poniedziałek, 9 września 2013

Dam Dziadkowi dobrą radę.


Pierwsze dni nowego 1945 roku były dla mieszkańców Święciechowy i okolicznych wiosek bardzo nerwowe. Polacy wiedzieli, ze wojna wkrótce się skończy. Nie sądzili jednak że wolność przyjdzie tak szybko. Ku swojej uciesze zauważyli, że Niemcy zaczynają wykonywać „nerwowe ruchy”. Od plotek i niesprawdzonych informacji aż huczało. Mówiło się, że Rosjanie są już tuż, tuż i na dniach dotrą do Leszna. Wielu Niemców wolało nie czekać aż do ich domów zaczną dobijać się żołnierze  "Niepokonanej  Armii  Czerwonej" i już zawczasu przystąpili do ewakuacji swoich dobytków. 

W styczniu 1945 roku utrzymywały się mrozy i padał śnieg. W tych trudnych warunkach drogi w kierunku na zachód szczelnie zapełniali niemieccy uchodźcy. Temu wszystkiemu przyglądał się mój dziadek 18 letni wówczas Ludwik Hudzik. Jako młody chłopak mieszkający w Piotrowicach otrzymał  od panikującej niemieckiej administracji zadanie niesienia pomocy rodzinom niemieckim, mieszkającym we wsi w ich sprawnej ewakuacji. Zadanie polegało na wywożeniu niemieckich rodzin w kierunku zachodnim, w stronę znajdującej się niedaleko granicy jeszcze z czasów II Rzeczpospolitej. W tym celu powoził zaprzęgniętym w  konie wozem drabiniastym, załadowanym do granic wytrzymałości w należące  do Niemców przedmioty codziennego użytku, tobołki, pierzyny, meble. Sądzę, że zadanie to wykonywał wspólnie ze swoim ojcem Marcinem Chudzikiem. 

W dniu 29 stycznia 1945 roku około godziny 11 przed południem dało się słyszeć na święciechowskim rynku zbliżający się pomruk silników motorów, na których radzieccy razwiedcziki /zwiadowcy / jako pierwsi wjechali do miasta od strony Wilkowic.  Za nimi wkroczył batalion piechoty. Święciechowa została wyzwolona. Niewielu Niemców znajdowało się w tym czasie we wsi. Ci którzy pozostali, ze względu na stan zdrowia lub podeszły wiek, wkrótce zostali internowani i opuścili Polskę na zawsze. 

Stanisława Chudzik niedługo po śmierci męża wyjechała z Piotrowic i zamieszkała w Przydrożu k/ Zielonej Góry razem z córką Eleonorą i jej mężem Stanisławem Borowiakiem. Stanisław Borowiak otrzymał tam posadę leśniczego.  Borowiakowie jeszcze kilkukrotnie się przenosili aż w końcu zamieszkali w leśniczówce w Kulowie k/Głogowa. To tutaj  23 października 1964 zmarła Babcia Stasia. Stanisław Borowiak doczekał emerytury i wraz z żoną zamieszkał w Sławie. Oboje są tam pochowani.

Rodzina Borowiaków. W środku Stanisława Chudzik

Dzisiaj gdy słucham wspomnień mojej mamy, dochodzę do wniosku, że mój Dziadek - Ludwik Hudzik, dążył do całkowitej samodzielności. Zdawał sobie sprawę z rodzącej się nowej rzeczywistości.  A nowa rzeczywistość daje nowe możliwości. Gdy wybuchła wojna był jeszcze dzieckiem, które nie wszystko rozumiało z tego co działo się wokoło. Teraz woja się skończyła a on stał się dorosłym i ukształtowanym młodym mężczyzną. 

Ludwik Hudzik

W tym miejscu się uśmiecham. :) Gdyby dane mi było  wówczas żyć i przyjaźnić się z Ludwikiem Hudzikiem z Piotrowic to poradziłbym mu zacząć od znalezienia sobie żony! A dlaczego nie! W końcu za chwilę wrócą mężczyźni, walczący na wszystkich frontach tej wojny i też zaczną zapalczywie szukać żon. Czas się śpieszyć !

Dzisiaj wiem, że mój dziadek poszedłby za moją hipotetyczną radą bo od tego właśnie zaczął:  znalazł sobie żonę Annę z Bednarczyków, moją i NASZĄ kochaną Mamę, Babcię i Prababcię o której pisałem w tym miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz