czwartek, 28 marca 2013

Sąsiad to daleki krewny.

Lepszy sąsiad bliski niż brat daleki,

                                                          Dobra rada od sąsiada,

                   Czego życzysz domowi życz sąsiadowi,
 
                Biedzie swej nie poradzi kto się z sąsiadem wadzi,
                                                                                                   
                            Źle swego domu broni kto dom sąsiada podpala, 


Bodaj cię Bóg złym sąsiadem skarał, 
                                                  
                                 Kura sąsiada zawsze tłustsza niźli własna gęś

  Wiedzą sąsiedzi na czym kto siedzi.

 Przysłów o sąsiadach jest mnóstwo. Niektóre są przychylne, niektóre wręcz przeciwnie. Zastanawiałem się jakich sąsiadów mieli Chudzikowie w pierwszych latach XIX w. Przypomnę fakty. Najstarszymi moimi przodkami byli Józef Chudzik i jego małżonka Jadwiga z domu Krawczykowicz. Józef Chudzik urodził się w 1774 roku we wsi Dzierzązna k/Warty w dzisiejszym województwie łódzkim. Całe swoje życie spędził w tej właśnie małej wsi. Tutaj też umarł w 1836 r dożywszy tylko 62 lat. Jadwiga dożyła 70tki i zmarła również w Dzierząznej w 1852 r. Przeglądając akta urzędów stanu cywilnego we wsiach Glinno oraz Brodnia często natrafiałem w nich na nazwiska sąsiadów "moich" Chudzików, który towarzyszyli im w najszczęśliwszych i tragicznych momentach swojego życia. Wziąłem pod lupę okres od 1808 do 1825 roku. Moim celem było "przyjrzeć" się sąsiadom Chudzików, zamieszkałym nie tylko we wsi Dzierzązna ale również w Glinnie i Brodni. W głowie kołacze mi ciągle szczególnie jedno nazwisko MIZERA. Mizerowie mieszkali w Dzierząznej zapewne już od wielu lat. Antoni Mizera zajmował wraz z żoną Małgorzatą Przygodzianką chatę oznaczona numerem ósmym. Franciszek Mizera, zapewne brat Antoniego mieszkał z żoną Elżbietą w domu pod numerem siódmym. Oboje występowali jako świadkowie podczas narodzin dzieci Chudzików. Wnioskuję z tego, że byli dobrymi sąsiadami. Józef i Jadwiga za sąsiadów mieli również inne osoby noszące to właśnie nazwisko. Było więc Chudzików w Dzierząznej, Glinnie i Brodni wielu. Najbardziej zastanawia mnie czy byli ze sobą w jakiś sposób spokrewnieni. Powoli dochodzę do przekonania, że tak. Musieli mieć wspólnego przodka. Kwestia skąd wziął się na tych terenach ten "pierwszy" Chudzik? Wracając jednak do moich rozważań, nie sposób nie wspomnieć o tych wszystkich sąsiadach Józefa i Jadwigi, noszących to samo co oni nazwisko.

W latach 1808 - 1825 wieś Dzierzązne zamieszkiwali między innymi Franciszek Chudzik z żoną Franciszką Próbkówną. Sąsiadami Józefa i Jadwigi byli również Jan Chudzik i jego żona Anna Zajączkowska. Oboje mieszkali w domu oznaczonym  numerem 14. W Dzierząznej mieszkali również Karol Chudzik z żoną Gertrudą oraz Paweł Chudzik z żoną Magdaleną. 

Tymczasem w oddalonej o 4 km Brodni mieszkali: Tomasz Chudzik z żoną Marianną Adamus a także Urban Chudzik z żoną Marianną Łężak. 

W pobliskim Glinnie żyli Jan Chudzik z żoną Franciszką. Ich sąsiadami byli Mikołaj Chudzik i jego żona Marianna Trębczówna. Mieszkali tam też Franciszek Chudzik z Jadwigą Krystianką. Natrafiłem również w tej wsi na informacje dotyczące Jana Chudzika i jego żony Marianny Szewcówny. Ich dzieci: Mateusz, Józef oraz Jan również związali swoje życie z Glinnem.

 Wszystkie wymienione tu osoby mogły być spokrewnione z Józefem i Jadwigą Chudzik. Postawiłem sobie za mały cel aby spróbować przyporządkować sobie wszystkich Chudzików mieszkających w Dzierząznej, Glinnie i Brodni. 

wtorek, 19 marca 2013

"Mała" Babcia Stasia

Niewielu już ją pamięta. Ale ci co ją wspominają zgodnie opisują ją jako ciepłą, dobrą i uśmiechniętą osobę. Wnuki ją uwielbiały. I nie ma w tym zbytniej przesady. Wystarczy obejrzeć zdjęcia, na których zwykle towarzyszą jej dzieci. "Mała" - tak o niej mówiły wnuki, chcąc wyraźnie wskazać którą Babcię mają na myśli. Moja prababcia Stanisława Chudzik z domu Zakręt. 

Stanisława Chudzik 1894-1964

 
Stanisława Zakręt urodziła się 13 listopada 1894 roku. Była więc starsza od swojego przyszłego męża Marcina o 2 lata. Przyszła na świat w Mielcuchach jako pierwsze dziecko w rodzinie Szczepana Zakręta i Zofii z domu Jabłońskiej.

Przypomnę, że mój pradziadek Marcin przyjechał do Mielcuch prawdopodobnie w 1911 roku razem z rodziną Klemensa Hudzika i Jadwigi z Grzegorków. Mogę więc zaryzykować stwierdzenie, ze Stanisława Zakręt zanim wyszła za mąż za mojego pradziadka  to znała go dość dobrze. Mielcuchy nie były przecież dużą wsią. Stanisława jako starsza o 2 lata panna pewnie za bardzo nie zwracała uwagi na 15 letniego podlotka jakim wtedy był nowy obywatel wsi. Jednak z upływem kolejnych lat wydarzyło się coś, co napisało kolejny rozdział w dziejach potomków Franciszki Chudzik.




Stanisława Chudzik z siostrą Józefą Wawrzyniak
Stanisława i Marcin zdecydowali się na ślub w 1919 roku. Moja prababcia miała wówczas już dwóch synów Feliksa ur. 1913 roku oraz Andrzeja ur. 1915 roku, którzy już zawsze nosili nazwisko panieńskie matki.

Postawiłem sobie za punkt honoru aby odnaleźć akt zawarcia związku małżeńskiego moich pradziadków. Sprawa od samego początku wydawała się beznadziejna. Nie zachowała się bowiem żadna nawet ustnie przekazywana informacja na temat daty ślubu, w tym nawet roku, w którym ów akt miał miejsce. Rozpocząłem swoje "dochodzenie" w Urzędzie Stanu Cywilnego w Kraszewicach. Z rozmowy telefonicznej z pracownikiem urzędu dowiedziałem się, że aktu małżeństwa Stanisławy Zakręt z Marcinem Chudzikiem po prostu NIE MA. Przeszukano dla mnie akta z lat lat 1915 do 1920 - bezskutecznie. Istniało jeszcze prawdopodobieństwo, że szukany przeze mnie akt znajduje się w USC w pobliskim Czajkowie. Wynikać mogło to z zawirowania jakie miało miejsce w 1919 roku w związku z  powstawaniem nowej parafii pw. Św. Stanisława właśnie w Czajkowie. Niestety w USC w Czajkowie również spotkałem się z odpowiedzią dla mnie nie do zaakceptowania. Jak to możliwe, że zaginął akt małżeństwa sprzed niespełna 100 lat? W trakcie rozmów, które przeprowadziłem z naprawdę bardzo życzliwymi pracownikami obu urzędów dowiedziałem się, że akta parafii Kraszewice z interesujących mnie lat są w bardzo złym stanie. Wiele cennych aktów z punktu widzenia genealogicznych poszukiwań  jest zupełnie nieczytelnych, a w niektórych księgach brakuje wręcz całych stron. Pomyślałem sobie w tedy, że już nigdy nie dowiem się jak to było z tym ślubem moich pradziadków. Przyszło mi nawet do głowy, że tego ślubu w ogóle nie było! Teraz trochę mi za to wstyd:) bo jak łatwo się domyśleć wreszcie wszedłem w posiadanie tego cennego dla mnie dokumentu. Znalazłem go podczas "drugiego podejścia" do USC w Kraszewicach. Oto jego fragment:

Akta małżeństwa Marcina Hudzika ze Stanisławą Zakręt
Ślub miał miejsce w Mielcuchach 20 stycznia 1919 roku. Świadkami byli wuj Marcina Klemens Hudzik oraz Andrzej Trzeciak. Wskazano ich w akcie jako gospodarzy z Mielcuch. Małżeństwo zostało poprzedzone trzema zapowiedziami w kościele parafialnym w Kraszewicach tj. w dniach 5 stycznia, 12 stycznia i 19 stycznia 1919 roku. małżeństwo pobłogosławił miejscowy wikary ks. Leonard Załuska. Z aktu dowiadujemy się również, że nikt z obecnych podczas jego spisywania nie potrafił pisać. Został więc wszystkim odczytany i podpisany tylko przez urzędnika stanu cywilnego. W akcie zastanawia mnie drugi ze świadków - Andrzej Trzeciak. Ciekawy jestem kim był dla Stanisławy i dlaczego w roli świadka nie występuje nikt o nazwisku Zakręt. Ale to już zagadka na inne dni.

piątek, 15 marca 2013

Niemy świadek historii wsi Piotrowice

Na niemieckiej mapie okolic Piotrowic, wsi położonej niedaleko Święciechowy w woj. wielkopolskim można dostrzec wiatrak.


Stał sobie dumny na polu mojego dziadka Ludwika Hudzika. Rozpościerał się z niego imponujący widok na całą wieś oraz pobliskie Trzebiny.Dziadek nabył pole w 1951 roku wraz z tym ciekawym obiektem w ramach reformy rolnej przeprowadzonej w Polsce po wyzwoleniu, jako wykonanie Dekretu Polskiej Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z dnia 6 września 1944 roku. 

Poniżej zamieściłem bardzo ciekawe zdjęcie. Jest to zdjęcie lotnicze z początku XX w. Przedstawia wieś Piotrowice z lotu ptaka. Zaznaczyłem na nim miejsce w którym stał wiatrak na polu Dziadka Ludwika.



Wiatrak typu koźlak już od wielu lat nie mielił. Przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Przedstawiał sobą ruinę, niemego i ślepego świadka historii wsi Piotrowice. Nie był w żaden sposób zabezpieczony. Zresztą trudno byłoby go zabezpieczyć, ponieważ hulał po nim wiatr za sprawą wyrwanej jednej ze ścian. To jednak w niczym nie przeszkadzało aby znaleźć w nim przyjaciela i partnera w zabawie. Przychodziła więc dziatwa Piotrowic pod stary wiatrak i ganiała w nim ile wlezie. Przychodziła też moja mama i jej rodzeństwo. Zawsze można było się w nim schować, gdy coś się nabroiło albo po to, by spokojnie podumać w towarzystwie sosnowych  belek pachnących próchnem.

Dziadek Ludwik nie był zachwycony obecnością wiatraka. Tym większą poczuł ulgę gdy któregoś dnia, pewnie pod wpływem silnego podmuchu, stary wiatrak runął z impetem na ziemię i już nigdy się nie podniósł. Mógł być podobny do wiatraka, którego zdjęcie zrobiłem w Mrowinie k/ Szamotuł.

Resztki wiatraka w Mrowinie k/Szamotuł
W XVIII w  Polsce było ok. 20 tysięcy wiatraków. Często występowały one w dużych grupach. Prawdziwym zagłębiem wiatrakowym była Ziemia Leszczyńska. W okolicach Leszna w XIX w można było doliczyć się aż 92 wiatraków typu koźlak. Jeśli wierzyć autorowi "Słownika geograficznego królestwa polskiego" to w samej tylko Święciechowie /wówczas mieście/ w 1800 roku stało 20 wiatraków. Wiatraki na stałe wpisały się w wielkopolski krajobraz. Występowały niemal w każdej wsi a ich właściciele młynarze należeli do miejscowej "arystokracji" Piotrowicki wiatrak był przedstawicielem wiatraków kozłowych. Był to najstarszy i najpopularniejszy typ wiatraka występujący na ziemiach polskich.  Nazwa takiego wiatraka pochodziła od kozła, czyli specjalnej podstawy, na której spoczywał cały korpus budowli. Występowały one już w pierwszej ćwierci XIV wieku na Kujawach i w Wielkopolsce, natomiast rozpowszechnienie ich stosowania przypada na wiek XV. Koźlaki dotrwały bez zasadniczych zmian konstrukcyjnych do XX wieku i stanowiły najliczniejszą grupę wiatraków. Ich cechą charakterystyczną jest to, że cały budynek wiatraka wraz ze skrzydłami jest obracany wokół pionowego, drewnianego słupa tzw. sztembra. Sztember podparty jest najczęściej czterema zastrzałami, a jego dolne zakończenie tkwi w dwóch krzyżujących się podwalinach. Tak skonstruowane podparcie budynku wiatraka nosi nazwę kozła. Ściany wiatraka posiadają konstrukcję szkieletową drewnianą i są ścianami wiszącymi zawieszonymi na koźle za pośrednictwem odpowiednich belek o bardzo dużych przekrojach poprzecznych ("mącznica" i "pojazdy"). Połączenie korpusu z kozłem było ruchome i umożliwiało obracanie wiatraka wokół jego osi. Było to konieczne, gdyż młynarz musiał dostosować pozycję wiatraka do kierunku wiatru. W obróceniu całej konstrukcji pomagał mu wystający z tylnej (przeciwnej skrzydłom) ściany wiatraka specjalny długi dyszel współpracujący z kołowrotem, za pomocą którego następowało nastawianie budynku śmigami do kierunku wiatru. Za pomocą dyszla koń lub dwóch mężczyzn mogło obrócić wiatrak, kierując go na wiatr.



Dziadek Ludwik uprzątnął ziemię, na której przez 200 lat stał stary wiatrak, zaorał ją i obsadził zbożem. O obecności w tym miejscu szacownej, choć drewnianej budowli przypominały mu przez lata walające się wszędzie kamienie oraz małe wzniesienie.  Dziadek nie przypuszczał, że już za kilka lat przyjdzie mu się ponownie zmierzyć  z wiatrakiem, który przez niego ujarzmiony, dostarczy jego rodzinie pierwszy w historii wsi Piotrowice - prąd elektryczny. Ale o tym kiedy indziej....

wtorek, 12 marca 2013

Marianna, co jest nie tak z tym imieniem...?

Coś dziwnego musiało być na rzeczy w całym 1823 roku. Przeglądając ostatnio akta małżeństw zawartych w latach 1821-1825 w parafii Brodnia /gmina Pęczniew woj. łódzkie/ zauważyłem, że właśnie w roku 1826 na małżeństwo zdecydowało się najmniej mieszkańców tej parafii. Liczby mówią same za siebie:
  • rok 1821 - zawarto 19 małzeństw
  • rok 1822 - zawarto 14 małżeństw
  • rok 1823 - zawarto 10 małżeństw
  • rok 1824 - zawarto 23 małżeństwa
  • rok 1825 - zawarto 13 małżeństw
Wśród tych dziesięciu par szczególnie interesuje mnie jedna. 22 listopada 1823 roku odbył się w Brodni ślub mojego praprapradziadka z panną z tejże wsi Katarzyną Cieślakówną. Stając na ślubnym kobiercu Feliks dopiero co skończył 20 lat a jego wybranka miała obchodzić 20 urodziny dokładnie za miesiąc. W akcie ślubu mogłem odnaleźć wiele ciekawych wskazówek dotyczących zwyczajów jakie panowały podczas zawierania związków małżeńskich na ziemiach polskich w pierwszej połowie XIX w. Pomimo okresu w którym Ziemia Sieradzka była pod zaborem rosyjskim, akt zaślubin spisany jest w języku polskim. Jednak charakteru pisma ówczesnego urzędnika stanu cywilnego w Brodni nie powstydziłby się współczesny chirurg albo i lekarz rodzinny. Aby go odczytać musiałem poświecić na niego kilka dni. Fascynujące zajęcie: najpierw uczysz się liter, dochodzisz do wniosku, że chyba nie było "J". Kiedy wreszcie to zrozumiesz- zorientujesz się, że ówcześni urzędnicy uwielbiali wszelkiego rodzaju ogonki, wywijasy, esy floresy i ...kleksy. Nie używali linijek do przekreśleń lub podkreśleń, z pomyłkowymi wpisami rozprawiali się bez zbędnych skrupułów. Ale w końcu wszystko zaczyna ci się układać najpierw w wyrazy a później w zdania. Tych zdań jeszcze nie rozumiesz do końca, wściekasz się na dziwną kolejność wyrazów w zdaniu ale wkrótce i to mija i przestaje razić.
Dzisiaj szczęśliwie przebrnąłem przez ten akt małżeństwa spisany przez Komendarza Brodnickiego Urzędu Stanu Cywilnego Nepomucena Wielichowskiego owej soboty 22 listopada 1823 roku.

Fragment aktu małżeństwa Feliksa Chudzika z Katarzyną Cieślakówną 1823 r.

W akcie czytamy między innymi:

"Brodnia. Roku 1823 dwudziestego drugiego miesiąca listopada o godzinie drugiej po południu przed nami Komendarzem Brodnickim sprawującym obowiązki urzędnika stanu cywilnego gminy Brodnia powiecie wartawskim stawił się FELIKS CHUDZIK mający lat dwadzieścia podług złożony porzed nami metryki, wyjęty z Ksiąg Kościoła Parafialnego, kawaler ze wsi Dzierzązna zamieszkały przy rodzicach ojca JÓZEFA CHUDZIKA liczącego lat siedemdziesiąt i matki JADWIGI CHUDZIKÓWNY zamieszkałych we wsi Dzierzązna w gospodarstwie rolnym....Stanęłą także KATARZYNA CIEŚLAKÓWNA mająca lat dziewiętnaście miesięcy jedenaście podług wyjętych metryk z Kościoła Parafialnego..."

dalej czytamy:

"...strony stawające żądają abyśmy do ułożonego między niemi obchodu małżeństwa przystąpili, którego zapowiedzi uczynione były przed drzwiami Domu Naszego Gminnego pierwsza dnia drugiego, druga dnia dziewiątego miesiąca listopada o godzinie jedenastej przed południem roku bieżącego. Gdy o żadnym tamowaniu rzeczonego małżeństwa uwiadomieni nie zostaliśmy a formalności jakie prawa wymagają zachowane zostały i rodzice obojga stron tu osobiście stawający na obchód małżeństwa zezwalają. Przychylając się zatem do żądania stron po przeczytaniu wyżej wspomnionych papierów, zapytaliśmy się przyszłego małżonka i przyszłej małżonki czyli chcą się ze sobą połączyć związkiem małżeństwa. Na to gdy każde z nich oddzielnie odpowiedziało iż taka jest ich wola ogłaszamy w Imieniu Prawa ogłaszamy iż FELIKS CHUDZIK i KATARZYNA CIEŚLAKÓWNA są z sobą połączeni małżeństwem"

dalej czytamy że:

"...akt spisaliśmy w przytomności świadków Józefa Bartczaka liczącego lat czterdzieści dwa ze wsi Brodni, Michała Chudzika ze wsi Dzierzązna brata ciotecznego ojca zaślubionego, Joachima Cieślaka liczącego lat szesćdziesiąt.......poczem akt niniejszy przeczytany został przez Nas tylko podpisany gdyż żaden pisać nie umie....
                                                                           Nepomucen Wielichowski

Mnie tam niestety nie było, miodu i wina nie piłem...a szkoda! Piękny akt i piękny język. Chciałoby się dopisać, że żyli długo i szczęśliwie lecz jak dotąd nie ustaliłem kiedy i gdzie umarli. Już od pierwszych lat swojego małżeństwa byli okrutnie traktowani przez los. Pierwsze dziecko Feliksa i Katarzyny przyszło na świat dopiero po dwóch latach małżeństwa. Było więc z pewnością bardzo oczekiwane. Marianna przyszła na świat wczesnym rankiem 28 stycznia 1826 roku. Została ochrzczona następnego dnia a jej rodzicami chrzestnymi zostali Michał Filisiński i Katarzyna Kołodzińska. Dziewczynka przeżyła niespełna 3 lata. Zmarła zapewne z powodu choroby w samo południe 24 listopada 1831 roku. 

Drugim dzieckiem Feliksa i Katarzyny Chudzików była Maria Magdalena. Urodziła się 13 lipca 1830 roku. Nie wiem jak potoczyły się jej dalsze losy. 

Chudzikowie musieli bardzo głęboko przeżyć śmierć Marianny. Może o tym świadczyć fakt, że gdy w dniu 28 lipca 1833 roku w ich rodzinie ponownie pojawiła się dziewczynka - nadali jej imię Marianna. Muszę się przyznać że gdy po raz  pierwszy czytałem jej akt urodzenia- zostałem nim poruszony.  Nie było Chudzikom dane odpocząć od przeżytej 2 lata wcześniej tragedii bo oto 8 września 1835 roku 2 letnia Marianna nagle umiera....Daję słowo: można oszaleć. 

Po śmierci drugiej Marianny Chudzikowie z nieznanych mi przyczyn wyprowadzili się z Dzierzązny do pobliskiej wsi Glinno. Tam w dniu 24 sierpnia 1836 roku urodził się ich pierwszy syn Mateusz. Ojcem chrzestnym zgodzili się zostać Łukasz Pawlik, mieszkaniec wsi Glinno. 

Chudzikowie krótko mieszkali we wsi Glinno. Wkrótce powrócili do rodzinnej Dzierząznej gdzie 14 grudnia 1839 roku przyszedł na świat drugi syn Feliksa Chudzika Tomasz - mój prapradziadek/ 

Akt urodzenia Tomasza Chudzika 1839 rok
 


.  

środa, 6 marca 2013

Czym chata bogata tym rada

To staropolskie przysłowie określające stosunek gospodarzy do gości zapewne było znane Chudzikom. Problem jednak nie w tym czy Chudzikowie byli życzliwi gościom ale w tym czy chata była bogata. To że byli i są bardzo gościnni nie ulega przecież żadnym wątpliwością. Pragnę prześledzić czym się radzili moi przodkowie w XIX w. Ale najpierw przedstawię  chłopski jadłospis sporządzony w latach 30 XX w na podstawie ankiety sporządzonej wśród polskich chłopów.

Śniadanie: kasza giermuszka ze słodkim mlekiem lub kluski drobione z mlekiem, chleb z barszczem serwatkowym, ziemniaki z mlekiem, chleb z żurem, rzadko kawa zbożowa lub herbata z chlebem.
Obiad: ziemniaki z kapustą, bób, groch, fasola, kasza, pęczak, czasem pierogi, wyjątkowo rosół i mięso.
Podwieczorek: chleb z mlekiem, chleb z serem, twarogiem, twaróg ze słodkim mlekiem, krajane zimne ziemniaki z kwaśnym mlekiem.
Wieczerza: ziemniaki z kwaśnym mlekiem, kluski drobione, kasza paciara z mlekiem, pęczak ze słodkim mlekiem.

A więc co my tu mamy? Widzę kaszę, chleb, mleko, miód, ser w różnej postaci, ziemniaki. Całkiem nieźle. Cofnijmy się teraz o 100 lat do roku 1830. 
 
Śniadanie:polewka z maślanki zaprawianą mąką i chlebem, gotowane ziemniaki
Obiad: kapusta ze słoniną lub grochem, pęczak i brukwia 
Podwieczorek: ziemniaki z kwaśnym mlekiem
Kolacja: ziemniaki z kwaśną kapustą

Strach pomyśleć czym żywili się moi przodkowie w czasie okresów głodu. W czasie głodowego 1847 roku wiejska biedota żywiła się jarmużem, mielonym nieoczyszczonym zbożem lub papką z mąki i odrobiną soli. Podstawowym produktem żywnościowym goszczącym na chłopskich stołach centralnej Polski były ziemniaki. Upowszechniły się dopiero w początkach XIX. Mając to na uwadze łatwo wyobrazić sobie jak ubogo żywili się chłopi w XVIII w. Przygotowywaniem posiłków zajmowała się gospodyni. Ze względu na liczne obowiązki związane z pracą w polu oraz wychowywaniem zwykle licznej rodziny nie spędzała wielu godzin przed kuchennym piecem. Starano się aby przygotować posiłek rano i raczyć się nim przez cały dzień. W ten sposób oszczędzano cenny czas. Nie było też mowy o marnotrawieniu produktów żywnościowych. Wyrzucanie żywności w ogóle nie wchodziło w grę. Ubóstwu jadłospisu towarzyszyła prosta oprawa posiłków. Gotowe potrawy były umieszczane na ławie w glinianej misie lub donicy i wokół niej gromadzili się wszyscy domownicy. Powszechny był zwyczaj spożywania posiłków z jednej miski. Ściśle przestrzegano przy tym hierarchii dostępu do jadła. Pierwszeństwo miał zawsze gospodarz i to on narzucał tempo jedzenia. Nadmierny pośpiech był traktowany jako przejaw łakomstwa i złego wychowania, natomiast powolne delektowanie się posiłkiem świadczyło o dobrej kondycji materialnej rodziny.


sobota, 2 marca 2013

Władysław Reymont spojrzał na Marcina Chudzika


Gęsówka - wybieram się tam jeszcze w tym roku. Układ, zawarty z Beatą jest prosty: odwiedzamy rodzinkę w Łęczycy a następnie wracamy do Lusówka przez Ziemie Sieradzką, zawijając do Brodni, Dzierząznej, Wągłczewa, Józefowa, Gęsówki i Charłupii Wielkiej. Taka to będzie wycieczka, podczas której wykonam mnóstwo zdjęć miejsc, które były rodzinnymi stronami Chudzików spod znaku Tomasza. Może zahaczymy o Mielcuchy i Michałów, gniazdo Zakrętów? Kto wie. Jednak najbardziej jestem ciekawy Charłupii Wielkiej oraz Gesówki. Choć w tej ostatniej Chudzikowie żyli tylko przez kilkanaście lat, to ciekawi mnie klimat tego miejsca. Sama świadomość, że w tej wsi przyszedł na świat pradziadek Marcin jest dość ekscytująca. Z Gęsówką wiąże się parę kwestii jeszcze niewyjaśnionych.



Kwestia pierwsza: gdzie się podział Tomasz i Katarzyna - dziadkowie Marcina ?

Nie wiem. Tomasz Chudzik jest wymieniony jako stawający w  akcie śmierci swojej czteromiesięcznej wnuczki Józefy Chudzik. Jej matką była Marianna Chudzik, ciotka Marcina. Było to wczesną wiosną 1896 roku. W akcie tym jest wymieniony jako kolonista z Gęsówki. Był wiec stałym mieszkańcem tej wsi. Dobiegał sześćdziesiątki. Spodziewałem się więc, że czasy jego wędrówek ze wsi do wsi już się skończyły. Dlatego zdziwiłem się gdy nie znalazłem aktu śmierci Tomasza. Katarzyny zresztą też. Gdyby do końca życia mieszkali w Gęsówce, to natrafiłbym na akty zgonów ich dwojga w parafii Charłupia Wielka. Tymczasem nic. Sprawdziłem do 1920 roku. Akty od 1912 do 1920 roku znajdują się w Urzędzie Stanu Cywilnego we Wróblewie. Przemiła Pani Urzędniczka zapewniła mnie w rozmowie telefonicznej, że nie ma śladu Chudzików w swoich rejestrach. Czyżby w tzw. międzyczasie Tomasz i Katarzyna znowu zmienili miejsce zamieszkania? Gdzie zostali pochowani?

Kwestia druga: Klemens Chudzik i jego opieka nad Marcinem.

Nie będę szczególnie dociekał prawdy. Chcę wierzyć, że Franciszka miała swoje poważne powody, dla których przekazała syna swojemu bratu pod opiekę. Można by rzec, że dzięki temu i ja na tym skorzystałem. Jak? A choćby tym, że jestem:)

Klemens Chudzik pożegnał się z Gęsówką około 1911 roku.  Na pewno nie było łatwo podjąć taką decyzję. jest bardzo prawdopodobne, że jedną z przyczyn przeprowadzki do Mielcuch były powody ekonomiczne. Jadwiga z Grzegorków, żona Klemensa pochodziła z zamożniejszych chłopów. Jej ojca stać było na zatrudnianie podczas żniw sezonowych robotników rolnych. Może  właśnie w tym Klemens i Jadwiga widzieli swoją szansę na lepsze życie ? Klemens i Jadwiga poznali się podczas wesela w parafii Wojków. Ślub wzięli w Mielcuchach, rodzinnej wsi Jadwigi. Niestety nie wiem dokładnie kiedy ale musiało to być około 1904 roku. Po ślubie młodzi zamieszkali w Gęsówce. Tam przyszło na świat ich dwoje pierwszych dzieci Jan w 1905 roku i Marianna w 1909 roku. W 1911  roku urodził się Marcin ale już w Mielcuchach. Mój pradziadek Marcin wyjechał do Mielcuch razem z Wujostwem. W Mielcuchach związał się ze Stanisławą Chudzik by wkrótce się z nią ożenić.

Kwestia trzecia: Władysław Reymont. Czy miał okazję spojrzeć na Marcina Chudzika?

To z pozoru prowokujące i małostkowe pytanie wcale według mnie nie jest pozbawione sensu. Władysław Reymont przebywał w Charłupii Wielkiej w latach 1911-1913. Za pieniądze uzyskane z odszkodowania za utracone zdrowie podczas wypadku kolejowego kupił w Charłupii murowany dworek z XVII w. Zamieszkał w nim z żoną. Znany już wówczas autor "Chłopów" zaprzyjaźnił się z tutejszymi chłopami. Nie stronił od nich. Wręcz przeciwnie - napisał cykl nowel pt" Rozbity dzwon", poświęcony tutejszej społeczności. Władysław Reymont przeznaczył morgę ziemi pod budowę przyszłej szkoły. To między innymi tym podarunkiem zyskał sobie wdzięczność charłupskich chłopów. Kiedy Polacy żegnali go w 1925 roku, na pogrzeb przybyli również mieszkańcy Charłupii i okolicznych wsi. Delegacja złożyła na grobie Noblisty wieniec z szarfą, na której widniał napis: "Swojemu Przyjacielowi – chłopi z Sieradzkiego'' 

Dworek w Charłupii Wielkiej, w którym mieszkał Władysław Reymont

 Trochę to szalony pomysł ale wyobraziłem sobie, jak podczas niedzielnej mszy, w której z pewnością  brał udział wielki pisarz w pewnym momencie odwrócił się i spojrzał na stojącego kilka rzędów dalej 15 letniego Marcina Chudzika. Gdy ich spojrzenia się spotkały Reymont skinął w geście pozdrowienia głową. Marcin odwzajemnił pozdrowienie delikatnym skinieniem. Wiedział co to za Wielki Pan. Wszyscy we wsi o nim mówili, że taki ludzki Pan ten Reymont.