sobota, 22 sierpnia 2015

Wspomnienia Anny Hudzik cz.4




Ludwik Hudzik zarządzał PGRem ok. dwóch lat. Anna marzyła jednak o własnym domu, takim z ogródkiem, kawałkiem pola i zwierzętami. Namawiała męża aby poczynił w tym kierunku jakieś kroki. Wkrótce marzenia te, choć zrodzone w szarej, komunistycznej rzeczywistości ziściły się. Decyzją Powiatowej Komisji Ziemskiej w Lesznie z dnia 30.11.1951 r. Ludwik Hudzik otrzymał w Piotrowicach na własność gospodarstwo po Niemcu Marii Deutsch. Budynek mieszkalny był stary i zniszczony. Wzniesiony z czerwonej cegły, składał się z trzech pokoi, kuchni, strychu i piwnicy. Do domu mieszkalnego przylegał budynek gospodarczy. Na posesji znajdował się również staw i ogród. W największym z pokoi poprzedni lokator niejaki Sobecki trzymał narzędzia rolnicze: pługi, brony. 
/Patrz również tutaj/

Przez jakiś czas po przeprowadzce cała rodzina spała w jednym pokoju. Drugi pokój zajmował najmłodszy brat Ludwika Antoni, który nie wiedzieć czemu jeszcze przez wiele lat przewijał się przez dom Hudzików. Może dlatego, że długo był kawalerem i nie miał stałego miejsca zamieszkania. Wkrótce jednak Ludwik wyremontował duży pokój i położył podłogę. Mniej więcej w tym okresie wychodziła za mąż córka sąsiadów. Sąsiedzi ci również byli na dorobku więc zwrócili się do Hudzików z prośbą o udostępnienie im tego właśnie pokoju do tańców.  Hudzikowie w imię dobrej sąsiedzkiej pomocy zgodzili się na to. Szybko tego pożałowali bo po weselu okazało się, że dopiero co z takim trudem położona podłoga jest tak zniszczona, że nadawała się tylko do wymiany. 

Jednym z wielkich  marzeń Anny było urządzenie sypialni małżeńskiej. Długo oszczędzała pieniążki ale dzięki temu mogła zrealizować ten plan. W Święciechowie niejaki Majewski prowadził warsztat solarski. U niego Hudzikowie zamówili meble do sypialni. Na wystrój sypialni składały się dwa łóżka, dwa  stoliki nocne i toaletka. Była to pierwsza taka sypialnia w historii Piotrowic. :).  Później przyszła kolej na kuchnię, do której meble ponownie zamówiono u Majewskiego. Jeszcze przez wiele lat po wojnie w Piotrowicach nie było  elektryczności ani bieżącej wody. Przy tak licznej rodzinie Anna miała  od groma prania. Zwykle prała na specjalnej tarce na podwórzu przy studni. Wydawało się, że tej czynności nie było końca. Zawsze na podwórzu, na sznurach wisiały świeżo uprane rzeczy. Gdy robiła duże pranie lub wymieniała sienniki w łóżkach, jej dzieci bawiły się w pokojach w tych nieobleczonych pierzynach. W domu nie było tapczanów ani tak popularnych później wersalek. Domownicy spali na łóżkach lub w łóżeczkach, które miały sienniki ze słomy. Zawsze po żniwach Anna wymieniała w nich słomę. W gospodarstwie Hudzików choć małym,  prawie zawsze była krowa i cielak, kilka świń, dużo kur, kaczek i gęsi. Przez pewien okres hodowano nawet owce i króliki. Ponieważ trzeba było obrabiać ziemię Ludwik kupił konia.  Pierwszy koń, raczej skromnej postury bardziej przypominał kucyka. Był  ulubieńcem dzieci. Podczas zabawy pozwalał  zrobić ze sobą dosłownie wszystko. Służył rodzinie Hudzików przez kilkadziesiąt lat, aż któregoś dnia zakończył swój pracowity żywot w ogrodzie. Wszyscy długo go opłakiwali. 

Ludwik Hudzik w okresie młodości.
W związku z tym, że w tym okresie wiejski sklep w Piotrowicach był marnie zaopatrzony Hudzikowie, podobnie jak inne rodziny we wsi, starali się być choć trochę samowystarczalni. Wymagało to jednak wiele pracy i wysiłku. Na początku mleko od krowy zlewano do kanek a następnie zbierano ręcznie śmietanę, z której w słoiku ubijało się masło. Później do robienia masła używano kierzynki (maselnica). Aby usprawnić tą czynność Ludwik zorganizował znacznie ulepszoną maselnice kwadratową ze śmigłami, co znacznie przyspieszało robienie masła. Jak nie starczało dla wszystkich masła od jednej krowy, do masła dodawano margarynę. Dość wcześnie w domu Hudzików pojawiła się centryfuga (wirówka do mleka). Było to urządzenie przy pomocy którego oddzielano śmietanę  od mleka. W okresie gdy hodowano owce, ich strzyżeniem  zajmował się Ludwik. Zadaniem Anny było uprząść wełnę na tradycyjnym kołowrotku, z której potem na drutach dziargała skarpety, czapki i swetry. Wiele pracy i wysiłku wymagało też wyhodowanie we własnym zakresie piskląt kurcząt, kaczek czy gęsi. Anna sama nasadzała kury na jajkach. Jak już się wykluły małe żółte kurczaczki, przynosiła je na kilka dni do domu aby tam pod ciepłym piecem nabrały sił. Potem pisklęta chodziły z kurą po podwórzu, a na noc zamykane były w drewnianych patykach. Czasami  zdarzało się, że rano znajdowano martwe kurczaki,zaduszone w nocy przez szczura lub kota. Pisklęta nie miały też łatwego życia gdy na podwórzu pojawiły się wnuki Anny i Ludwika. Potrafiły samym głaskaniem doprowadzić te małe żółte istoty do wycieńczenia :). Anna nie zajmowała się tylko domem i dziećmi. Musiała też pomagać mężowi w pracach polowych w okresie żniw czy wykopków. Brała wówczas dziatwę ze sobą, sadzała pod kupą siana lub mendlem zboża aby tam się grzecznie bawiły. A dzieci jak to dzieci, trzeba było czymś zająć aby nie przeszkadzały w codziennej ciężkiej pracy. Anna aby móc ugotować obiad lub zrobić pranie dawała dzieciom do zabawy talerzyki od centryfugi, swoją biżuterie lub zdjęcia, a także patelnie i garnki. Sama szyła dzieciom fartuszki, robiła na drutach sweterki. 


Wnuki Anny i Ludwika Hudzika podczas żniw
W długie zimowe wieczory dzieci aby się nie nudzić same musiały wymyślać sobie rozrywkę.  Z powodu braku elektryczności dość wcześnie kładły się spać. Ponieważ spały w jednym pokoju to ich ulubioną zabawą było wspólne liczenie np. baranów, koni na wsi czy dzieci. Pewnego razu wszystkie dzieci zachorowały i leżały w łóżkach. Anna musiała wyjść do sklepu, który prowadziła Pani Drobnik aby kupić naftę. Obiecała dzieciom, że jeśli pod jej nieobecność będą grzeczne to dostaną niespodziankę. Jakaż była radość dzieci, kiedy każde z nich  dostało małą paczuszkę petit bery, w której było 5 ciastek. Radość była tym większa, że zwykle Anna wydzielała dzieciom po jednym ciastku a czasami dzieliła cukierka na pół. To pokazuje jak trudne to były czasy. Pieniędzy było mało, funkcjonował raczej handel wymienny i spekulacja. Za jajka można było kupić loda na patyku lub chleb i cukier w kiosku. Nie raz bywało, że aby kupić chleb lub cukier Anna niecierpliwie zaglądała do kurnika i czekała, aż kura zniesie jajko. Mimo tych trudnych lat nikt w rodzinie Ludwika  Hudzika nie głodował. Często zabijano świnie, krowa dawała masło, mleko i ser. Na polu uprawiano ziemniaki i warzywa. Raz w tygodniu Anna piekła 4 blaszki placka drożdżowego.


W latach 50 tych  Ludwik pracował w Gminie Świeciechowa w biurze Delegata Pełnomocnika Ministerstwa Skarbu i Kontraktacji. Od marca 1956 r. został zatrudniony w Gromadzkiej Radzie Narodowej w Niechłodzie. Pełnił funkcje przewodniczącego Rady. Do jego obowiązków należało między innymi udzielanie ślubów cywilnych. Jako przewodniczący aktywnie uczestniczył w życiu gminy. Organizował uroczystości z okazji świąt państwowych a także zabawy taneczne w parku. Pomimo wielu obowiązków nie zapominał o dzieciach. Często mu towarzyszyły podczas tych świąt i gminnych uroczystości. Nie trudno się domyśleć że z racji pełnionej funkcji w Gminnej Radzie Narodowej Ludwik Hudzik musiał być członkiem partii. Pewnego wiosennego dnia  1953 r. w drzwiach domu Hudzików stanęło dwóch działaczy PZPR.  Ludwika nie było w domu, ponieważ pojechał do Jezierzyc Kościelnych prosić siostrę Anny, Władysławę Szady aby została matką chrzestną jego urodzonej w styczniu trzeciej córki.  Anna nie zorientowała się kim byli tajemniczy goście i nieświadoma konsekwencji, ujawniła im gdzie i w jakim celu przebywał jej mąż. Za  bycie praktykującym katolikiem Ludwik Hudzik dostał ostrą reprymendę od lokalnych władz partyjnych. Miarka się jednak przebrała i Ludwik sam wystąpił z partii. Od tamtego wydarzenia nigdy więcej nie należał do żadnej organizacji politycznej. 

Na podwórku w Piotrowicach
W 1959r. Ludwik Hudzik zaczął pracować w Lesznie na kolei. Zarobione pieniądze inwestował głównie w prowadzenie gospodarstwa.  Kupował  nawozy, zboże, drobny sprzęt gospodarski. Za jedną z pierwszych pensji kupił trochę w tajemnicy przed Anną drzewka owocowe. Anna nie była tym zachwycona ale po latach, gdy drzewa wydały pierwsze owoce, zmieniła zdanie. Ludwik pracował w systemie zmianowym  12 na 24 godziny. Dzięki temu po pracy mógł zajmować się gospodarstwem. 


Dzieci Ludwika i Anny uczyły się w szkole podstawowej w Piotrowicach. Ojciec zawsze im powtarzał, że powinny się pilnie uczyć, aby w przyszłości nie liczyć worków na kolei lub pracować w PGR. Nauka w siedmioklasowej szkole podstawowej w Piotrowicach nie była łatwa. Klasy były łączone, a przez to w jednym pomieszczeniu uczyły się dzieci w różnym wieku. Po lekcjach dzieci musiały pomagać rodzicom. Pracowały w polu podczas żniw, przy młóceniu zboża, wykopkach czy plewieniu buraków itp. W okresie żniw Ludwik rano klepał kosę i jak tylko obeschła trawa cała rodzina szła w pole. Ludwik kosił kosą żyto, a dzieci idąc za nim ubierały  je, tzn. ścięte zboża układały w kupki. Na końcu szła Anna, która wiązała ścięte zboże w snopki. Następnie robiono mendle, tj ustawiano po 7-10 szt. snopków razem.  Po kilku dniach gdy zboże wyschło, zwożono je i układano w stóg. Dopiero później zboże młóciło się  przy pomocy młocarni. Inną czynnością  było  robienie siana dla zwierząt. Skoszoną kosą trawę należało dobrze wysuszyć, a to było uzależnione od pogody. Nie raz z powodu mokrego lata kilkakrotnie trzeba było rozrzucić mokre siano i  od nowa formować kupki. Jednak najbardziej czasochłonnym zajęciem dzieci było pasanie krów. W okresie szkolnym krowy pasała Anna koło domu na miedzy. Gdy dzieci wracały ze szkoły musiały najpierw zaprowadzić krowy na łąkę oddaloną ok 1,5 km od domu. Następnie należało je pilnować i wieczorem przyprowadzić do domu. Dopiero po tej pracy dzieci mogły przystąpić do odrabiania lekcji. Najgorzej jednak było latem. W okresie upałów trzeba było wcześnie rano wstać. Gdy tylko słońce wzeszło, dzieci z bijącym sercem czekały, aż do pokoju wejdzie ich mama i wyznaczy jedno z nich do zaprowadzenia krów na łąkę. Wyznaczone dziecko zawsze miało uszykowane gorące mleko w butelce i chleb z masłem. Szkoda było czasu na jedzenie w domu śniadania. Na łąkach dzieci nie były same. Spotykały się ze swoimi rówieśnikami, które również pasły krowy. Wówczas  było wesoło. Dzieciaki paliły ogniska i piekły ziemniaki. Taki rytuał z krowami obowiązywał dość długo, do czasu aż  ktoś wpadł na pomysł, że krowy można przecież zaprowadzić na pastwisko i pozostawić na długim łańcuchu. A że myślenie to przyszłość, jeszcze później stwierdzono, że trawę można skosić i przywieść krowom do domu :)

Na podstawie wspomnień Anny Hudzik, spisanych ręką córki Weroniki Hudzik. Leszno 2015.
Anna Hudzik zmarła 18 września 2017 roku w Lesznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz