środa, 26 lutego 2025

Młode Polki z Dłużyny

W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia tj. 26 grudnia 1932 roku zostało założone w Dłużynie Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej Młode Polki. Stowarzyszenie to zawiązało się w salce katechetycznej parafii Św. Jakuba Większego Apostoła  w Dłużynie i od początku za swojego patrona uznało miejscowego księdza proboszcza Juliana Dębińskiego. W Archiwum Państwowym w Lesznie miałem okazję przeglądać książkę sprawozdań tego stowarzyszenia za pierwsze 2 lata działalności. 

Na pierwszym, założycielskim zebraniu stowarzyszenia Młodych Polek wybrano władze organizacji spośród 15 obecnych dziewczyn. Pierwszą prezeską, pomimo bardzo młodego wieku (17 lat) została Marta Bednarczyk (1915-2001) córka Walentego i Anny d. Szudra. Wybrano ją zdecydowaną większością głosów. Marta Bednarczyk wspominała po latach, że miała oparcie w księdzu Dębińskim, który mawiał z przekonaniem: "Marta sobie poradzi"

Marta Bednarczyk córka Walentego i Anny z d. Szudra. Dłużyna ok. 1935 r 

Pierwszą sekretarką stowarzyszenia została kuzynka Marty Władysława Bednarczyk (1914-1963) córka Czesława i Marii z Kędziorów a na skarbniczkę wybrano  Jadwigę Stępczak   

Zarząd  Stowarzyszenia Młodych Polek ustalił, że dziewczęta spotykać się będą w każdą trzecią niedzielę miesiąca o godz. 14.00. Wszystkie członkinie zobowiązały się płacić składki członkowskie w wysokości 10 gr miesięcznie. Podjęto uchwałę aby jeszcze tej zimy tzn 1932/1933 zorganizować kurs gotowania.  

W dniu 19 lutego 1933 roku odbyło się 3 walne zebranie Stowarzyszenia Młodych Polek w Dłużynie. Prezeska Marta Bednarczyk zapoznała wszystkich zgromadzonych z ogólnymi założeniami zaplanowanego na marzec kursu gotowania. Wiadomo już było, że kurs odbywać się będzie w gospodarstwie Ludwika Masłowskiego, który na ten cel odstąpił wspaniałomyślnie 2 pokoje i kuchnię w swoim domu. Ustalono, że z okazji zakończenia kursu należy przygotować wieczorek przy kawie i ciastku. Prezeska prosiła wszystkie druhny (tak zwano członkinie stowarzyszenia)  aby wzięły udział w odpowiednim i godnym przystrojeniu pokoju, w którym spożywać będą poczęstunek zaproszeni goście. Przy okazji tego zebrania uzgodniono, że podczas Świąt Wielkanocnych druhny wystawią przedstawienie amatorskie pt. "Bernadeta" oraz zaprezentują dialog pt: "Trafiła kosa na kamień". Na zakończenie spotkania przybył miejscowy nauczyciel Kostrzewski z wykładem o męstwie i cnocie, za co mu prezeska Marta Bednarczyk serdecznie podziękowała. W tym dniu grono stowarzyszenia powiększyło się o nowe członkinie. Zostały nimi: Elżbieta Mrozdkowiak, Agnieszka Nadolna, Helena Szady, Marta Ratajczak, Helena Rygulska, Marta Śleboda, Regina Gębczyk, Bronisława Marcinkowska - wszystkie z Dłużyny oraz Barbara Stępczak z Charbielina.

Szczególnym zebraniem było to z dnia 19 marca 1933 roku, podczas którego Marta Bednarczyk zaproponowała aby wszystkie członkinie występowały podczas zebrań i oficjalnych uroczystości w stroju, na który składać się będą kremowe bluzki i granatowe spódnice. Wszystkie uczestniczki spotkania zgodziły się na tą propozycję. W tym zebraniu uczestniczyła też instruktorka kursu gotowania, który rozpoczął się w dniu 6 marca i trwał do 26 marca. Przyglądała się uważnie poczynaniom dziewcząt i dzieliła się swoją wiedzą na temat funkcjonowania podobnych stowarzyszeń w innych wsiach. Na koniec zaproponowała aby wybrać jedną osobę, która zajmować się będzie kontrolą wydatków organizacji. Na tą funkcję (rewidentki) wybrano Marię Bednarczyk (1914-1999) starszą siostrę prezeski Marty oraz Leokadię Stępczak.

Sprawozdanie z pierwszego kursu gotowania zorganizowanego przez druhny Stowarzyszenia Młodych Polek w Dłużynie w 1933 roku.

  1. Termin: 6-26 marca 1933
  2. Miejsce: gospodarstwo Państwa Michałowskich w Dłużynie, którzy  udostępnili na czas kursu 2 pokoje i kuchnie oraz miejsce do tymczasowego zakwaterowania instruktorki.
  3. Ilość uczestników: 19 druhen i 4 dziewczęta nie należące do stowarzyszenia
  4. Instruktorka: p. Laskowska z Kościana. 
  5. Cena kursu od osoby: 4,60 zł dla członkiń stowarzyszenia oraz 7,10 zł dla pozostałych osób. Z opłaty zwolniono córki Państwa Masłowskich. 
  6. Rezultat kursu: bardzo dobry. Uczono się przyrządzać różnorakie obiady a w ostatnich 3 dniach  wypiekano ciasta i torty, które "wjechały" na stoły dla gości podczas wieczorku zorganizowanego z okazji zakończenia kursu gotowania. 

W wieczorku kończącym uroczyście kurs gotowania (26 marca 1933 roku) wzięli licznie udział zaproszeniu goście a wśród nich rodzice dziewcząt i ksiądz Julian Dębiński.  Wśród głośnych rozmów i dyskusji oraz ogólnej wesołości słychać było występy dziewcząt, które pilnie przygotowały sztukę pt" Bernadeta" oraz dialogi i deklamacje. Cały uroczysty wieczór przyniósł jego uczestnikom dużo pozytywnych odczuć a wzruszeniom nie było końca. Był także powodem dumy dla Prezeski Marty Bednarczyk jej siostry Marii i kuzynki Władysławy.

Dochód z przedstawienia wyniósł 53 zł i 55 gr.

Wesele Marii Bednarczyk Dłużyna 1933 rok. Drużby Panny Młodej. Pannę Młodą za rękę trzyma jej siostra Marta Bednarczyk. Ostatnia stoi Władysława Bednarczyk, córka Czesława Bednarczyka
 
Maria Gąd (1917-2001) córka Czesława Bednarczyka również była działaczką oddziału KSMŻ w Dłużynie. Wspominała że:

"...Młode Polki miały tutaj dobre możliwości korzystania z kursów gospodarstwa domowego. Istniało bowiem koło włoscianek, prowadzone przez Annę Bednarczyk, matkę Marty, z którym współpracował oddział KSMŻ..."

Według zachowanych do dnia dzisiejszego sprawozdań z działalności Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej w Dłużynie w latach 30 tych XX w zrzeszenie liczyło ok 16 członkiń zwyczajnych, z których 10 przekroczyło 18 rok życia. W ciągu całego 1935 roku odbyło sie 12 zebrań plenarnych, którym przewodniczyła prezeska Marta Bednarczyk. Ponadto odbyto 25 spotkań w ramach wychowania fizycznego, oraz 14 zebrań kierownictwa oddziału. W ciągu 1935 roku zorganizowano 4 występy /przedstawienia i wieczornice/. W okresie przedwojennym KSMŻ w Dłużynie posiadało własny sztandar, który został zniszczony przez hitlerowców podczas wojny.

 

Stowarzyszenie Młodych Polek w Dłużynie. Prezeska Marta Bednarczyk siedzi pierwsza z lewej strony

  

 
 

czwartek, 13 lutego 2025

Kolektywizacja wsi Piotrowice 1953 r.

Struktura narodowościowa mieszkańców wsi Piotrowice przed II wojną światową nie sprzyjała powstawaniu społeczeństwa obywatelskiego opartego na wzajemnym poszanowaniu, przyjaźni i współpracy sąsiedzkiej. Wieś była zdominowana przez mieszkańców narodowości niemieckiej. Włączenie Piotrowic w granice II Rzeczypospolitej tylko trochę poprawiło sytuację. W dalszym ciągu trudno było tu spotkać polskie rodziny, które utrzymywały się z pracy na swoim własnym kawałku ziemi. Gospodarzami byli tu Beckerowie, Wittigowie, Handke, Guntherowie  czy Beisertowie. Jeśli już ktoś nosił polskie nazwisko to zwykle pracował jako robotnik rolny w folwarku należącym do Niemca barona Eberharda von Leesen. Jego majątek  w 1926 roku liczył 1026 hektarów i miał gorzelnię. 

Po zakończeniu wojny w 1945 roku większość mieszkańców Piotrowic o niemieckich korzeniach opuściło w pośpiechu wieś i wyjechała na zachód. Nie działała szkoła, nie było sklepu ani elektryczności (tej ostatniej aż do 1961 r). O tym w jakim stopniu wieś była wyludniona niech świadczy fakt, że w 1937 roku nowy rok szkolny w Piotrowicach rozpoczęło 78 dzieci,  a w lutym 1945 roku do tutejszej - już polskiej szkoły - rodzice zapisali jedynie 12 dzieci (8 chłopców i 4 dziewczynki z roczników od 1931 do 1937). Z upływem czasu do wsi zjeżdżali się z różnych stron rodziny, chcące rozpocząć tu nowe życie po wojennej zawierusze. W związku z tym, ze wieś miała całkowicie rolniczy charakter, to prawie wszyscy jej mieszkańcy utrzymywali się z pracy na roli. Reforma rolna z 1944 roku wywłaszczała wszystkich właścicieli ziemskich, którzy przed wojną gospodarowali na majątkach pow. 50 ha.  Dotyczyło to więc lokalnego "obszarnika" barona Eberharda von Lessen. W 1945 roku jego majątek w całości przejął Skarb Państwa a następnie został rozparcelowany pomiędzy mieszkańców Trzebin i Piotrowic, którzy albo nie posiadali ziemi w ogóle albo mieli jej bardzo mało. 

Jednym z etapów reformy rolnej była kolektywizacja. Proces kolektywizacji miał sprawić, że to państwo będzie kontrolowało rozwój rolnictwa w kraju. Polegało to na tym, że władza skłaniała rolników, którzy gospodarowali na małych i średnich gospodarstwach do dobrowolnego łączenia się w duże a czasami ogromne spółdzielnie. W ten sposób władza liczyła na szybszy rozwój tej dziedziny gospodarki a w konsekwencji na polepszenie stopy życiowej ludności wiejskiej. Jednak historia ościennych państw (np. ZSRR) pokazała, że proces ten był często gwoździem do trumny dla zaopatrzenia żywnościowego danego kraju. Wystarczy wspomnieć wielki głód na Ukrainie w latach 30tych, który był właśnie efektem masowej kolektywizacji.

Komuniści oczywiście spodziewali się oporu przed kolektywizacją ze strony chłopów – zwłaszcza tych bogatszych, lepiej gospodarujących, których zwano kułakami.  Nadzieję upatrywano w biedniejszej warstwie, która nie miała nic do stracenia i mogła wspomóc cały proces. Aby przekonać ją jednak do słuszności kolektywizacji, konieczne było uruchomienie ulubionego narzędzia wszystkich totalitaryzmów – propagandy. Akcja propagandowa, rozpoczęta w 1951 roku i nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Przede wszystkim szykanowano kułaków, których w Polsce było wówczas zaledwie 0,5 proc. Trudno więc było winić tę grupę za wszelkie nieszczęścia. Dodatkowe szykany, które spotykały najbogatszych chłopów, miały skutek odwrotny od zamierzonego – mieszkańcy wsi, zamiast nienawidzić przedstawicieli tej grupy, solidaryzowali się z nimi, często też okazywali współczucie. 

Ta propaganda dotarła również do Piotrowic. Tutejsi chłopi byli mamieni rzekomymi przywilejami, które miały wiązać się z byciem członkiem spółdzielni rolniczej. Obiecywano rolnikom zrzeszonym w spółdzielnie, że będą mieli łatwiejszy dostęp do maszyn i narzędzi pracy, nawozów i ciągników rolniczych. To z kolei miało przełożyć się na szybsze bogacenie się członków spółdzielni. Niektórzy z mieszkańców wsi nigdy nie pracowało na "swoim". Przed wojną stanowili "rolniczy proletariat" pracując w charakterze parobków lub robotników rolnych w majątku barona von Lessen. Gdy po zakończeniu działań wojennych otrzymali od państwa kawałek ziemi po parcelacji majątku ziemskiego w Trzebinach, szybko zdali sobie sprawę z faktu, że ciężko będzie utrzymać z tego rodzinę. To był dodatkowy czynnik, który zmuszał ich do spróbowania szczęścia w przyłączeniu się do spółdzielni rolniczej.

Zebranie założycielskie pierwszych członków rolniczej spółdzielni produkcyjnej w Piotrowicach odbyło się w dniu 1 grudnia 1953 roku. W tym dniu do spółdzielni zapisało się 10 mieszkańców Piotrowic. Zadeklarowali oni, że dobrowolnie będą prowadzić zespołową produkcję roślinną i zwierzęcą, pod szyldem nowopowstałej spółdzielni typu III (posiadającej Statut Rolniczego Zespołu Spółdzielczego). Pierwszym przewodniczącym rolniczej spółdzielni produkcyjnej w Piotrowicach został Józef Chudzik (1922-2000), mieszkaniec tej wsi od 1927 roku. Spółdzielnia miała swój zarząd, do którego weszli: Antoni Wojciechowski i Walerian Adamczak. Po upływie kilku dni od zebrania założycielskiego, do spółdzielni przystąpiło następnych 3 rolników z Piotrowic. Spółdzielnia formalnie rozpoczęła pracę w styczniu 1954 roku. 

Józef Chudzik ok 1952 r.

Członkiem rolniczej spółdzielni produkcyjnej mogła być osoba, która ukończyła 18 lat i zajmowała się rolnictwem lub innym zawodem przydatnym w spółdzielni. Do podstawowych obowiązków członka należało wniesienie zadeklarowanych wkładów (ziemi) i udziałów w postaci żywej siły roboczej. Wynagrodzeniem za pracę w spółdzielni był udział w podziale dochodów uzyskanych przez to gospodarstwo zespołowe.

W związku z tym, że rolnicze spółdzielnie produkcyjne okazały się niewydolne, szybko zaczęły się rozwiązywać. Do końca 1956 roku rozwiązaniu uległo 80% z nich. Jakie losy były spółdzielni w Piotrowicach ? Tego jeszcze nie udało mi się ustalić, ale pewne światło na jej funkcjonowanie do 1956 roku może położyć wnikliwe wczytanie się w sprawozdania z zebrań Gromadzkiej Rady Narodowej w Niechłodzie.

Mieszkanki Piotrowic (pracownice folwarku?) podczas zwózki siana. Ich narzędziem pracy są dwuzębne widły drewniane. Ok. 1935 r. Zdjęcie pochodzi z rodzinnego albumu potomków dawnych mieszkańców Piotrowic.

Źródła: 

  1. Leszczyńska Biblioteka Cyfrowa
  2.  Kronika szkoły podstawowej w Piotrowicach
  3.  https://i-rolnik.pl
  4.  https://muzhp.pl/wiedza-on-line/reforma-rolna-mit-zalozycielski-polski-ludowej
  5.  https://pl.wikipedia.org/


wtorek, 4 lutego 2025

Jedno wesele dwóch sióstr. Mielcuchy 1919 rok.

Czy znacie choć jeden przypadek, w którym dwie rodzone siostry stanęły na ślubnym kobiercu w jednym dniu, w tym samym kościele i o tej samej godzinie? Taki przypadek miał miejsce w rodzinie Zakrętów i Wawrzyniaków w dniu 20 stycznia 1919 r. Tego dnia siostry Stanisława /1894-1964/ i Józefa /1897-?/ Zakrętówny wychodziły za mąż a ślub odbywał się w kościele pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła w Kraszewicach w powiecie ostrzeszowskim. 

Siostry Józefa Wawrzyniak i Stanisława Chudzik


Rodzicami sióstr byli moi prapradziadkowie Szczepan Zakręt /1871-1928/ i Zofia z Jabłońskich /1868-1937/ To, że siostry brały ślub w jednym terminie to oczywiście nie był przypadek. Zapewne chodziło o to aby zaoszczędzić na kiełbasie, gorzałce, plackach i muzykantach. Nie ma co się temu dziwić, bowiem rodzina Zakrętów do zamożnych nie należała. Obie siostry od urodzenia mieszkały w Mielcuchach w gminie Czajków jednak ich przyszli mężowie nie byli tutejsi. Stasia wybrała Marcina Chudzika. Był od niej młodszy o 2 lata ale to w jej sytuacji nie miało większego znaczenia. Dzisiaj byśmy o niej powiedzieli "dziewcze po przejściach". Nie miała męża, ale za to wychowywała dwóch nieślubnych synów: Feliksa (1913-1980) i Andrzeja  (1915-?). Marcin Chudzik (1896-1945) zapewne utrzymywał się z pracy u swojego wuja Klemensa. Ze swoją matką Franciszką (1872-1953) jak już wiemy, nie utrzymywał kontaktów. Ona wiodła swoje wielkomiejskie życie w Łodzi u boku męża Józefa Kucharczyka.

Jan Wawrzyniak, wybranek Józefy Zakręt, urodził się 19 grudnia 1898 roku we wsi Węglewice w powiecie wieruszowskim około 10 km na południowy zachód od Mielcuch.  Przyszedł na świat w rodzinie Józefa Wawrzyniaka (ur.1887) i jego żony Marcjanny z Okoniów (ur. 1889). Wawrzyniakowie mieszkali w Węglewicach od pokoleń. 

Akt Ślubu nr 3 

Działo się we wsi Kraszewice dnia 20 stycznia 1919 roku o godzinie pierwszej po południu. Wiadomo czynimy iż w obecności świadków Klemensa Hudzika lat 48 i Andrzeja Trzeciaka lat 30 liczących, obydwóch gospodarzy zamieszkałych w Mielcuchach zawarte zostało religijne małżeństwo pomiędzy Marcinem Chudzik, kawalerem urodzonym we wsi Gęsówka w parafii Charłupia Wielka zamieszkałym we wsi Mielcuchy lat 22 liczącym, synem Franciszki Chudzik niezamężnej a Stanisławą Zakręt, panną urodzoną i zamieszkałą w Mielcuchach, lat 24 liczącą, córką Szczepana Zakręt i Zofii z Jabłońskich. Małżeństwo to poprzedziły 3 zapowiedzi w dniach piątym, dwunastym i dziewiętnastym stycznia bieżącego roku ogłoszone w tutejszym parafialnym kościele. Nowożeńcy oznajmili, ze żadnej umowy przedślubnej urzędownie nie zawarli. Małżeństwo to pobłogosławił Ksiądz Leonard Załuska, wikariusz miejscowej parafii. Akt ten stawającym pisać nie umiejącym przeczytany i przez Nas podpisany został. 

Akt ślubu nr 2

Działo się we wsi Kraszewice dnia 20 stycznia 1919 roku o godzinie pierwszej po południu. Wiadomo czynimy iż w obecności świadków Władysława Stoleckiego lat 43 i Ignacego Porysiaka lat 48 liczących, obydwóch gospodarzy zamieszkałych w Mielcuchach zawarte zostało religijne małżeństwo pomiędzy Janem Wawrzyniak, kawalerem urodzonym i zamieszkałym we wsi Węglewice parafii tejże lat 20 liczącym, synem Józefa i Marianny z Okoniów, małżonków Wawrzyniak  a Józefą Zakręt, panną urodzoną i zamieszkałą w Mielcuchach, lat 21 liczącą, córką Szczepana Zakręt i Zofii z Jabłońskich, małżonków Zakręt. Małżeństwo to poprzedziły 3 zapowiedzi w tutejszym i Węglewickim kościele w dniach piątym, dwunastym i dziewiętnastym stycznia bieżącego roku ogłoszone. Małżonkowie oświadczyli, iż żadnej umowy przedślubnej urzędowo nie zawarli, jako też zezwolenie ustne obecnych aktowi małżeństwa rodziców Nowozaślubionych nastąpiło. Małżeństwo to pobłogosławił Ksiądz Leonard Załuska, wikariusz miejscowej parafii. Akt ten stawającym pisać nie umiejącym przeczytany i przez Nas podpisany został.

 

Ślub w rodzinie Zakrętów. Prawdopodobnie lata 30 XXw Miejsce nierozpoznane.