sobota, 21 września 2013

Powrót do normalności


To trochę przewrotny tytuł. Tym bardziej że będę pisał o czasach, w których rządy w Polsce z ramienia ZSRR sprawował Bolesław Bierut. Skąd tu normalność? Ok, faktycznie może przesadziłem...Ale z drugiej strony, przecież nie będę pisał o Bierucie lecz o powrocie do normalnego, rodzinnego życia moich Dziadków. Że co? Że nie było do końca normalne ? Do końca może i nie ale dla nich takim się stawało. Sami sobie je budowali. A łatwo nie było. Dziadek, o czym już pisałem, w czerwcu 1948 roku został powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej w jednej z jednostek Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) – specjalnej formacji wojskowej, podporządkowanej wówczas ministrowi bezpieczeństwa publicznego (1945–1954) a następnie ministrowi spraw wewnętrznych.  Pewnie nogi się pod nim ugięły, gdy przeczytał na karcie powołania gdzie przyjdzie mu spędzić najbliższe dwa lata. Lublin, miasto w którym rodziła się "wolna" Polska, kolebka władzy ludowej i lipcowego manifestu...Perspektywa nieciekawa. Ale najgorsza była ta rozłąka i dzielące Piotrowice od Lublina  jakieś 800 km.  Teraz należałoby przyjrzeć się sytuacji mojej Babci Anny Hudzik. Mąż służy gdzieś na peryferiach Rzeczpospolitej a ona sama w Piotrowicach, w ciąży z pierwszym dzieckiem - moją Mamą Marią. Z Hudzikami jeszcze nie związała się silnym węzłem rodzinnym. To normalna rzecz. Jej rodzice mieszkali w Dłużynie k/ Przemętu więc trudno się dziwić, że właśnie u nich szukała pocieszenia. Wkrótce na świat przyszła Maria Hudzik. Ciekawe, kiedy Ludwik po raz pierwszy zobaczył swoją pierworodną córkę? Czy jeszcze podczas służby? A może dopiero w grudniu 1959 roku, kiedy to wrócił z woja do Piotrowic?

Hudzikowie mieszkali na terenie uspołecznionego gospodarstwa rolnego. W styczniu 1949 roku powstały Państwowe Gospodarstwa Rolne. Gospodarstwa takie tworzone były głównie na bazie wcześniejszych majątków ziemskich. Szukam informacji dotyczących PGR w Piotrowicach. Pamiętam czerwoną tablicę, która wisiała na murach chlewni w Piotrowicach: PAŃSTWOWE GOSPODARSTWO ROLNE NIECHŁÓD ODDZIAŁ W PIOTROWICACH czy jakoś tak.

Dziadek był cenionym pracownikiem. Jeszcze przed służbą wojskową zajmował kluczowe stanowisko w spółdzielni rolniczej. Moja mama wspomina, że Babcia chyba inaczej postrzegała swoją przyszłość. Z pewnością nie miała zamiaru pracować w powstających PGRach. Wyobrażam sobie jak spaceruje z Marysią po Dłużynie i rozmyśla jakby to było cudownie rozpocząć wreszcie samodzielne życie i zamieszkać w małym domku z ogródkiem. Perspektywa związania się na stałe z takim "polskim kołchozem" jak PGR ją przerażała.

W 1952 roku Hudzikowie stali się jednymi z tysięcy aktorów teatru, na którego scenie odgrywano dramat pt "Kolektywizacja wsi" Na podstawie orzeczenia Powiatowej Komisji Ziemskiej w Lesznie Ludwik Hudzik otrzymał przydział ziemi w Piotrowicach wraz z budynkiem mieszkalnym oraz budynkami gospodarczymi. Gospodarstwo było poniemieckie. Mieszkała w nim przed wojną rodzina Deutch. Zaraz po wojnie miejsce to było jednak zamieszkałe na krótko przez polską rodzinę.


Gospodarstwo to znajdowało się niedaleko od zabudowań PGRowskich. Rodzina Ludwika i Anny powiększyła się już o dwoje następnych dzieci - córkę i syna. Wiadomość o przydziale ziemi wraz z domem była więc dobrą wiadomością. Anna czuła, że jej marzenia o małym domku z ogrodem mają wreszcie szansę się spełnić. Ludwik znał doskonale, miejsce w którym przyjdzie mu mieszkać przez resztę życia. Znał rodzinę, która tam wcześniej mieszkała. Zdawał sobie sprawę z faktu, że dom ów jest... ruiną. Stał od kilku lat opuszczony. Ale miał ściany, okna i dach. W dodatku na podwórku stała stodoła oraz spora szopa. Dom nie był ogrodzony. Poza tym nieopodal był mały staw. Można by w nim hodować karpie.  Przeprowadzka do nowego miejsca nie wymagała pomocy specjalistycznej firmy ani nawet samochodu. Cały swój dobytek Hudzikowie udźwignęli na swoich rękach, przenosząc przedmioty codziennego użytku oraz skromne meble raptem na drugą stronę ulicy.

Wnętrze nowego lokum przedstawiało sobą opłakany stan . Prawdopodobnie trudno było mojej Babci opanować łzy, gdy po raz pierwszy przekroczyła jego próg. Co z tego, ze ściany murowane z czerwonej cegły, dach nad głową i okna, skoro na podłodze w największej izbie zamiast podłogi był piasek a zamiast  stołu i choćby dwóch krzeseł walały się pługi i zardzewiała brona.Ściany odrapane a okna tak małe, że promienie słońca ledwo mogły się przez nie przecisnąć. Idźmy dalej. Kuchnia miała stary piec, który stał na podłodze z czerwonej cegły. Wszędzie brud, kurz i bałagan. I znowu te okna, małe z pękniętymi  szybami. W pomieszczeniu był piec chlebowy i stary kuchenny kredens. Nie było mowy o kanalizacji. Za domem nic szczególnego nie było, może z wyjątkiem starego wiatraka, po którym do dzisiaj pozostała ledwo zarysowana w terenie górka. Dziadek Ludwik za jedną z pierwszych pensji z państwowej posady kupił kilkanaście drzewek i obsadził je wokół domu. Oczyścił staw i zarybił go karpiami. A przez następne lata remontował, budował, remontował, ogradzał....

I Komunia Św. Marii Hudzik. Na drugim planie widoczne młode drzewka owocowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz