Staram się na bieżąco śledzić to co dzieje się w polskiej genealogii. A dzieje się sporo. Przede wszystkim realizowany jest z wielkim rozmachem projekt indeksacji metryk. Projekt prowadzony jest przez Archiwa Państwowe we współpracy z genealogami - wolontariuszami, którzy poświęcają swój czas nie tylko dla własnej pasji ale również dla polskiej genealogii. Zadziwiające jak wiele razy można wracać do tego samego wątku poświęconego jednej osobie. W tej chwili zajmuję się dwoma kwestiami.
Po pierwsze interesuje mnie wszystko co wiąże się z życiem mojego Dziadka Ludwika Chudzika w Piotrowicach. Staram się przypomnieć sobie wydarzenia, które były i ciągle są z nim związane a czego osobiście doświadczyłem wiele lat temu w Piotrowicach. Pamięć jest jednak zawodna, dlatego posunąłem się o krok dalej. Zwróciłem się do Archiwum Kolejowego w Sosnowcu o pomoc w odzyskaniu wszelkich dokumentów, które tam się znajdują. Doprecyzuję: mam nadzieję, że tam się znajdują. Równie dobrze mogły zostać zniszczone. Jestem jednak optymistą i dlatego spodziewam się odzyskać Dziadka świadectwa, zaświadczenia, podania, zdjęcia z legitymacji etc. Dziadek przez wiele lat pracował jako pracownik PKP w Lesznie.
Po pierwsze interesuje mnie wszystko co wiąże się z życiem mojego Dziadka Ludwika Chudzika w Piotrowicach. Staram się przypomnieć sobie wydarzenia, które były i ciągle są z nim związane a czego osobiście doświadczyłem wiele lat temu w Piotrowicach. Pamięć jest jednak zawodna, dlatego posunąłem się o krok dalej. Zwróciłem się do Archiwum Kolejowego w Sosnowcu o pomoc w odzyskaniu wszelkich dokumentów, które tam się znajdują. Doprecyzuję: mam nadzieję, że tam się znajdują. Równie dobrze mogły zostać zniszczone. Jestem jednak optymistą i dlatego spodziewam się odzyskać Dziadka świadectwa, zaświadczenia, podania, zdjęcia z legitymacji etc. Dziadek przez wiele lat pracował jako pracownik PKP w Lesznie.
Po drugie usilnie próbuję ustalić gdzie zostali pochowani Tomasz i Katarzyna Chudzikowie. Przypomnę, że to oni byli "twórcami" dzisiejszego zrębu rodziny Hudzików. Prawnuki a nawet wnuki ich dzieci /Klemensa, Franciszki i Marianny/ żyją wśród nas. Po raz kolejny wystosowałem w tej sprawie pismo do Urzędu Stanu Cywilnego w Kraszewicach z prośbą o informację, czy w zasobach tego USC znajdują się akta zgonu Tomasza i Katarzyny. Przypomnę w tym miejscu dlaczego uczepiłem się wątku śmierci moich 3xpradziadków właśnie w Mielcuchach a nie w Gęsówce k/Sieradza, gdzie Chudzikowie mieszkali przynajmniej od 1895 roku. Otóż 23 stycznia 1905 roku Klemens Hudzik poślubił Jadwigę Grzegorek. Ślub odbył się w kościele parafialnym w Kraszewicach. Po ślubie Klemens zamieszkał przez pierwszych kilka lat z żoną u swoich rodziców Tomasza i Katarzyny w Gęsówce k/Charłupii Wielkiej. W 1911 roku małżonkowie postanowili przenieść się na stałe do Mielcuch. Zabrali ze sobą mojego 15 letniego wówczas pradziadka Marcina. Jestem przekonany, że sprzedali cały swój majątek w Gęsówce. A skoro tak, to do Mielcuch musieli się również przenieść Tomasz i Katarzyna.
Niestety Urząd Stanu Cywilnego w Kraszewicach milczy. Ale to nic. Znów poszedłem o krok dalej i zwróciłem się do Proboszcza kraszewickiej Parafii z prośbą o pomoc w rozwikłaniu tej zagadki. Ksiądz Proboszcz mnie nie zawiódł. Obiecał pomóc. Poinformował mnie w rozmowie telefonicznej, że akta parafialne z interesującego mnie okresu /1912-1925/ prawdopodobnie zostały spalone przez Niemców w 1940 roku. Ówczesnego proboszcza wywieziono do obozu koncentracyjnego w Dachau. Istnieje jednak cień szansy, że cześć akt przetrwała i obecnie znajduje się u Proboszcza parafii w Czajkowie.
Szkoda że nikt już nie pamięta Tomasza i Katarzyny. Żałuję, że nie zachowały się o nich żadne wspomnienia, żadne przekazy. Pomyśleć, że żyli tak niedawno....Życie ludzkie jest krótkie a pamięć o tym życiu jeszcze krótsza.
Na koniec pozostaje mi już tylko serdecznie podziękować Proboszczowi Parafii w Kraszewicach za ciepłe słowa i życzliwy stosunek do całej sprawy.
Niestety Urząd Stanu Cywilnego w Kraszewicach milczy. Ale to nic. Znów poszedłem o krok dalej i zwróciłem się do Proboszcza kraszewickiej Parafii z prośbą o pomoc w rozwikłaniu tej zagadki. Ksiądz Proboszcz mnie nie zawiódł. Obiecał pomóc. Poinformował mnie w rozmowie telefonicznej, że akta parafialne z interesującego mnie okresu /1912-1925/ prawdopodobnie zostały spalone przez Niemców w 1940 roku. Ówczesnego proboszcza wywieziono do obozu koncentracyjnego w Dachau. Istnieje jednak cień szansy, że cześć akt przetrwała i obecnie znajduje się u Proboszcza parafii w Czajkowie.
Szkoda że nikt już nie pamięta Tomasza i Katarzyny. Żałuję, że nie zachowały się o nich żadne wspomnienia, żadne przekazy. Pomyśleć, że żyli tak niedawno....Życie ludzkie jest krótkie a pamięć o tym życiu jeszcze krótsza.
Na koniec pozostaje mi już tylko serdecznie podziękować Proboszczowi Parafii w Kraszewicach za ciepłe słowa i życzliwy stosunek do całej sprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz