się w skupieniu ludzi. O godz. 08.00 rozmodloną ciszę przerwał dźwięk dzwonka oznaczający rozpoczęcie nabożeństwa. Ksiądz Felicjan Rybicki stanął przed ołtarzem w otoczeniu ministrantów. Tak rozpoczęła się msza święta w intencji Dłużynian poległych na frontach I wojny światowej. Należał do nich mąż Anny - Walenty Bednarczyk, który poległ w bitwie pod Verdun w 1916 roku.  Pięć dni później tj. w czwartkowy poranek  21 grudnia 1918 roku  w salce parafialnej dłużyńskiej parafii zebrali się mężczyźni,  którzy szczęśliwie powrócili z wojny. Walczyli na niej dla niemieckiego zaborcy, wbrew własnej woli i nie w swojej sprawie.  Wśród nich zabrakło mojego pradziadka Czesława Bednarczyka, który w tym czasie z wielkim trudem i poświęceniem, schorowany wracał do domu z rosyjskiej niewoli. Kiedy mężczyźni uroczyście jedną kolumną wkraczali do kościoła, oczy zgromadzonych w kościele wiernych zwróciły się w ich stronę. W kościele obecna był żona Czesława Bednarczyka Maria z Kędziorów wraz z dziećmi. Modliła się w intencji szczęśliwego powrotu męża, od którego już od wielu miesięcy nie miała żadnych wiadomości.

Mój pradziadek Marcin Chudzik wybuch Powstania Wielkopolskiego z pewnością przyjął z zakłopotaniem ale zarazem z radością. To była kolejna dobra wiadomość ostatnich tygodni 1918 roku. Wieści o walkach ulicznych w Poznaniu rozeszły się lotem błyskawicy po całej Wielkopolsce. Nie ominęły Mielcuch, które znajdowały się od kilku tygodni w wolnej Polsce.  W mroźny sylwestrowy wieczór 1918 roku do  drzwi chałupy Szczepana Zakręta zapukał młody mężczyzna, który swoją skromną sylwetkę skrył pod włochatym kożuchem. Szczepan Zakręt bezbłędnie rozpoznał w gościu swojego przyszłego zięcia. Marcin Chudzik zachęcony gestem Gospodarza przekroczył próg chałupy. Przywitał się z domownikami, zrzucił kożuch i usiadł przy stole. Po chwili dołączyła do nich Stanisława, najstarsza córka Szczepana. Kobieta usiadła obok Marcina, obdarzyła go uśmiechem i zaczęła wsłuchiwać się w treść rozmowy dwóch mężczyzn. A było co omawiać. Szczepan niepokoił się skutkami  jakie mógł pociągnąć za sobą wybuch Powstania. Marcin mu wtórował a zarazem zastanawiał się jak powinien zachować się w takiej sytuacji? W końcu był młody....choć nie najlepszego zdrowia. A Niemcy? Co zrobią Niemcy? Wreszcie co z weselem? Uroczystości zaślubin zaplanowano na 20 stycznia 1919 roku. Dzisiaj wiemy, że ślub się odbył.

Wróćmy do Dłużyny. Rankiem 19 stycznia 1919 roku zaczął obficie padać deszcz. Przyszła odwilż. Na drodze prowadzącej do chałupy Bednarczyków powstało sporych rozmiarów rozlewisko. Zmarznięta ziemia nie zamierzała wchłaniać nadmiaru wody. Resztki śniegu topniały w zdumiewającym tempie. Maria Bednarczyk przygotowywała pierwszy tego dnia posiłek. Nagle coś ją zaniepokoiło. Spojrzała w okno. Przez chwilę stała nieruchomo wstrzymując oddech. Przez fałdy firanki dostrzegła  stojącą na podwórzu postać. Bez wątpienia był to mężczyzna. Ubrany był w zniszczoną czasem kufajkę. Stał w lekkim rozkroku i rozglądał się po obejściu w taki sposób, jaki robiła to tylko jedna osoba. "Jezus Maria! Czesław"! - zawołała kobieta i wybiegła przed dom.  Tego samego dnia na dworzec we Włoszakowicach podjechał  od strony Leszna niemiecki pociąg pancerny i ostrzeliwał wieś z wielkokalibrowego działa. Rodzina Czesława musiała słyszeć te odgłosy. Powstańcy próbowali przepuścić atak aby unieszkodliwić pociąg. Ten jednak oddalił się po kilku godzinach w stronę Leszna. Wieczorem Czesław wyszedł przed chałupę i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Zewsząd dobiegały  odgłosy ujadających psów.  Nareszcie w domu!
 
          Wielu Wielkopolan, którzy służyli podczas I wojny światowej w szeregach pruskiej armii po powrocie z frontu masowo przyłączało się do powstańczych oddziałów. Byli bardzo cennym nabytkiem. Zaprawieni w boju w najokrutniejszej z wojen, emanowali doświadczeniem wojskowym i chęcią odegrania się na znienawidzonych okupantach. Wśród nich byli i tacy, którzy dysponowali własną bronią, przywiezioną prosto z frontu. Trzeba jednak zrozumieć tych spośród nich, którzy nie chcieli przyłączyć się do Powstańców. Po wielu latach wojennych doświadczeń, codziennej okopowej zgryzoty a nierzadko po kilku latach pobytu w niewoli, musieli wreszcie zająć się swoimi rodzinami, wyleczyć rany, odzyskać zdrowie.

    W 1968 roku gazeta Głos Wielkopolski oraz  organizacja o nazwie Związek Bojowników o Wolność i Demokrację /ZBOWiD/ ogłosiły konkurs pt. „W 50 rocznicę Powstania Wielkopolskiego” Udział w konkursie postanowił wziąć syn Czesława Bednarczyka - Józef. Ten wieloletni  pracownik Urzędu Stanu Cywilnego we Włoszakowicach napisał pracę, którą zatytułował: „Przebieg Powstania Wielkopolskiego we Włoszakowicach pow. Leszno woj. poznańskie” Maszynopis znajduje się w zbiorach Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej pod linkiem Z  tej ośmiostronicowej pracy,  możemy wyczytać opis najważniejszych wydarzeń jakie miały miejsce podczas Powstania Wielkopolskiego na terenie gminy Włoszakowice w styczniu oraz lutym 1919 roku. Praca Józefa Bednarczyka zawiera również odręcznie narysowany szkic sytuacyjny potyczek powstańczych w okolicach Włoszakowic. Autor pracy posłużył się wspomnieniami żyjących jeszcze w 1968 roku byłych Powstańców: Piotra Gąda, Leona Kamińskiego, Jana Grycza, Łukasza Adamczaka, Stanisława Pytlika, Józefa Koniecznego, Józefa Fenglera. Wszyscy oni mieszkali we Włoszakowicach. W pracy wymienieni są również inni Powstańcy Wielkopolscy z interesującego mnie regionu. Wśród nich nie figuruje nikt z Bednarczyków.  


 
Szkic z pracy Józefa Bednarczyka 1968 r.

           

niedziela, 2 listopada 2014

Ślub i wesele w Dłużynie - karty na stół.

Proponuję wspólną zabawę w układanki, puzle, karty  - jak kto woli. Wygrywa ten, komu uda się rozpoznać na zdjęciu poniżej wszystkich gości bawiących się na weselu moich Dziadków Ludwika Hudzik i Anny Bednarczyk 13 września 1947 roku w Dłużynie. Skromną próbę rozpoznania gości poczyniłem TUTAJ. Dzisiaj aktualizuję swoją wiedzę, choć wciąż jest dziurawa...


1. Marta Bura, Siostra Panny Młodej /1912-1986/
2. Czesław Bednarczyk /1889-1980/
3. ks. Kazimierz Urbanowski, Proboszcz /1911-1997/
4. Marianna Bednarczyk z d. Kędziora /1889-1968/
5. Ludwik Hudzik /1927-1988/
6. Anna Hudzik z d. Bednarczyk
7. Stanisława Chudzik z d. Zakręt /1894-1964/
8. Władysław Kędziora, ojciec chrzestny Panny Młodej /1894-1979/
9. Jan Dużała
10. ?
11. Muzyk z orkiestry
12. Stefan Bura mąż Marty Bednarczyk /1/ 1911-2001/
13. Feliks Zakręt /1913-1980/
14. Maria Zakręt /1915-2000/
15. Józef Bednarczyk brat Panny Młodej /1911-1984/, był na weselu bez żony
16. Aniela Bednarczyk z domu Piotrowska /1924-2007/, żona Franciszka /17/
17. Franciszek Bednarczyk brat Panny Młodej /1921-1986/
18. Józef Hudzik brat Pana Młodego /1922-2000/
19. Marianna Hudzik żona Józefa /1922-1967/
20. Franciszek Dużała
21. Helena Dużała z d. Zakręt
22. Józef Gąd /1915-1999/
23. Marianna Gąd z d. Bednarczyk /1917-2001/
24. ?
25. Andrzej Grzegorek
26. Żona A. Grzegorka /z domu Peljan?/
27. Sąsiad Młodej Pary z Piotrowic Adamczak
28. Żona Adamczaka
29. Dominik Chudzik /1926-1979/ brat Pana Młodego
30. Maria Hudzik z domu Gołdyn /1926-2012/ - żona Dominika Hudzika
31. Stanisław Szady /1914-1982/
32. Władysława Szady z d. Bednarczyk, siostra panny Młodej /1914-1963/
33. Marian Nowaczyk
34. Stefan Nowaczyk /1918-1981/
35. Franciszka Nowaczyk, siostra Pana Młodego/1919-2010/
36. Andrzej Zakręt /1915-1990/
37. Marianna Zakręt, żona Andrzeja /1917-1994/
38. Marian Dużała
39.Stefania Szady z d. Bednarczyk, siostra Panny Młodej /1923-200/
40. ?
41. ?
42. Edward Bednarczyk - brat Panny Młodej
43. ?
44. Telesfor Bednarczyk, brat Panny Młodej
45. ?
46.
47. ?
48. ?
49. ?
50. ?
51 ?
52. Antoni Hudzik, brat Pana Młodego /1931-1997/
53. Janina Adamczak z Piotrowic ?
54. ?
55. Jan Bednarczyk, brat Panny Młodej /1919-1992/
56. Łucja Bednarczyk z d. Nowacka /1924-2005/
57. ?
58.?
59. ?
60. ?
61. Muzyk z orkiestry
62. ?
63. ?
64. Stanisław Bura
65. Janusz Gąd
66. ?
67. ?
68. ?
69. Jan Szady /1920-2000/

WNIOSKI:

1. Nie udało się jak dotąd opisać ósemki najmłodszych uczestników zabawy - dzieci, oznaczonych numerami: 57, 58, 59, 60, 62, 63, 67, 68. Zachęcam więc do wypowiadania się na ten temat. Wierzę, że wspólnie uda się nam rozpoznać te osoby.
2. Na zdjęciu nie udało się rozpoznać nikogo z gości będących bliskimi krewnymi gospodarza przyjęcia weselnego jakim był ojciec Panny Młodej Czesław Bednarczyk. Czyżby na tej uroczystości zabrakło krewnych z Radomicka i Wydorowa?
3.Jest to jedno z nielicznych zdjęć, na ktorych można odnaleźć występujących wspólnie członków rodzin Hudzik, Zakręt i Bednarczyk.


poniedziałek, 13 października 2014

Naucz się pisać, napisz Stalin!

Jednym z pierwszych zadań, jakie postawiła sobie władza ludowa w końcówce lat 40 tych XX w była bezpardonowa walka z analfabetyzmem wśród własnych obywateli. Warto przyjrzeć się jak ówcześni notable radzili sobie z tym problemem. Faktem jest, że analfabetyzmu nikt wówczas sobie nie wymyślił. Według niektórych danych bezpośrednio po wojnie w kraju mogło mieszkać ok 4 milionów osób nieumiejących czytać lub pisać. Winą za ten stan rzeczy obarczano przede wszystkim "burżuazyjne rządy" II RP. W zniszczonym wojną kraju było znacznie więcej problemów i pilniejszych spraw związanych np. z odbudową niż uczenie niepiśmiennych pisania. Jednak Władza Ludowa potrzebowała sukcesu i wyników, które przebiłby się szerokim echem na Zachód. Propagandowy slogan: "Walka z analfabetyzmem to walka z ciemnotą i zacofaniem" przykuwał uwagę przechodniów, zajmował nudzących się w kolejkach petentów, śmieszył intelektualistów, rozbawiał cwaniaków. Żarty się jednak skończyły w 1949 r. kiedy to Sejm uchwalił Ustawę u likwidacji analfabetyzmu. W pierwszym paragrafie tej Ustawy napisano:

Art. 1 " W celu likwidacji analfabetyzmu będącego spuścizną rządów burżuazji i obszarnictwa oraz zaporą na drodze Polski Ludowej do pełnego rozwoju gospodarczego i kulturalnego Narodu, wprowadza się obowiązek bezpłatnej nauki dla analfabetów i półanalfabetów" 

Od tego momentu do wsi i miasteczek ruszyły społeczne komisje, których pierwszym zadaniem było znaleźć i policzyć analfabetów. Szybko okazało się, że  nie było to takie proste. Ludzie nie garnęli się do tego aby przyznać się przed Władzą Ludową do swojej ułomności. Wielu wstydziło się swojego analfabetyzmu i robiło wszystko aby uniknąć rejestracji przez komisje rejestracyjne.  Analfabeci uczyli się samego podpisu, bo umiejętność jego złożenia była jednym z testów przeprowadzanych przez urzędników. Zapisywali się do bibliotek w nadziei, że karta czytelnika pomoże wymigać się od rejestracji. Pozorowali choroby psychiczne, bo zgodnie z ustawą upośledzenie umysłowe zwalniało od udziału w kursach. Byli i tacy, którzy barykadowali się w chałupach nie chcąc, by poddano ich testowi. Przeglądano spisy meldunkowe, listy pracownicze, rejestry. Postulowano, aby do akcji ujawniania analfabetów włączyły się także instytucje, które mają bezpośredni kontakt z obywatelami, np. banki, urzędy pocztowe, ubezpieczalnie. I aby, gdy złapią kogoś na gorącym uczynku, niezwłocznie meldowały o tym komisjom. 

Nad całością przedsięwzięć związanych z walką z analfabetyzmem nadzór sprawował Pełnomocnik Rządu. Organizował on społeczne służby do walki z analfabetyzmem. Jednak w praktyce "społaczne" służby składały się z przedstawicieli miejscowych władz i nauczycieli. Tak między innymi było w 1949 r w Dłużynie, gdzie w składzie gminnej komisji do walki z analfabetyzmem znalazł się również mój pradzidek Czesław Bednarczyk, pełniący funkcję sołtysa.

A oto co czytamy w oficjalnym protokole z prac tej Komisji:

PROTOKÓŁ
z przebiegu rejestracji analfabetów i półanalfabetów w Dłużynie.

Przygotowanie do wyżej wymienionej akcji.

Ad1) O godz. 10.30 odbyło się zebranie gromadzkie w salce parafialnej. Udział obywateli dłużyńskich bardzo liczny. Zebranie zagaił obywatel sołtys i odzcytał porządek obrad. Następnie głos zabrała kierowniczka szkoły Majchrzak Julia - która zreferowała cel walki z analfabetyzmem. Kończąc zachęciła, by wszyscy spełnili swój obowiązek obywatelski, który polegał na tym, by poddali się egzaminowi czytania i pisania. Sołtys objaśnił stronę organizacyjną zgłoszenia się do szkoły, by wykonać wyżej wymienione zlecenie.

Przeprowadzenie akcji:

Ad2) Sołtys w porozumieniu z kierowniczką szkoły wybrał Komisje, które miały urzędować w dwóch klasach. W skład wchodzili następujący obywatele: Majchrzak Julia, Otto Władysław, Jędrzychowski Walenty i Drewnowski Tadeusz. Drewnowski zwolnił się i nie brał czynnego udziału. W skład drugiej Komisji wchodzili: obywatel Bednarczyk Czesław, Klecha Cz. Skórzewski Stanisław, Furmańczak Stanisław. 

Punktualnie o godz. 13.00 zaczęli obywatele składać egzamin, który polegał na tym, że pytany musiał przeczytać kilka zdań z gazety lub z ksiązki i napisać na tablicy zdanie ze słuchu. Za wielki plus że Gromada stawiła się w 100% dając wyraz zrozumienia dla ważności wykrycia niepiśmiennych. Organizacja była bardzo sprężysta, zachowanie ludności bez zarzutu, tak że Komisja w ciągu 3 godzin wyegzaminowała całą ludność Dłużyny. 

Dłużyna, dnia 12 czerwca 1949 roku. Protokółowała Majchrzak Julia /podpis/  

BEDNARCZYK CZESŁAW /podpis długopisem/


 Decyzja Komisji

Komisja uważa, że dla 19 osób trzeba zorganizować kurs, by się podciągnęli w czytaniu i pisaniu. Jednak nie można uważać ich za półanalfabetów. 

Na odwrocie dokumentu wpisano 19 nazwisk

Koniec Protokołu. 
O postępach w likwidacji analfabetyzmu w Dłużynie pisała prasa. Głos Wielkopolski nr 85 z dnia 1950.03.27



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Podpisy złożone na akcie małżeństwa Andrzeja Bednarczyka z Marianną Zugehor 1875 r

Podpis Marcina Chudzika pod aktem urodzenia syna Dominika. Rok 1926 r.

Podpis Marcina Chudzika pod aktem urodzenia syna Józefa. Rok 1922

Na uwagę zasługują dwa podpisy mojego pradziadka Marcina pod aktami urodzenia swoich synów. Zastanawiające jest to, że w 1922 roku Marcin Chudzik podpisał się /choć trochę nieporadnie/ imieniem i nazwiskiem. Cztery lata później pod aktem urodzenia Dominika złożył trzy krzyżyki....




Opracowano na podstawie: 
1. Konrad Bednarczyk "Nasz Dziadek" 
2. Magdalena Budnik "Walka z analfabetyzmem w Polsce Ludowej"
3. Robert Horbaczewski "Rok 1949 - U jak uczył nas Lenin"


środa, 8 października 2014

Dla honoru organizacji... cz.2

Książka ks. Leszka Grzelaka pt. "Kronika parafii Św. Jakuba w Dłużynie do 1945 roku oraz dawnej parafii w Charbielinie" rozpaliła moją wyobraźnie. Postanowiłem pójść sladem jej autora i odszukać innych publikacji proboszcza Dłużyny, aby spróbować zgłębić temat młodzieżowych organizacji funkcjonujących w tej parafii przed II wojną światową. Swoje myśli skierowałem do miesięcznika Gminnego Ośrodka Społeczno Kulturalnego we Włoszakowicach pt "NASZE JUTRO". W latach 90tych XX w swoje teksty umieszczali w tym piśmie oprócz wielokrotnie wymienianego przeze mnie ks. Leszka Grzelaka również Antoni Kaczmarek i Edmund Lepka. Panowie ci to najwyższej próby historycy i regionaliści. Dogłębnie poznali dzieje włoszakowickiej gminy na przestrzeni ostatnich 100 lat. Dzięki ich opracowaniom miałem sposobność poznać zawiłe losy powstańców wielkopolskich z okolic z Włoszakowic, Dłużyny, Grotnik i Bukówca Górnego. Wczytałem się w poruszające wspomnienia najstarszych mieszkańców Dłużyny, barwnie opisujących  ich życie i społeczną działalność. Wreszcie uzupełniłem swoją i tak skąpą wiedzę o młodzieżowych stowarzyszeniach mężczyzn i kobiet - mieszkańców Dłużyny i okolicznych wsi. Ten temat interesuje mnie szczególnie ze względu na rolę jaką w owych organizacjach odgrywali członkowie rodziny Bednarczyków.

Dzięki uprzejmości Redakcji  NASZE JUTRO otrzymałem bogaty materiał wybranych przez siebie artykułów, zamieszczonych na łamach tego czasopisma w latach 1995 - 1999. W numerze 70 z 1996 roku na stronie 12 znalazłem ciekawy tekst A. Kaczmarka, napisany na kanwie wspomnień Marty Poślednik z domu Bednarczyk, córki Walentego Bednarczyka /1888 - 1916/ oraz Marii Gąd /1917 - 2001/ z domu Bednarczyk, córki mojego pradziadka Czesława Bednarczyka. Posłuchajmy jak wspomina ten czas Marta Poślednik:

"...Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej zostało założone w 1932 roku. Zaprosił ksiądz dziekan Dębiński dziewczęta do salki parafialnej na zebranie...zaraz też przystąpił do wyboru zarządu. Dużo głosów padło na mnie, jako prezeskę. Według ustawy powinna ona być pełnoletnią a ja skończyłam dopiero 17 lat. Ks. dziekan powiedział: "Marta sobie poradzi" i tak zostało. Sekretarką była Władysława Bednarczyk, naczelniczką Konstancja Michałowska. Zbiórki odbywały się co tydzień, miałyśmy ciekawe zajęcia. To nie były tańce, raczej cwiczenia rytmiczne i ludowe korowody. Na zebraniach gromadziłyśmy się raz w miesiącu. Ks. dziekan nam towarzyszył i niektóre osoby ze wsi. Uczyłyśmy się śpiewu. Były rózne gry a zimową porą przedstawienia, które reżyserował mój stryj Czesław Bednarczyk...."

Maria Gąd z domu Bednarczyk również była działaczką oddziału KSMŻ w Dłużynie. Wspominała że:

"...Młode Polki miały tutaj dobre możliwości korzystania z kursów gospodarstwa domowego. Istniało bowiem koło włoscianek, prowadzone przez Annę Bednarczyk, matkę Marty, z którym współpracował oddział KSMŻ..."

Według zachowanych do dnia dzisiejszego sprawozdań z działalności Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej w Dłużynie w latach 30 tych XX w zrzeszenie liczyło ok 16 członkiń zwyczajnych, z których 10 przekroczyło 18 rok życia. W ciągu całego 1935 roku odbyło sie 12 zebrań plenarnych, którym przewodniczyła prezeska Marta Bednarczyk. Ponadto odbyto 25 spotkań w ramach wychowania fizycznego, oraz 14 zebrań kierownictwa oddziału. W ciągu 1935 roku zorganizowano 4 występy /przedstawienia i wieczornice/. W okresie przedwojennym KSMŻ w Dłużynie posiadało własny sztandar, który został zniszczony przez hitlerowców podczas wojny.

Poświęcenie sztandaru KSMŻ w Dłużynie 26 maja 1935 roku. /ze zbiorów Marty Poślednik z d. Bednarczyk/ "Nasze Jutro" nr 67/1995, str 12

Kurs wyrobów mięsnych - około 1936 rok. Maria Gąd stoi jako druga od prawej strony tuż za miską/ze zbiorów Marii Gąd z d. Bednarczyk/ "Nasze Jutro" nr 70/1996, str 13




Szczególne podziękowania dla Redakcji miesięcznika "Nasze Jutro" za udostepnienie materiałów.

poniedziałek, 29 września 2014

Józef Kańciak vel Chudzik

Postanowiłem powrócić do dawno nie czytanych aktów USC z parafii Brodnia. Moją uwage przykuły najdawniejsze dokumenty dotyczące Chudzików zamieszkałych w miejscowościach Dzierzązna oraz Glinno. Przypomnę, że te dwie sąsiadujące ze sobą wsie są kolebką rodziny Chudzików. W Dzierząznej w drugiej połowie XVIII w mieszkali rodzice najstarszego znanego mi przodka Józefa Chudzika /1756 - 1836/. Niestety nie potrafię nazwać ich z imienia i nazwiska, lecz z pewnością parali się rolą jako chłopi pańszczyźniani. 



W tym samym czasie w oddalonym o kilka kilometrów Glinnie swój żywot wiedli Jan Kańciak vel Chudzik z małżonką Marianną z domu Szewcówną. Usilnie próbowałem połączyć te dwie rodziny jakąś wspólną gałęzią ale jak dotąd mi się to nie udało. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że te dwie rodziny były ze sobą blisko spokrewnione. Przyjmuję niemal za pewnik, że Jan Kańciak vel Chudzik miał brata, który w Dzierząznej zapoczątkował ród moich bezpośrednich przodków Józefa i Jadwigi.


I tu pojawia się ciekawostka, o której chciałbym kilka zdań napisać. Na pewno zauważyłeś Czytelniku, że przy nazwisku Jana i Marianny z Glinna pojawił sie tajemniczy składnik "Kanciak vel Chudzik" Przyznaję, że aby zrozumieć o co tu chodzi z tym dziwnym nazwiskowym tworem, posiłkowałem się literaturą traktującą o genealogii oraz słownikiem języka polskiego. I tak według tego ostatniego:

vel «albo, czyli – słowo używane przy zestawieniu określeń synonimicznych lub dwu nazwisk tej samej osoby, np. Bolesław Prus vel Aleksander Głowacki » 

I stała się jasność....choć nie koniecznie, bo co to może mieć wspólnego z Chudzikami? Okazuje się, że powodów dla których rodzina Jana Kańciaka z Glinna używała zamiennie nazwiska Chudzik mogło być kilka.

Po pierwsze primo: wiek XVIII był okresem, w którym ciągle jeszcze kształtowały się nazwiska chłopskie. Być może było tak, że moi najwcześniejsi przodkowie nosili dwa nazwiska Kańciak i Chudzik.  Nie można tego wykluczyć. Z jakiegoś powodu, którego z pewnością już nie poznamy, od któregoś momentu na stałe przylgnęło nazwisko "Chudzik" a to brzmiące "Kańciak" popadło w zapomnienie. To tłumaczyłoby fakt, że nazwisko "Kańciak" prawie nie występowało w gminie Brodnia w następnych dziesięcioleciach.

Po drugie primo:  w owym czasie nieślubne dziecko, z czasem zmieniało nazwisko na nazwisko ojca lub ojczyma. Gdyby tak było w naszym przypadku, to być może ojcem Jana Kańciaka nie był Kańciak ale któryś z Chudzików, i to właścnie po nim Jan przyjął drugie nazwisko. Nazwisko Kańciak nosiła matka.

Po trzecie primo: Jan Kańciak mógł kupić gospodarstwo po jakimś Chudziku i po nim przyjąć drugie nazwisko. Takie dziwne przypadki też miały miejsce.

Po czwarte primo: Jan Kańciak z jakiegoś osobistego powodu postanowił zmienić nazwisko bo np. :"Kańciak" źle się kojarzyło, było obraźliwe lub ośmieszające. Wersja chyba mało prawdopodobna.

Poniżej zamieściłem akt zgonu Józefa Kańciaka vel Chudzika, który zmarł w Dzierząznej 12 kwietnia 1847 roku w wieku 60 lat. Ksiądz spisujący akt przedstawił Józefa jako bardzo ubogiego żebraka, syn Jana i Marianny Kańciaków vel Chudzików. Śmierć Józefa Kańciaka zgłosił Paweł Chudzik, zapewne bliski krewny. Być może mój imiennik był synem Józefa i Jadwigi Chudzików, przedstawionych w pierwszym diagramie.
 

Moje wywody na temat Chudzików z drugiej połowy XVIII w nie są poparte dostateczna ilością materiałów źródłowych. W samych dokumentach urządu stanu cywilnego kryje się mnóstwo błędów. Błędy te głównie dotyczą wieku występujących w nich osób. Dla księdza pełniącego zarazem obowiązki urzędnika USC nie było tak naprawdę iststne czy zmarła osoba miała 80 lat czy tylko 60. Stąd późniejsze trudności we właściwym przyporządkowaniu takiej osoby do konkretnej rodziny.




niedziela, 21 września 2014

Dla honoru organizacji...cz1.

Gmach Biblioteki Uniwersyteckiej przy ul. Ratajczaka w Poznaniu przedstawia się naprawdę okazale. Budynek jednej z największych w Polsce bibliotek akademickich oddano do użytku pod pruskim panowaniem w 1902 roku. Jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej zdołano zgromadzić tu ponad 500 000 woluminów. Dzisiaj na jej pułkach zalega ponad 5000000 książek o tematyce humanistycznej i społecznej. Nie ma tu więc czego szukać student fizyki, chemik czy przyszły inżynier mechatroniki. Ale ja mógłbym tu wdepnąć, choć na 3 godziny aby podążać w dalszy odcinek mojej podróży genealogicznej. Któregoś dnia korzystając ze sposobności wcześniejszego zakończenia pracy, stanąłem przed olbrzymimi, drewnianymi drzwiami owego gmaszyska. Moim celem było zapoznanie się z historią aktywności społecznej Bednarczyków z z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Niestety nie ma zbyt wiele dokumentów na ten temat. Podstawowym dla mnie źródłem wiedzy, z którego mógłbym czerpać powinny być osobiste notatki i zdjęcia gromadzone celowo dla potomnych przez Czesława Bednarczyka. Niestety nie są, ponieważ gro tych cennych dla rodziny pamiątek zaginęła, obawiam się - bezpowrotnie. Pozostają więc biblioteki, archiwa oraz Internet. 

Gmach poznańskiej Biblioteki Uniwersyteckiej
W czytelni zbiorów specjalnych przeglądałem bardzo interesującą pozycję pt. "Kronika parafii Św. Jakuba w Dłużynie do 1945 roku oraz dawnej parafii w Charbielinie". Autorem tego opracowania jest ksiądz kanonik Leszek Grzelak, obecny proboszcz parafii dłużyńskiej. Wypada mi w tym miejscu stwierdzić, że spod pióra ks. Leszka Grzelaka wyszło wiele artykułów o tematyce historycznej, dotyczącej przede wszystkim zawiłych losów wsi Dłużyna oraz jej mieszkańców. Dzięki przychylności ks. Grzelaka poznałem szczegóły zawarcia związku małżeńskiego pomiędzy Czesławem Bednarczykiem a Marianną z Kędziorów /30 stycznia 1911 r/.

W okresie międzywojennym w Dłużynie działało wiele organizacji, których głównym zadaniem było patriotyczne, kulturalne oraz społeczne aktywizowanie mieszkańców. Różnego rodzaju związki działające w tym czasie skupiały w swoich szeregach przede wszystkim katolików. Do najprężniej działających trzeba zaliczyć Kółko Rolnicze, które zostało powtórnie założone 20 września 1908 roku /pierwsze kółko rolnicze w Dłużynie powstało w 1866 roku/. Inicjatorem jego powstania był ksiądz proboszcz Felicjan Rybicki a aktywnie pomagali mu w tym hr. Czarnecki z Siekowa i ksiądz Wiktor Mojzykiewicz z Przemętu.  Historia powstawania w Wielkopolsce kółek rolniczych, była związana  z historią wsi i rolnictwa, a także z historią narodu i państwa polskiego. Nie bez przyczyny więc hasłem przewodnim tej organizacji było: "Żywią i bronią" Geneza powstawania kółek rolniczych została trafnie opisana na oficjalnym portalu Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych. Pozwolę sobie więc na wierny cytat: 

   "...Wiek XIX dla wielu krajów europejskich było okresem bujnego rozwoju gospodarczego. Dynamicznie rozwijał się przemysł. Nowoczesność wkraczała do rolnictwa. Na mapie Europy nie było w tym czasie Polski. Los Polski zależał od woli trzech zaborców. Na polskiej wsi panowały stosunki feudalne, ucisk narodowy i społeczny. Prześladowany był tez Kościół rzymsko-katolicki. Wszystkie próby uzyskania wolności i swobód obywatelskich, w tym także możliwości zrzeszania się w stowarzyszenia zawodowe i społeczne, kończyły się na zsyłkach i masowej, wymuszonej emigracji najbardziej światłej części społeczeństwa polskiego. Sytuacja wydawała się bez wyjścia. A jednak znaleźli się tacy, którzy, z narażeniem własnego życia, podjęli się trudu odmiany losu polskiego chłopa. Byli to przedstawiciele szlachty, niektórzy spośród ziemian, pisarze i poeci, a także wielu księży w parafiach wiejskich. Oni to pierwsi uświadomili sobie, że bez włączenia włościan do realizacji głoszonych przez nich haseł wolnościowych, niemożliwe jest uzyskanie zmian w położeniu tej grupy społecznej, a w przyszłości również odzyskanie niepodległości dla Polski..."

Wieloletnim prezesem dłużyńskiego Kółka Rolniczego był również Czesław Bednarczyk a o jego aktywności na tym polu pisałem w tym miejscu. 

Kółko Rolnicze w Dłużynie organizowało spotkania między innymi w salce parafialnej, podczas których dyskutowano o nowych trendach w rolnictwie, o stosowaniu nawozów sztucznych o zasadach nowoczesnego sadownictwa i hodowli. Zapraszano prelegentów z Poznania na specjalne odczyty. Ponadto organizowano wyjazdy do wzorowo prowadzonych gospodarstw. Podczas zebrań, mieszkańcy zgłaszali zapotrzebowania na węgiel i nawozy sztuczne na następny rok. 

Kółko Rolnicze w Dłużynie ściśle współpracowało z Kołem Włościanek. Organizacja ta podejmowała pracę oświatowo - wychowawczą wśród swoich członkiń, odpowiednio do występujących w danym okresie potrzeb. Na spotkaniach wygłaszano referaty na temat ogrodnictwa, hodowli, prowadzenia gospodarstwa domowego, higieny osobistej, religii, spraw społecznych i organizacyjnych. Koło Włościanek organizowało kursy gotowania i pieczenia, żywienia i hodowli inwentarza, ogrodnictwa szycia itp. Koło Włościanek w Dłużynie  powstało 8 listopada 1919 roku a jego pierwszą prezeską została Anna Bednarczyk z domu Szudra /1886 - 1958/, żona Walentego Bednarczyka /1888 - 1916/ - brata mojego pradziadka Czesława. Spotkania członkiń odbywały się w salce parafialnej. Od początku działalności Koło Włościanek w Dłużynie bardzo prężnie działało. Organizowano wieczornice z okazji rocznic państwowych. I tak np. w dniu 23 listopada 1923 roku z inicjatywy prezeski Anny Bednarczyk odbyła się wieczornica z okazji rocznicy Powstania Wielkopolskiego a 3 lutego 1927 roku Anna Bednarczyk zorganizował dla kobiet kurs szycia. 

Kurs szycia zorganizowany przez KSMŻ. Ze zbiorów L. Michałowskiego
 Inną organizacją społeczną, która na stałe wpisała się w historię wsi Dłużyna było Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej KSMŻ. Powstało w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia w 1936 roku. Organizacja ta prowadziła działalność religijną, kulturalno - oświatową, charytatywną i społeczno - patriotyczną. Hasłem przewodnim KSMŻ było: "Budujmy Polskę Chrystusową" Pierwszą prezeską dłużyńskiego oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej była córka działającej w Kole Włościanek Anny Bednarczyk - Marta Bednarczykówna. Sekretarką nowo powstałej organizacji została Władysława Bednarczykówna, córka sołtysa wsi Czesława Bednarczyka. 

Pieczęć Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej w Dłużynie z podpisami Marty i Władysławy Bednarczyk. Źródło: Leszek Grzelak "Kronika parafii św. Jakuba w Dłużynie....."
 Wyszedłem zadowolony z czytelni zbiorów specjalnych Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu. Na schodach tego ogromnego gmachu zaczerpnąłem świeżego powietrza i uśmiechnąłem się w duchu na samą myśl o swoich przodkach z Dłużyny. Byli charyzmatyczni i obdarzeni poczuciem konieczności działania na rzecz i dla dobra miejscowej społeczności - swoich sąsiadów. To byli ludzie odpowiedni do czasów, w których przyszło im żyć. Zadziwiające jest też to, jak szybko zdobywali zaufanie innych, rdzennych mieszkańców Dłużyny. Przecież Bednarczykowie nie mieszkali w tej wsi od zawsze. Pierwsi przybyli tu ok 1900 roku z Radomicka bracia Walenty i Czesław Bednarczyk w celu pobierania nauki w zawodzie ślusarsko - kowalskim. To oni dali początek dwóm rodzinom, które na stałe zapisały się w historii tej spokojnej leszczyńskiej wsi. 



niedziela, 17 sierpnia 2014

W okopach Grodna



         Odwiedziłem ostatnio Dłużynę, Włoszakowice i Charbielin. Miałem okazję spotkać się   z krewnymi, dzięki którym zobaczyłem miejsca związane z Bednarczykami. Podczas fascynujących rozmów i wzruszających spotkań, miałem okazję podzielić się informacjami i zgromadzonymi materiałami na temat historii rodzin Hudzików i Bednarczyków. Z ogromnym zainteresowaniem wysłuchałem wspomnień naocznych świadków ciekawego i niezwykłego życia moich Pradziadków. Do domu wróciłem bogatszy w doświadczenia i naładowany pozytywną energią do dalszego działania.

   Z podróży genealogicznej do Ziemi Przemęckiej przywiozłem kserokopię zdjęcia pocztówkowego, które przedstawia 12 mężczyzn w  niemieckich mundurach z okresu I Wojny Światowej. Mężczyźni ci pozują na tle drewnianej wiejskiej chaty. Jednym z nich jest mój pradziadek Czesław Bednarczyk, siedzący jako pierwszy z lewej w środkowym rzędzie. Wszyscy żołnierze sprawiają wrażenie nienagannie ubranych. Są zapięci na ostatni guzik, wszyscy mają nałożoną czapkę. Czesław Bednarczyk trzyma jakiś przedmiot w lewej dłoni. Nikt się nie uśmiecha, wszyscy wpatrzeni są w centralny punkt obiektywu fotografa. W chwili wykonywania zdjęcia żołnierze są myślami z rodzinami pozostawionymi setki kilometrów w kierunku na zachód. Zdjęcie zrobiono bowiem na froncie wschodnim, na przedpolach twierdzy Grodno, na terenie dzisiejszej Białorusi. Na odwrocie fotografii Dziadek napisał po niemiecku kilka słów do żony Marianny, przebywającej wówczas wraz z dziećmi w dalekiej Dłużynie. Niestety nie da się ich odczytać, czas zrobił swoje, litery są prawie nieczytelne. Wyraźnie widoczne są natomiast pieczęcie; pierwsza to pieczęć poczty polowej nr 116  z datą nadania kartki: 20 sierpnia 1915 r. Na drugiej można odczytać miejsce stemplowania: Grodno.

Czesław Bednarczyk /siedzi pierwszy z lewej/ - zdjęcie z frontu wschodniego 1915 rok.
       W poście pt. „Verlustlisten” przedstawiłem szlak bojowy, jaki przeszedł Czesław Bednarczyk służąc w 12 kompanii 329 pułku piechoty /Infanterie Regiment 329/ Pocztówka, którą wysłał do domu 99 lat temu jest namacalnym dowodem i niemym świadkiem pobytu mojego pradziadka na froncie wschodnim podczas wielkiej wojny światowej. Latem 1915 roku Dziadek był już prawdziwym „frontowcem”. Za sobą miał 10 miesięcy doświadczeń walki o życie w okopach wojny rozpętanej przez mocarstwa Europy. Za plecami pozostawił pola bitewne środkowej i wschodniej Polski, której nie było wówczas na żadnej mapie sztabowej jego niemieckich dowódców. Zapewne wielokrotnie zaglądała mu śmierć w oczy. Słyszał charakterystyczny świst kul, widział konających kolegów z oddziału, uczestniczył w zbiorowych pogrzebach poległych. Doświadczenia wojny ukształtowały go na nowo. Teraz spoglądał na przedpola wielkiego Grodna. To już kolejna twierdza, o której mówiono w szeregach, że jest nie do zdobycia.

            Rosjanie zamieniali Grodno w miasto – twierdzę od końca XIX w. Prace przy stawianiu betonowych fortów okalających szczelnie to miasto ze wszystkich stron ruszyły już w 1887 roku. Przy budowie wykorzystywano wszelkie możliwe siły i środki w tym okolicznych chłopów, którzy przy pomocy prostych narzędzi oraz własnych furmanek przewozili i przerzucali setki ton materiałów budowlanych i drewna. Rosjanie nie przebierali w środkach aby  wszystkie prace były prowadzone sprawnie i fachowo. Do dziś krążą legendy o płaceniu ludziom złotem za ich ponadludzki wysiłek. Podobno w okolicznych wioskach jak grzyby po deszczu wyrastały ładne domy, które chłopi wznosili za to złoto. 

           Budowa fortów obronnych wokół Grodna była oczkiem w głowie cara Mikołaja II, który w 1912 roku rozkazał ponowne ich rozbudowywanie. Miało powstać 13 betonowych fortów, placówek otwartych dla artylerii większego kalibru. Rozbudowę fortów rozpoczynano od prac geodetów, którzy wykreślali jego kontury w terenie. Następnie budowano drogi dojazdowe, miejsca zamieszkania wojskowych i baraki dla pracowników sezonowych. Jednocześnie wznoszono składowiska na materiały, w miarę potrzeb zwożono też urządzenia. Budowano betoniarnię i tymczasową stację elektryczną, podłączano wodę. Jak relacjonują świadkowie, praca we wszystkich fortach była nadzwyczaj sprawnie zorganizowana i trwała całą dobę. Wykorzystywano osiągnięcia techniczne tamtych czasów: koparki, dźwigi, betoniarki, drobiarki kamienia, maszyny parowe, ładunki wybuchowe, linie telefoniczne. Do oddalonych miejsc prowadzono wąskotorówki. Beton na wzniesienia podnoszono mechanicznie, wodę dostarczały pompy, a światło na plac budowy – elektromaszyny. Wciąż używano także tradycyjnych narzędzi: łopat, taczek, wozów. Forty otoczono okopami, wałami i fosami, oplątano drutami, wewnętrzną przestrzeń poprzecinano przejściami i okopami. Na samym grzebieniu ustawiono miejsca bojowe strzelców i stanowiska dla karabinów maszynowych, na flankach* – stanowiska dla armat. W środku potężnej betonowej bryły przekopano korytarz łączący sale żołnierzy i oficerów, szpital oraz kapliczkę z ikoną, którą otrzymał fort po wyświęceniu. Latem 1913 roku Grodno zostało oficjalnie mianowane twierdzą. Teraz miał się z nią zmierzyć Czesław Bednarczyk z Dłużyny, mój pradziadek.

Nieczytelna już tresć kartki pocztowej

          Walki o twierdzę rozpoczęły się na początku lipca 1915 roku i toczyły się do pierwszych dni września tego roku. Czesław Bednarczyk słał kartkę ze swoim zdjęciem w dniu 20 sierpnia 1915 roku a więc w czasie w którym wokół twierdzy trwały zacięte walki wojsk niemieckich z rosyjskimi. 18 sierpnia Niemcy przepuścili zmasowany atak na betonowe umocnienia fortów II i IV. Rosjanie odpowiedzieli ogniem artylerii, która spowodowała w szeregach niemieckich poważne straty w ludziach i sprzęcie. Dzień 20 sierpnia a więc ten, w którym Czesław Bednarczyk wysłał kartkę do swojej żony Marianny był dniem, który pochłonął najwięcej ofiar tak po jednej jak i po drugiej stronie okopów. Gdy zapadał zmrok, nad ruinami twierdzy unosiła się łuna pożarów. Gdzieniegdzie słychać było jęki rannych żołnierzy, krzyki dowódców wydających ostatnie w tym dniu rozkazy. Wraz z nocą przychodzi nadzieja na rychłe zwycięstwo. Nie czekając świtu Rosjanie kolejny już raz desperacko rzucają się do ataku. Zacięte walki toczą się w rejonie dworca kolejowego i koszarów wojskowych. Z czasem sił rosyjskich ubywa, niemieckie zaś rosną w miarę przybycia nowych jednostek, a szczególnie artylerii.


*flanka - w terminologii wojskowej boczna część oddziału, budowli fortecznej.





Opracowano wykorzystując materiały znajdujące się w zasobach  serwisu internetowego kresy24.pl