sobota, 30 września 2023

Wspomnienia Anny Hudzik cz.3

 Jak trochę ucichło Anna razem z siostrą Stefanią pojechały do Dłużyny. Na gospodarstwie ich ojca Czesława Bednarczyka nie było już nikogo. Na szczęście inwentarz obsługiwali sąsiedzi oraz starsza siostra Anny Franciszka, która przez okres wojny zajmowała się gospodarstwem należącym do proboszcza. Franciszka odegrała ważną rolę w życiu Anny. Siostry przez cały okres dzieciństwa i młodości dzieliły razem pokój. Franciszka nigdy nie wyszła za mąż. Może właśnie dlatego namawiała Annę do małżeństwa. Wiedziała bowiem jak idzie się przez życie w pojedynkę. Franciszka pomagała Annie przy narodzinach pierwszego dziecka, zawsze służyła radą i pomocą. Anna z siostrą opiekowały się ojcowizną do czasu, gdy Czesław Bednarczyk załatwił wszystkie sprawy urzędowe i mógł formalnie wrócić z Zaborówca do Dłużyny. Jednak Anna długo nie nacieszyła się rodzinnym domem.

W tym czasie w Jezierzycach Kościelnych mieszkała z mężem jej siostra Władysława Szady. Często chorowała i nie mogła ciężko pracować na gospodarstwie. Czesław Bednarczyk i na to znalazł rozwiązanie. Doszedł do wniosku, że rodzinie Szady trzeba pomóc.  Postanowił posłać do Jezierzyc Kościelnych jedną z sióstr: Annę lub Stefanię. O tym, która wkrótce wyjedzie z Dłużyny miał zdecydować ciągnięty los. Padło na Annę. Szwagier Anny Stanisław Szady prowadził w Jezierzycach Kościelnych duże gospodarstwo. Anna miała więc co robić. Pracowała w polu, doiła krowy, parowała ziemniaki dla świń, gotowała, prała, zajmowała się synem Szadych, małym Władkiem. Do zabudowań gospodarskich Stanisława Szady przylegała wiejska świetlica. Młodzież organizowała w niej potańcówki.  Pod nieobecność Stanisława to Anna decydowała czy udostępnić salę do zabawy. Okres wojny nie sprzyjał zakładaniu rodzin, dlatego też po jej zakończeniu wielu chłopaków szukało żon. W tym czasie Anna miała wielu adoratorów, głownie z Jezierzyc Kościelnych. Jednak żaden z miejscowych jej nie odpowiadał. Pewnego wieczoru na zabawie pojawił się chłopak z Piotrowic  w charakterystycznej białej czapce. Miejscowi chłopacy nie byli zadowoleni z faktu, że Anna zerka na obcego, którym okazał się Ludwik Hudzik. Próbowali zniechęcić go do Anny robiąc mu psikusy. Razu pewnego zabrali mu białą czapkę, innym razem rower. Rower szybko się jednak znalazł, po tym jak Anna zagroziła, że jeśli go nie oddadzą, to zgłosi sprawę na milicję. Sprawy toczyły się szybko. Ludwik Hudzik przekonywał Annę do małżeństwa. Tłumaczył jej, że lepiej pracować na swoim niż harować u szwagra. Ponadto liczył po cichu na to, że jako żonaty mężczyzna nie zostanie powołany do wojska. Może to i było mało romantyczne ale takie wówczas były czasy.  Później okazało się, że służby wojskowej i tak nie uniknął. Ludwik Hudzik prowadził w Piotrowicach niewielkie gospodarstwo. Formalnie należało do jego matki Stanisławy z domu Zakręt. Anna miała okazję poznać swoją przyszłą teściową podczas wiejskich dożynek, na które Ludwik ją zaprosił. Czesław Bednarczyk "czuwał" nad młodymi, ściśle wyznaczając córce godzinę powrotu do domu. W Piotrowicach Ludwik oprowadził Annę po wsi a następnie zabrał ją na zabawę dożynkową. Podczas pierwszego pobytu w Piotrowicach Anna miała okazję poznać matkę Ludwika.  Obie Panie bardzo się starały aby dobrze wypaść podczas tego spotkania. Stanisława Hudzik na cześć Anny upiekła chruściki. Pomimo, że w tamtych czasach nie przywiązywano znacznej wagi do oficjalnych zaręczyn, to pewnego razu miało miejsce zdarzenie, które można by dzisiaj nazwać zaręczynami.  Podczas jednej z zabaw w Jezierzycach Kościelnych Ludwik Hudzik tańczył z Anną poloneza. Gdy muzyka przestała grać, wręczył wybrance czekoladę. Inni uczestnicy zabawy doskonale wiedzieli co to oznacza. Ktoś w mig postawił na środku sali taboret, na którym Ludwik i Anna musieli stanąć i się pocałować :)

Był rok 1947. O zamiarach młodych wkrótce dowiedział się Czesław Bednarczyk. Oznajmił, że ślub będzie mógł się odbyć dopiero jesienią. Związane to było z brakiem funduszy, ponieważ Czesław budował w tym czasie wozownie. Mimo to sprawy toczyły się szybko i swoim torem. Na ślub zapraszano wszystkich indywidualnie. Krótko przed uroczystością ślubną Stanisława Hudzik zabrała młodych do Leszna na zakupy. Synowi kupiła garnitur, przyszłej synowej kolczyki oraz obrączki. Suknię ślubną Anna miała po swojej starszej siostrze Stefani. Ludwik i Anna  pobrali się 13 września 1947r. w Dłużynie. Wesele trwało dwa dni i było dużym wydarzeniem we wsi. W końcu za mąż wychodziła ostatnia córka sołtysa! Ślubu cywilnego udzielał brat Anny Józef Bednarczyk, który w tym czasie był kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego we Włoszakowicach. 

Wesele Ludwika Hudzika i Anny Bednarczyk Dłużyna 1947 r. Przy Pannie Młodej siedzi Stanisława Hudzik z d. Zakręt. Obok Pana Młodego siedzi Marianna Bednarczyk. Dalej obok księdza siedzi Czesław Bednarczyk


Krótko po ślubie młode małżeństwo zamieszkało w Piotrowicach. Ludwik przyjechał po żonę do Dłużyny wozem zaprzęgniętym w konie. Anna w posagu dostała krowę, którą teraz przywiązali do tego wozu. I  tak oto Anna Hudzik wyruszyła na dziesiątki lat do wsi Piotrowice. Młodzi  zamieszkali w domu rodzinnym Ludwika w małym pokoiku. Anna najpierw go wysprzątała, a następnie z welonu uszyła firanki. Potrafiła też uformować z gliny piec. Anna nie miała okazji poznać swojego teścia, Marcina Hudzika, który zmarł przedwcześnie w wieku 45 lat w maju 1945 roku. W domu Hudzików mieszkała jeszcze siostra Ludwika Franciszka, która będąc krótko po ślubie zajmowała wraz z mężem największy pokój. Poza tym w Piotrowicach mieszkali bracia Ludwika: Józef i Dominik oraz siostra Eleonora z rodziną.  Prawie wszyscy utrzymywali się z gospodarstwa Stanisławy Hudzik. Pomagali w pracach polowych, przy żniwach i wykopkach. Domem zajmowały się głównie Stanisława i Anna.

Sielanka pierwszych miesięcy wspólnego życia nie trwała długo. Dwa miesiące po ślubie Anna zaszła w ciąże. Na miesiąc przed rozwiązaniem, w czerwcu 1948r. Ludwika powołano do wojska (Służył w Lublinie od 23.06.1948 r. do 05.12.1949 r. gdzie walczył z bandami UPA). Zdecydowano, że na czas służby wojskowej Ludwika Anna wróci do Dłużyny.  Pomimo zaawansowanej ciąży nikt tam jej nie oszczędzał. Szwagier Anny Józef, przejął gospodarstwo po Czesławie Bednarczyku. Twierdził, że dobrze Annie dobrze zrobi ruch i kazał jej chodzić za maneżem (urządzenie, za którym szły konie i uruchamiały np. napęd młocarni). W tym czasie w Dłużynie było kilkoro małych dzieci należących do sióstr Anny. Gdy siostry szły pracować w polu, dziećmi zajmowała się ich babcia - Maria Bednarczyk. Nie raz zdarzało się, że gdy wracały wieczorem do domu, zastawały na stole leżące i płaczące niemowlaki, z którymi płakała również ich babcia :). 29 lipca 1948r. do grona wnucząt Marii Bednarczyk dołączyło pierwsze dziecko  Anny - córka Marysia. Ludwika nie było przy jej narodzinach. Swoje pierwsze dziecko zobaczył dopiero jak miało kilka miesięcy. Chrzciny wyprawiono u Bednarczyków w Dłużynie. Chrzestnymi Marysi zostali  brat Ludwika Józef i siostra Anny Stefania. Na chrzcinach była obecna również teściowa Anny, która nalegała na rychły powrót synowej do Piotrowic. Tego samego zdania był Ludwik, który w liście do żony stwierdził, że jej miejsce jest w Piotrowicach. Wkrótce Anna została przywieziona do Piotrowic przez szwagra Józefa.  Był to bardzo trudny okres w życiu Anny. W czasie gdy Ludwik był jeszcze w wojsku urodziło się drugie dziecko. Mały Staś był wcześniakiem i po kilku dniach zmarł*. 

Ludwik Hudzik podczas służby wojskowej w Lublinie 1948-1949

W 1950 roku, krótko po powrocie z wojska, Ludwik otrzymał propozycję zarządzania gospodarstwem PGR w Piotrowicach. Młode małżeństwo przeprowadziło się do dużego mieszkania w zabudowaniach należących do PGR. Budynek, który stoi do dziś, znajdował się w parku. W tym czasie sytuacja PGRu była trudna. Większość pracowników odeszła. Na posterunku trwali jeszcze Helena Kaczmarek, która pracowała głównie w polu i Władysław Adamczak, który zajmował się owcami, końmi i bydłem. Anna pomagała mężowi w pracach polowych i w oborze. Często do pracy zabierała ze sobą dzieci. W tym okresie na świat przychodziły kolejne dzieci Anny i Ludwika: Łucja i Adam. 

Częstym gościem w domu Hudzików była siostra Ludwika Franciszka z Kościana. Przyjeżdżała do Piotrowic z dziećmi Olą i Marianem pod nieobecność swojego męża Stefana Nowaczyka, który jako zdun często przebywał poza domem.  Któregoś dnia dzieci Franciszki Nowaczyk  bawiły się na podwórzu. Nagle dzieci zniknęły z oczu dorosłych. Franciszka spytała małą niespełna 2 letnią Marysie gdzie jest Ola. Marysia bez wahania wskazała na miejsce w którym znajdowała się odkryta  na podwórzu studnia.  Gdy przerażona Franciszka zajrzała do studni, zobaczyła wypływającą z pod wody córkę Olę. Struchlała ze strach Franciszka zaczęła wzywać pomocy. Na miejscu zbiegli się pracownicy PGR oraz przechodzący w pobliżu nauczyciel miejscowej szkoły pan Kozłowski. To właśnie on bez wahania zszedł do studni po drabinie i uratował dziecko od pewnej śmierci. Franciszka Nowaczyk, zwana przez wszystkich Ciocią Franią przyjeżdżała do Piotrowic przez całe swoje długie życie. Znana była  z tego, że zawsze jak przyjeżdżała miała przy sobie gotowe torebki, woreczki, a to na kaczuszkę, a to na jajeczka, owoce itp.

Franciszka, siostra Ludwika ze swoim mężem Stefanem Nowaczykiem. Piotrowice lata 40 te XXw.

CDN

Na podstawie wspomnień Anny Hudzik, spisanych ręką córki Weroniki Hudzik. Leszno 2015.


*Stanisław urodził się 22 września 1949 r. Zmarł 28 września 1949 r.

niedziela, 24 września 2023

Wspomnienia Anny Hudzik cz. 2

 

 Okres II Wojny Światowej.


W upalne lato 1939 r. dużo mówiło się o wojnie, odczuwało się napięcie, niepokój. Na dwa dni przed 1 września wokoło paliły się stogi. Palili je Polacy aby front nie mógł przejść. Wszyscy gromadzili jedzenie i chowali je pakując w co się tylko dało. Gospodynie z Dłużyny wkładały cukier w duże dzbany i zakopywały je w ziemi. Maria Bednarczyk również chowała mąkę i zboże a cukier umieściła w świniarni za korytem. Dzień 1 września 1939 r. Anna zapamiętała bardzo dobrze. Mówi, że do dzisiaj słyszy przeraźliwie bijące dzwony. W tym dniu nie poszła na służbę bawić dzieci. Mieszkańcy wsi dowiedzieli się z radia, że Niemcy wkroczyli do Polski. Ludzie się modlili i płakali. Większość mężczyzn już wcześniej została powołana do wojska.

Czesław Bednarczyk zebrał wszystkich domowników, pobłogosławił i z małym tobołkiem na rowerze wyruszył w kierunku Kościana. Wkrótce jednak wrócił z powrotem, bo frontu nie było widać, wszystko było spalone. Z czasem Niemcy zaczęli wysiedlać gospodarzy do Małopolski. Czesław Bednarczyk pełnił wtedy funkcję sołtysa i dobrze mówił po niemiecku. Był zobowiązany współpracować z Niemcami. Musiał im wskazywać kto ma konie i rowery.  Niemcy wszystko zabierali i wysyłali na front. Podczas wysiedleń mieszkańcy Dłużyny mieli pół godziny na spakowanie się i zebranie się na placu przed kościołem. Samochodami wywieziono ich do Leszna, a tam niemiecka komisja rozdzielała poszczególne rodziny na roboty do Niemiec, do obozu przejściowego w Łodzi lub do rodzin polskich w pobliskich wsiach. Pierwsza tura wysiedleń ominęła dom Czesława Bednarczyka, bo wisiała na nim tabliczka z napisem "sołtys". Wkrótce jednak Niemcy zorientowali się, że brakuje im jednej rodziny.  Za karę rozkazali Bednarczykom spakować nie w pół godziny, ale w 3 minuty. Gestapo pozwoliło zabrać tylko trochę niezbędnych rzeczy. Brat Anny Jasiu zdążył  spuścić na Widory 3 worki zboża, które potem udało się zabrać do Zaborówca. Do miejsca wysiedlenia w Zaborówcu rodzina Bednarczyków jechała na wozach ciągniętych przez konie. Na wozie siedzieli Czesław i Maria, bracia Anny: Edziu, Jasiu, Telesfor i Czesiu oraz siostra Marianna. Do Szadych poszła Stefania i Heniu. Siostra Marta była we Włoszakowicach a zamężna już Władzia została w majątku w Dłużynie. Józef walczył z Niemcami gdzieś na froncie. Gdy przyjechali do Zaborówca okazało się, że na to samo miejsce przybyła również rodzina brata Czesława z Radomicka. Anna pamięta jak jeszcze przed wysiedleniem jakiś Niemiec przez tydzień przyjeżdżał do Dłużyny i obserwował gospodarstwo jej ojca i o wszystko wypytywał. Później okazało się, że był to Niemiec z Zaborówca, który mieszkał w starym budynku pod słomą. Upodobał sobie gospodarstwo Czesława Bednarczyka. W tym celu wystapił do władz o jego przydział. Dlatego później rodzinę Anny przesiedlono do Zaborówca na gospodarstwo tego Niemca. Na miejsce wysiedlonych rodzin z Dłużyny Niemcy przywozili swoich. Nowi "właściciele" szybko zajmowali gospodarstwa i przywłaszczali sobie wszystko co zostało. W Dłużynie zostało niewielu Polaków. Gospodyni u której Anna służyła przepisała swój sklep na krewną Niemkę i dlatego mogła go dalej prowadzić.

W lipcu 1940 r. Anna dostała wezwanie i musiała stawić się do Leszna po arbeitskarte, tj. przydział do pracy w związku z ukończeniem 15 lat. Skierowano ją do pracy u niemieckiego gospodarza Franza Klupsch w Świeciechowie, przy ul. Krzyckiej 1. Do Leszna zawiózł ją ojciec rowerem. W drodze powrotnej zajrzeli do tego gospodarza i ojciec kazał córce już tam zostać. Dopiero na drugi dzień przywiózł jej trochę rzeczy. Niemiec był wdowcem, miał 10 ha ziemi, 2 córki i syna. Córki były wykształcone, jedna mieszkała w Świeciechowie i była żoną milicjanta. Druga mieszkała w Berlinie. Syn był żołnierzem. Pewnego razu przyjechał do ojca na urlop. W gospodarstwie Franza Klupsch był już parobek Staś, który pochodził z Wielunia. Anna i ten chłopak mieli osobne pokoje. Anna od pierwszych dni pobytu w Święciechowie musiała ostro zabrać się do pracy. Nikt się jej nie pytał czy umie doić krowy i ugotować obiad. Anna codziennie musiała wydoić 4 krowy i odpaść 10 świń. Ponadto zajmowała się gotowaniem, praniem, sprzątaniem. Musiała pracować w polu podczas żniw i wykopek,  obrabiać buraki. Jako młoda dziewczyna nie umiała robić wielu rzeczy. Często chodziła po radę do sąsiadki i pytała ją jak zrobić np. sos czy kluski bez jajka. Niemiec Franz Klupsch był bardzo niedobrym człowiekiem, o czym wszyscy na wsi wiedzieli. Wieść niosła, że jego żona wcześnie zmarła, ponieważ mąż bardzo źle ją traktował. Podczas służby u Niemca Anna przeszła chrzest bojowy szybkiego dorastania. Franz Klupsch często krzyczał na Annę, wyzywał ją a nawet bił. Potrafił wpaść w taką furię, że bił Anne widłami po plecach. Był bardzo skąpy. Pomimo ciężkiej pracy wydzielał pracownikom jedzenie, a niektórą żywność trzymał pod kluczem np. mięso, jajka. Chciał zawsze dobrze zjeść. Nie interesowało go przy tym z czego Anna zrobi ten obiad. Sama też musiała kombinować, aby nie chodzić głodna. Anna bardzo wcześnie wstawała, aby przygotować mleko do mleczarza. Wlewała je do wielkich kan i po kryjomu zbierała z mleka śmietanę, którą następnie smarowała chleb. Pewnego razu właściciel gospodarstwa zgłosił na milicję, że Anna go oszukuje. Twierdził, że Anna niedokładnie doi krowy i w związku z tym on ponosi straty. Czesław Bednarczyk przyjeżdżał do córki z Zaborówca i przywoził jej trochę jedzenia. Kilka razy w roku otrzymywała pozwolenie na odwiedzenie domu rodzinnego. Jeździła wówczas rowerem przez las do Zaborówca tylko na kilka godzin bo na noc musiała być z powrotem.

Życie w Święciechowie toczyło się pod rygorem ograniczeń wojennych. Obowiązywały różnego rodzaju zakazy. Młodzi Polacy, którzy podobnie jak Anna służyli u niemieckich gospodarzy spotykali się na Rynku, na spacerach czy potańcówkach w lesie. Polacy mogli chodzić po ulicy do godz. 23,00, ale w grupie nie mogło być ich więcej niż 5 osób. W ocenie Anny były to najgorsze cztery lata jakie przeżyła w czasie okupacji. Jako młoda dziewczyna, która nigdy dotąd nie wyjeżdżała z Dłużyny, nagle musiała opuścić rodzinny dom, środowisko w którym żyła i udać się w nieznane miejsce, do obcych osób i obcego jej otoczenia.

 Wyzwolenie

W styczniu 1945r. Niemcy mieszkający w Święciechowie stawali się nerwowi, niektórzy zaczęli się pakować. Słychać było strzały. Franz Klupsch zapakował na wóz zabitą świnie, zabrał zboże i któregoś dnia wołami wyjechał z domu w stronę Zaborówca. Anna nie wiedziała, że Klupsch ucieka. Pokazał jej jedynie kupkę pieniędzy, którą miał schowaną, ale nic jej nie dał. Po jego ucieczce do wyjazdu zaczął szykować się Stasiu. Wziął rower należacy do Klupscha, trochę rzeczy i z kolegami pojechał w swoje strony. Anna została w obcym domu sama. Na wąskiej ulicy Krzyckiej zrobił się potężny korek od wozów z uciekającymi Niemcami. Pukano do okien domu Klupscha i pytano ją o drogę. Anna bardzo się bała, bo nie wiedziała co robić.  Uznała, że nie ma na co się oglądać tylko musi wracać do domu. Pewnego dnia zawinęła w chustkę trochę jedzenia, odpasła zwierzęta, zakluczyła dom i wyszła na ulice. Usiadła na tył jednego z wozów, na którym jechała jakaś Niemka z małym dzieckiem. Woźnicą był 12 letni chłopak, który zaczał bić Annę batem, chcąc w ten sposób zmusić ją do zejścia z wozu. Dziewczyna bała się, że jak spadnie, to inny wóz ją rozjedzie. Z powodu siarczystego mrozu nie czuła rąk. Całą drogę modliła się i takim oto sposobem wreszcie dojechała do Zaborówca. Gdy zeskakiwała z wozu to Niemka zawołała aby zaczekała. Prosiła Annę o pomoc dla swojego dziecka. Anna zaprosiła kobietę z chorym dzieckiem do domu Czesława. Rodzina Bednarczyków pomogła Niemce i jej choremu dziecku. Poczęstowano gości gorącym mlekiem. Następnego dnia rano Czesław Bednarczyk znalazł w gnoju martwe dziecko. Takich przypadków bywało w tym trudnym okresie wiele. Ludzie umierali w czasie podróży, a ponieważ ziemia była bardzo zmarznięta nie mogli wykopać grobów. Ciała zmarłych chowano w gnoju, bo był luźniejszy. Po tej podróży Anna nie mogła długo dojść do siebie. W tym samym czasie  przez wieś przejeżdżali prawdopodobnie Kozacy - dziwny naród, który niewiadomo skąd się tam wziął. Mówili po rosyjsku, byli okrutni, wszyscy się ich bardzo bali. Czesław w obawie przed nimi pilnował domu z siekierą. Pewnego dnia Kozacy przyszli do domu Bednarczyków i zażądali konia. W obawie o życie rodziny Czesław spełnił ich żądanie.

Anna wspomina, że po dwóch dniach pobytu w Zaborówcu chciała wrócić do Święciechowy aby przekonać się co się tam dzieje. Postanowiła pojechać rowerem. Po drodze widziała masę trupów, porozbijane wozy i padnięte zwierzęta. Straszny obraz. Również w domu Klupscha zastała pobojowisko. Gospodarstwo zostało całkowicie splądrowane, wszędzie pełno było krwi od zabijanych kur i świń. Anna z domu zabrała jedynie jeden haftowany obrusek. W Święciechowie panował chaos i duży ruch. Na miejscu nie został prawie żaden Niemiec. Zostali tylko ci, co w czasie okupacji pomagali Polakom i nie bali się zostać.

CDN

Na podstawie wspomnień Anny Hudzik, spisanych ręką córki Weroniki Hudzik. Leszno 2015.
Anna Hudzik lata 60 te. XX w




poniedziałek, 18 września 2023

Wspomnienia Anny Hudzik cz.1

Dokładnie 6 lat temu zmarła moja ukochana Babcia Anna Hudzik z domu Bednarczyk. Była wspaniała. Taki wzorzec prawdziwej Babci. Nigdy nie usłyszałem od niej „nie rób tak”, „zostaw to”, baw się gdzie indziej”, „nie śpij tak długo”:)” tego ci nie dam” itd. Zawsze starała się aby niczego jej wnukom nie brakowało. Razem z moim rodzeństwem i kuzynostwem byliśmy po prostu rozpieszczani na każdym kroku. Gdy sięgnę pamięcią do Piotrowic z czasów  gdy nie byłem nawet uczniem pierwszej klasy szkoły podstawowej to przypomina mi się kuchenny stół z szufladą pełną pudełek od kremów, pustych butelek i buteleczek po dezodorantach itp. To były nasze zabawki, które zazwyczaj wędrowały z szuflady na stół a ze stołu na podłogę. Z tych najwcześniejszych lat pamiętam jeszcze jak Babcia Ania popołudniami sprzątała w szkole. Miałem wtedy może 6 -7 lat. Doprowadzała czarne tablice do porządku tylko po to aby za chwilę wręczyć mi garść białej lub kolorowej kredy. Posprzątaną klasę zostawiała tylko do mojej dyspozycji i szła sprzątać do sąsiedniej izby. Po jakimś czasie wracała do mnie i …sprzątała po mnie.:).  Babcia Ania ciągle pracowała. Rzadko kiedy miała czas na odpoczynek. Pamiętam ją w fartuchu i chustce na głowie. Podczas codziennej krzątaniny nigdy się z tymi atrybutami nie rozstawała. Nawet wtedy gdy szła za dom nakopać trochę ziemniaków. Co ja mówię! TROCHĘ? Zwykle był to duży kosz. Dźwigała go zawsze sama, nigdy nie pozwalała sobie pomóc...

W ostatnich latach swojego życia Anna Hudzik wytrwale pracowała, spisując rękoma córki, swoje  wspomnienia z długiego i ciekawego życia. Za zgodą obu Pań, miałem  przyjemność podzielić się tymi wspomnieniami z czytelnikami mojego bloga i sympatykami rodziny w 2015 roku. Dzisiaj zrobię to ponownie. Wspomnienia Anny Hudzik będę prezentował w kilku odsłonach, delikatnie tylko je modyfikując na potrzeby bloga. A więc ponownie zapraszam do Dłużyny z czasów dzieciństwa i młodości Anny Hudzik. 

 

Anna Hudzik urodziła się 07 lipca 1925r. w Dłużynie, gm. Włoszakowice, powiat leszczyński w wielodzietnej rodzinie Czesława Bednarczyka i Marianny z domu Kędziora. Spośród 12 rodzeństwa była najmłodszą z dziewcząt. Najstarszy brat Józef urodził się w 1911r., siostra Marta 1912r., siostra Władysława 1914r., siostra Marianna 1917r., brat Jan 1918r., brat Franciszek 1921r., siostra Stefania 1923r., brat Edward 1926r., brat Henryk 1928r., brat Telesfor 1929r. i Czesław 1934r. Aktualnie z rodzeństwa Bednarczyków żyje jeszcze tylko brat Czesław. 
 
Anna Hudzik lata 50te XXw

 
 **************************************
 
Rodzice Anny prowadzili gospodarstwo rolne, które przejęli po rodzicach Marianny. Czesław Bednarczyk, oprócz pracy na roli zajmował się kowalstwem, był przez wiele lat sołtysem, przewodniczącym rady parafialnej, wielkim społecznikiem. Historia jego życia została po raz pierwszy opisana przez nieżyjącego wnuka Konrada Bednarczyka, a zgłębiona w ostatnich latach przez prawnuka Pawła Lemanowicza. 

Anna w wieku 7 lat poszła do 4 klasowej szkoły podstawowej. Ponieważ w Dłużynie była tylko taka szkoła, do czwartej klasy chodziła 3 lata. Jeden nauczyciel uczył prawie wszystkich przedmiotów: czytania, pisania i rysowania, uczył historii, przyrody i geografii. Aby ukończyć 7 klasową szkołę trzeba było dojechać do sąsiedniej miejscowości. Ojciec Anny wychodził jednak z założenia, że dziewczęta nie muszą mieć szkół, dbał za to o wykształcenie chłopców, np. brat Edziu dojeżdżał do 8 klasowej szkoły w Bukówcu Górnym. Lekcje odbywały się codziennie w godz. od 8 do 11-tej. Dwa razy w tygodniu w salce parafialnej odbywały się lekcje religii. Religi uczył ksiądz, który za brak wiedzy bił witką chłopców po tyłku, a dziewczyny po rękach. Do szkoły Anna chodziła w drewnianych pantoflach. Niektóre dzieci z innych miejscowości w niedziele do kościoła przychodziły boso, a pantofle zakładały dopiero przed wejściem do kościoła.
W trzeciej klasie szkoły podstawowej Anna przyjęła komunie św. Ważną rolę w tym uroczystym akcie odegrał jej chrzestny Władysław Kędziora, Anny wuj. Na dwa tygodnie przed uroczystością komunijną zabrał ją do Leszna. Był to jej pierwszy wyjazd poza Dłużynę. Do Święciechowy została zawieziona rowerem przez swojego brata Jasia. Ze Święciechowy do Leszna, również rowerem pojechała z chrzestnym. W. Kędziora kupił Annie materiał na białą sukienkę i przez 3 dni była u niego w Lesznie, aż sukienka została uszyta. Poza tym jak szła do szkoły kupił jej ładną torbę i piórnik. Jak na tamte czasy uroczystość komunijną miała bogatą. Chrzestną Anny była  siostra Czesława Bednarczyka z Radomicka - Helena. Oprócz chrzestnych na uroczystości była jeszcze siostra mamy Anny ze Strzyżewic. Nie było natomiast rodzeństwa, gdyż każdy miał swoje obowiązki poza domem. Np. siostra Marta pracowała w Boszkowie w kuchni, Władzia była na służbie u gospodarza w Dłużynie, Józef po szkole szedł do pracy jako goniec w prezydium gminy, Jasiu był we Wschowie, a Franek w Śmiglu.
 
Pomimo, że Anna była najmłodszą z dziewcząt, nie była rozpieszczana. Miała też swoje obowiązki. Jak była mała z mamą pasła gęsi, zbierała kłosy zbóż na polach po żniwach. A gdy była nieco starsza zaprowadzała krowy na pastwisko ok. 1,5 km (krowy były związane łańcuchem trzy z przodu i 2 z tyłu). Gdy miała 7 lat sama zanosiła siostrze Marcie do Boszkowa wyprane i wyprasowane fartuchy, które potrzebowała w kuchni. Często też pomagała ojcu w kuźni (dymała tj. podtrzymywała ogień). Pamięta też jak razem z ojcem sadziła drzewka przy drodze do Charbielina (wielkie drzewa rosną do dzisiaj). Pomimo, że było zimno i ręce jej drętwiały dzielnie przytrzymywała sadzonki drzew. Aby zarobić trochę grosza Czesław Bednarczyk uprawiał łubin na nasiona. Wcześnie rano musieli iść zrywać strączki łubinu, bo gdy słońce wzeszło to pękały. Rodziców nie było stać na kupienie dzieciom zabawek. Prezenty dostawali jedynie z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Maria Bednarczyk sama szyła szmaciane lalki, a jej mąż Czesław rzeźbił z drzewa kołyskę, natomiast chłopcom do zabawy koniki, które ciągnęli na sznurku. I tu ciekawostka, dawnej w Boże Narodzenie nie chodził gwiazdor lecz „gwiazdka” -  przebrana kobieta. Na święta stroili też choinkę, ale nie w bombki tylko w robione z papieru łańcuchy.

Mając 10 lat Anna zaczęła należeć do koła Włościanek (koło gospodyń). Tam uczyła się szycia i haftowania. Spotkania odbywały się głównie w okresie zimowym. Na zakończenie kursu przygotowywano przedstawienie. Każdy miał jakąś rolę do odegrania i musiał na pamięć nauczyć się tekstu. Inicjatorem i pomysłodawcą tych przedstawień był Czesław Bednarczyk. Często próby przedstawienia odbywały się w domu pod numerem 20, bo w świetlicy nie było czym palić. Nieraz w domu zgromadziło się ok. 30 osób. Na zakończenie kursu gotowania mama Anny piekła dla wszystkich pączki, potem była zabawa (głównie w karnawale). Anna przejęła chyba trochę zdolności po swoim ojcu bowiem do dziś pamięta niektóre wierszyki. Mając 3 latka wolała pod kościołem w Dłużynie z okazji święta 3 Maja:  
 
"Witaj maj 3 Maj u Polaków błogi raj”.
 
 
Jak miała około 4 lat idąc z siostrą Marianną spotkały na drodze kuzynkę, też Marię. Obie dziewczynki zaczęły z sobą rozmawiać. Anna trochę się nudziła więc z nudów wymyśliła taką oto piosenkę:  

„Spotkały się dwie Marysie i tak mówią sobie, 
ja Marysia ty Marysia, my Marysie obie”.

Zgodnie z tradycją w wielki czwartek przed świętami Wielkanocnymi dzieci robiły gniazdka na Zająca. Gniazdka chowano w oborze lub w futerni. Każde dziecko miało kartkę z imieniem, aby nie podbierano ich sobie nawzajem. W gniazdku rano znajdowali tylko jedno gotowane jajko, nie było wtedy cukierków. Jak mama Anny jechała na targ do Śmigla z jajkami, masłem to nieraz przywiozła sznekę z glancem (drożdżówkę). Rzadko kiedy Anna otrzymywała pieniądze. Zdarzało się jednak, że po żniwach, czesław Bednarczyk kazał dzieciom zebrać z pola zalegające na nim pojedyncze kłosy. Nastepnie skrupulatnie je liczył i dawał dzieciom za nie trochę grosza, za które mogły sobie coś kupić na odpuście w Charbielinie. Anna Hudzik zawsze powtarzała, że pomimo biedy i dużej rodziny nie chodziła głodna. W tamtych czasach ludzie na wsi musieli być samowystarczalni. Rodzice zabijali często świnie, piekli chleb (w tygodniu 10 bochenków). Solone mięso wkładano do garnków aby się nie popsuło. Tak przygotowane garnki przechowywano w piwnicy, a jak było ciepło, to zakopywano w ziemi. W niemal każdej kuchni znajdował się dwupoziomowy piec chlebowy tzw. "westwalski", który spełniał również inną pożyteczną funkcję, mianowicie ogrzewał mieszkanie.  Piekło się w nim placki i chleb. Oprócz tego w kuchni znajdował się drugi piec tzw. "angielka". Do ciekawostki technicznej można zaliczyć ówczesny magiel. Płytkę magla stanowił stół, pod którym były kamienie. Aby maglować pranie, zdejmowało się deskę i nakładano specjalne wałki, potem kamień. W środku było jeszcze miejsce na buty dzieci. Używano też żelazka na dusze, prano na tarce na podwórku przy studni. Po dobrą wodę do gotowania np. grochówki trzeba było pójść do źródła na tzw. Widory. Wszędzie chodziło się pieszo, po wodę, po chrust, do lasu, do kościoła. W kościele przestrzegano surowych zasad. Ksiądz wypraszał z kościoła każdą dziewczynę, która była nieodpowiednio ubrana, a te  ubrane w bluzkę z krótkim rękawem nie mogły nieść świętego obrazu. Porządku w kościele pilnowało dwóch strażaków, którzy mieli w rękach specjalne laski. Jak ktoś rozmawiał natychmiast został tą laską  szturchnięty.

Wielkim corocznym wydarzeniem w Dłużynie i okolicznych wsiach był odpust ku czci Najświętszej Marii Panny w Charbielinie w dniu 15 sierpnia. Na odpust przychodziły pielgrzymki z okolicznych wsi, zjeżdżali się krewni. W tym czasie rodzinny dom Anny odwiedzało bardzo dużo osób. Gospodyni domu częstowała gości obiadem, nieraz szykowała posiłki dla 30 osób. Były to wielkie święta (odpust trwał kilka dni), a dla rodziny Anny wielka mobilizacja. 

Anna Hudzik wspomina, że nikt się w domu nie obijał, wszyscy mieli jakieś obowiązki i zajęcia. Rodzice cieszyli się z tego, że dzieci pomagając obcym, np. w sprzątaniu czy wykonywaniu jakiś prac polowych dostawali jedzenie, a to już było dużą pomocą. Starsze siostry Anny chodziły do majątku kopać np. ziemniaki. Każda osoba otrzymywała 3 rajki i musiała nakopać trzy koszyki do worka (1 szefel). Worek ten musiały umieścić na wozie, który nie stał na polu lecz posuwał się równolegle z kopiącymi. Trzeba było więc bardzo się spieszyć, aby wóz za daleko nie odjechał. Za każdy szefel dostawały coś w rodzaju monety, a na koniec dnia po podliczeniu zamieniano je na pieniądze. W wieku 13 lat ojciec posłał Annę na służbę do sąsiada bawić dzieci. Państwo Mierzyńscy prowadzili sklep rzeźniczy i spożywczy. Za pracę nie otrzymywała pieniędzy, ale jej mama była zadowolona, że się córka najadła. Spała w pokoju na górze i nieraz właścicielka kazała Annie w świetle księżyca cerować skarpetki dzieciom. Właściciel sklepu skupował po wsiach świnie i je zabijał, a potem sprzedawał mięso i wyroby. Oprócz opieki nad dwójką dzieci właścicielka sklepu  wykorzystywała ją też do innych prac. Musiała pomagać robotnikom w rzeźni, nosiła ciężkie pojemniki z solą, rozlewała kiszczonkę (wywar z ugotowanych wyrobów) i naftę. Pomagała też rozlewać piwo, a zimą je podgrzewać.
 
CDN

Na podstawie wspomnień Anny Hudzik, spisanych ręką córki Weroniki Hudzik. Leszno 2015.

 

 

poniedziałek, 11 września 2023

Tu przeczytasz o Czesławie Bednarczyku

Poniżej zamieszczam odnośniki (linki) do wszystkich materiałów, które dotyczą historii rodu Bednarczyków i Kędziorów z Dłużyny i Radomicka, a które ukazały się na blogu:

https://hudzikowie.blogspot.com/.../czesaw-bednarczyk... o pracy Czesława w teatrze amatorskim
https://hudzikowie.blogspot.com/.../walenty-bednarczyk... o Walentym Bednarczyku i jego tragicznej śmierci pod Verdum
https://hudzikowie.blogspot.com/.../wybor-stroza... o pracy Szczepana Bednarczyka sołtysa w Radomicku
https://hudzikowie.blogspot.com/.../czesaw-bednarczyk... o przejęciu domu Kędziorów w Dłużynie
https://hudzikowie.blogspot.com/.../ksiega-gruntowa-okreg... o przejęciu domu Stachowskich przez Apolonię Kędziora w Dłużynie
https://hudzikowie.blogspot.com/.../testament-bartomieja... Testament Bartłomieja Jędrzychowskiego pierwszego właściciela domu Bednarczyków w Dłużynie
https://hudzikowie.blogspot.com/.../ojciec-chrzestny-uan... o Władysławie Kędziora powstańcu Wielkopolskim
https://hudzikowie.blogspot.com/.../wybory-do-sejmu-i... o aktywności politycznej Bednarczyków przed wojną
https://hudzikowie.blogspot.com/.../list-czesawa... list Czesława Bednarczyka do Mariana Niedźwiedzińskiego
https://hudzikowie.blogspot.com/.../antoni-bednarczyk... o jednym z najstarszych przodków Bednarczyków Antonim
https://hudzikowie.blogspot.com/.../wspomnienia-anny... wspomnienia Anny córki Czesława Bednarczyka
https://hudzikowie.blogspot.com/.../wspomnienia-anny... wspomnienia Anny córki Czesława Bednarczyka
https://hudzikowie.blogspot.com/.../wspomnienia-anny... wspomnienia Anny córki Czesława Bednarczyka
https://hudzikowie.blogspot.com/.../wspomnienia-anny... wspomnienia Anny córki Czesława Bednarczyka
https://hudzikowie.blogspot.com/.../wspomnienia-anny... wspomnienia Anny córki Czesława Bednarczyka
https://hudzikowie.blogspot.com/.../o-tym-jak-to-miedzy... o sporze Szczepana Bednarczyka z proboszczem Radomicka
https://hudzikowie.blogspot.com/.../jak-ze-szczepana... o perypetiach z imieniem ojca Czesława Bednarczyka
https://hudzikowie.blogspot.com/.../normal-0-21... o dokumentach dot. Bednarczyków w Archiwum w Lesznie
https://hudzikowie.blogspot.com/.../jak-to-z-tym... o udziale Bednarczyków w Powstaniu Wielkopolskim
https://hudzikowie.blogspot.com/.../slub-i-wesele-w... o weselu Anny Bednarczyk z Ludwikiem Hudzik
https://hudzikowie.blogspot.com/.../naucz-sie-pisac... o walce z analfabetyzmem w Dłużynie
https://hudzikowie.blogspot.com/.../dla-honoru... o kółku rolniczym i kole włościanek w Dłużynie
https://hudzikowie.blogspot.com/.../dla-honoru... o katolickim stowarzyszeniu młodzieży w Dłużynie
https://hudzikowie.blogspot.com/.../08/w-okopach-grodna.html o losach Czesława Bednarczyka podczas I wojny światowej
https://hudzikowie.blogspot.com/2014/06/krzyz-zasugi.html o brązowym krzyżu zasługi dla Czesława Bednarczyka
https://hudzikowie.blogspot.com/.../jedna-taka-swinia.html opowiadanie o Czesławie Bednarczyku podczas pobytu w Zaborówcu w czasie II wś.
https://hudzikowie.blogspot.com/2014/02/verlustlisten.html o listach strat i pobycie Bednarczyka w niewoli rosyjskiej
https://hudzikowie.blogspot.com/.../bednarz-z-radomic.html o pierwszym znanym przodku Bednarczyków
https://hudzikowie.blogspot.com/.../zaborowiec-1940-1945... o wysiedleniu Bednarczyków do Zaborówca
https://hudzikowie.blogspot.com/.../ksiadz-leszek-grzelak... o pracy Bednarczyka w "Rolniku" w Śmiglu
https://hudzikowie.blogspot.com/.../10/prad-jest-we-wsi.html o elektryfikacji wsi Dłużyna i Piotrowice
https://hudzikowie.blogspot.com/.../slub-i-wesele-w... o ślubie Anny Bednarczyk z Ludwikiem Hudzik