piątek, 22 listopada 2013

Kto pod kim dołki kopie....

Ludwik Hudzik parał się wieloma zajęciami. Zapamiętałem go jako człowieka pracowitego i obowiązkowego. Można powiedzieć, że był wychowywany przez pracę. Nie było zmiłuj. Miał to szczęście, że 12 pierwszych lat swojego życia mieszkał w wolnej Polsce.  Nie oznaczało to bynajmniej, że jego dzieciństwo było kolorowe. Sądzę, że już od najwcześniejszych lat musiał pracować w przydomowym, skromnym gospodarstwie swojego ojca Marcina Chudzika. Przypomnę, że Marcin Chudzik pracował w majątku ziemskim w Gołanicach. Był zwykłym robotnikiem rolnym. Aby utrzymać liczną rodzinę, niewykluczone że podejmował się również prac u innych gospodarzy. 

Po odbyciu służby wojskowej Ludwik Hudzik przystąpił do organizowania życia rodzinnego w nowej powojennej rzeczywistości.  Pisałem o tym w kilku wcześniejszych postach:

Jednym z epizodów w jego życiu był wątek polityczny.  O nie, nie! Nikt mnie nie wciągnie w dyskusje na temat stron świata, w które najczęściej spoglądał mój Dziadek. Nic z tego. Zresztą w ogóle mnie to nie interesuje. Jestem zdania, że potrafił się dostosować do panujących warunków. Był bystry, ludzie go szanowali, zawsze dobrze się prezentował. Nie stronił od nauki. Rozpoczął od uzupełnienia wykształcenia i już w 1956 roku stanął przed Państwową Komisją Egzaminacyjną jako uczeń szkoły dla dorosłych zdał egzaminy z zakresu nauczania klasy VII. Teraz był gotowy do objęcia stanowisk w administracji państwowej. Historia aktywności zawodowej mojego Dziadka rozpoczyna się w 1941 roku. Miał wówczas 14 lat. W dzisiejszej rzeczywistości uczęszczałby do II klasy gimnazjum :) a teraz zaczął pracę w majątku w Piotrowicach. Pracował tam wspólnie ze swoim ojcem Marcinem aż do 1945 r. W tym bowiem roku oficjalnie przestał być pracownikiem w majątku. Powody mogą być dwa. Pierwszy powód to prawdopodobnie nagła śmierć ojca w maju 1945 roku. Drugim powodem mogło być zakończenie wojny i związane z tym ogromne zmiany, które uniemożliwiały mu kontynuowanie pracy. Tak czy owak Ludwik Hudzik przez następne 2 lata pozostawał bezrobotnym a następnie, po zawarciu związku małżeńskiego z moją Babcią, odbywał służbę wojskową w Lublinie na stanowisku strzelca.

Mając 24 lata w 1951 roku rozpoczął pracę na stanowisku referenta w Gminie Święciechowa w biurze Delegata Powiatowego Pełnomocnika Ministerstwa Skarbu i Kontraktacji. Pracował tam do końca lutego 1956 roku. Od pierwszego dnia marca 1956 roku Ludwik Hudzik znalazł zatrudnienie w Gromadzkiej Radzie Narodowej w Niechłodzie.  Ostatnim stanowiskiem jakie piastował we władzach GRN był fotel Przewodniczącego.W tym okresie GRN w Niechłodzie była wzorowym organem władzy państwowej na terenie gminy Święciechowa. Pierwszym jej przewodniczącym został Stanisław Drobniak.W skład GRN w Niechłodzie wchodziły wsie Piotrowice, Trzebiny i Zbarzewo. We wsiach powstawały zespoły taneczne lub recytatorskie oraz ludowe zespoły sportowe. Zespół świetlicowy w Niechłodzie otrzymał nawet do pracy z zespołem ludowym akordeon co było nie lada wyróżnieniem. Mało tego. Gromada Niechłód jako pierwsza w powiecie w 1955 roku wykonała plan finansowy za co została wyróżniona radioodbiornikiem PIONIER. W 1956 roku a więc za kadencji Ludwika Hudzika w GRN w Niechłodzie obsadzono drzewami drogę ze Święciechowy do Piotrowic.

Trochę historii:

Gromadzkie Rady Narodowe, jako organy przedstawicielskie władzy państwowej miały za zadanie:
  • popieranie rozwoju produkcji rolnej,
  • zaspokajanie potrzeb komunalnych, socjalnych i kulturalnych mieszkańców,
  • zapewnienie wykonania przez mieszkańców obowiązków wobec państwa,
  • opracowanie planów gospodarczych i programów rozwoju gromady,
  • utrzymywanie dróg lokalnych, sieci zaopatrzenia, usług oraz urządzeń socjalno-kulturalnych i komunalnych.
Gromadzka Rada Narodowa realizowała swoje zadania na sesjach, za pośrednictwem wybieranych przez siebie komisji (stałych i doraźnych) oraz Prezydium. Instytucjami pomocniczymi gromadzkiej rady narodowej były zebrania wiejskie mieszkańców oraz pełnomocnicy rady. Czynności kancelaryjne rady, komisji i prezydium wykonywało biuro gromadzkie.

Moja Mama do dzisiaj wspomina, jak podczas państwowych uroczystości Dziadek Ludwik przemawiał do zgromadzonych mieszkańców Gromady. To również świadczy o tym, że sprawował funkcję kierowniczą w gromadzie. Co roku w dniu 1 maja rodzina Hudzików gramoliła się na przystrojony w kolorowe wstążki wóz drabiniasty zaprzęgnięty w konia /zapewne należącego do Feliksa Zakręta, który kochał konie i miał ich kilka/ i ruszała wesoło do Niechłodu na uroczystości z okazji majowego święta pracy. 

Pomimo stałej urzędniczej posady moja Babcia nie była zadowolona z faktu, że Dziadek zajmuje się polityką. Wolała aby pracował w "normalnej" państwowej firmie, bez tych wszystkich ciśnień, stresów itp. Słuchając dzisiaj wspomnień o Ludwiku Hudziku dochodzę do wniosku, że w którymś momencie on sam również miał dość polityki. Zawsze mówił to co myślał. Nie bał się tzw. niepoprawności politycznej. Z tego powodu musiało być mu ciężko. Poza tym nie cierpiał jak ktoś mieszał mu się w sprawy osobiste. Dał temu wyraz przy okazji chrzcin jednego z dzieci. Fakt uczestniczenia Dziadka w kościelnej uroczystości spowodował ostre spięcie na linii Dziadek - władze GRN. Ludwik Hudzik nie czekał aż zostanie usunięty z szeregów partii. Nie dał swoim mocodawcom tej satysfakcji :) Jak to się mówi? Sam "czepnął" czerwoną legitymacją i tyle go widzieli. W pewnym okresie pracy Dziadka w Gromadzkiej Radzie Narodowej oskarżono go wywrotową działalność na rzecz skarbu państwa. Zarzucono mu bałagan w dokumentacji związanej z przyznawaniem deputatów na węgiel. Nigdy jednak nie przedstawiono Dziadkowi aktu oskarżenia. Pomimo tego pewnego dnia Dziadek nie wrócił z pracy do domu. Zamiast niego do drzwi zapukała pracownica GRN i powiadomiła Babcię o zatrzymaniu jej męża. Bespieka zamknęła go na kilka dni w areszcie śledczym w Rawiczu. To był trudny czas dla całej rodziny. Od Dziadka nie było żadnych wiadomości a zbliżał się czas wypłaty. Babcia poprzysięgła, że dopóki nie zobaczy dziadka zdrowego  w domu nie pobierze za niego pensji.  I tak zrobiła. Na szczęście Dziadek wkrótce wrócił do domu. Nigdy nie postawiono mu żadnych oficjalnych zarzutów. Sadzę, że to zdarzenie mogło mieć wpływ na to, że w 1958 ? roku zakończyła się jego  kariera urzędnicza we władzach Gromadzkiej Rady Narodowej w Niechłodzie.  I tu rodzi się dziwna sprawa, której przyznam, że nie rozumiem. Błędy w dokumentach to prawdziwa zmora genealogów. Nigdy bowiem nie wiadomo czy błąd to faktycznie błąd sporządzającego dokument czy efekt pogmatwanych czasów. Z dostępnych zaświadczeń i świadectw pracy mojego dziadka wynika, że przez jeden miesiąc, konkretnie styczeń 1958 roku był zatrudniony w dwóch miejscach. Z jednego dokumentu wynika, że ciągle był pracownikiem Gromadzkiej Rady Narodowej w Święciechowie na stanowisku Przewodniczącego a z drugiego  z kolei, że od 2.01.1958 roku nagle rozpoczął pracę w Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" w Święciechowie na stanowisku referenta skupu odpadów wtórnych. Może to rzeczywiście bałagan w papierach a może coś innego? Przyszło mi do głowy, że po popadnięciu w niełaskę chciano szybko pozbyć się dziadka. Zaproponowano mu więc pracę w GS-ach ale z jakiegoś powodu przez 1 miesiąc nie rozwiązano z nim stosunku pracy we władzach GRN. Ciekawa historia. Kolejnym przewodniczącym GRN w Niechłodzie po wyborach w 1958 roku został niejaki Tadeusz Szymański. 
Ludwik Hudzik  nie zagrzał długo  miejsca w GSach. Pracował tam niespełna 1 rok.

Utworzone w okresie PRL Gminne Spółdzielnie miały w latach 50tych i później praktycznie monopol handlu na wsi (w miastach ich odpowiednikami były w pewnym zakresie spółdzielnie spożywców "Społem"). Poza działalnością gospodarczą niektóre GS-y zajmowały się także aktywizacją lokalnej społeczności poprzez prowadzenie Klubów Rolnika. Większość Gminnych Spółdzielni przetrwała reformy rynkowe. Działają dziś nie tylko na terenach wiejskich, ale nawet w dużych miastach.
Dziadek pracował od 7.00 do 15.00. Nie miał więc dużo czasu na ogarnięcie dorastających szybko dzieci, nie wspominając o zwykłych zajęciach w swoim gospodarstwie. Zaczął rozglądać się za inną posadą. I oto na horyzoncie pojawiły się Polskie Koleje Państwowe. We wrześniu 1959 roku Ludwik Hudzik złożył stosowne podanie do PKP w Lesznie. Został przyjęty w pierwszym dniu października tego roku na stanowisko strażnika w Straży Kolejowej.



Fragment Karty Ewidencyjnej Ludwika Hudzika w okresie pracy w PKP
Dwa miesiące po przyjęciu został skierowany na kurs strażników kolejowych do Ośrodka Szkolenia Zawodowego Kolei we Wrocławiu. 18 grudnia 1959 roku dziadek zdał pozytywnie egzamin końcowy i mógł wrócić do pracy w PKP Leszno jako pełnowartościowy strażnik kolejowy. W sierpniu 1961 roku Ludwik Hudzik awansował na starszego strażnika.W styczniu 1963 roku  został skierowany do Ośrodka Szkolenia Strażników Kolei w Zbąszyniu. Ukończył tam kurs na przodownika służby ochrony kolei. W1960 roku Straż Kolejowa przeszła zmiany organizacyjne i od tego roku przyjęła nazwę jako Służba Ochrony Kolei.  W szeregach SOK Dziadek służył do lipca 1963 roku. Wówczas to nadarzyła się okazja zmiany stanowiska pracy. Skrzętnie z niej skorzystał i zaczął pracę jako magazynier handlowy na stacji PKP Leszno. Praca na kolei miała sporo zalet. Przede wszystkim Dziadek pracował w systemie zmianowym. Pełniąc 12 godzinną służbę, miał następny dzień wolny. To pozwalał mu zająć się wreszcie gospodarstwem.


Fragment Karty Ewidencyjnej Ludwika Hudzika w okresie pracy w PKP
Zaraz po przyjęciu został skierowany na kurs strażników kolejowych do ośrodka szkoleniowego w Zbąszyniu. Po ukończeniu szkolenia stał się pełnowartościowym strażnikiem. W1960 roku Straż Kolejowa przeszła zmiany organizacyjne i od tego roku przyjęła nazwę jako Służba Ochrony Kolei.  W sierpniu 1961 roku Ludwik Hudzik awansował na starszego strażnika. W szeregach SOK Dziadek służył do lipca 1963 roku. Wówczas to nadarzyła się okazja zmiany stanowiska pracy. Skrzętnie z niej skorzystał i zaczął pracę jako magazynier handlowy na stacji PKP Leszno. Praca na kolei miała sporo zalet. Przede wszystkim Dziadek pracował w systemie zmianowym. Pełniąc 12 godzinną służbę, miał następny dzień wolny. To pozwalał mu zająć się wreszcie gospodarstwem.

Fragment Karty Ewidencyjnej Ludwika Hudzika w okresie pracy w PKP






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz