Podczas przeglądania akt parafii katolickiej w Brodni natrafiłem na dwa dokumenty, które mną wstrząsnęły. Tak to już jest, że nie wszystko w życiu układa się po naszej myśli. Ogrom tragedii, smutku, morze łez zalewa nas każdego dnia ze strony szklanego ekranu. Nie trzeba zbytnio śledzić gazet ani słuchać radia aby i tak prędzej czy później dowiedzieć się o kolejnym skandalu obyczajowym na szczytach władzy lub o innej sprawie o kryminalnym zabarwieniu. W życiu moich przodków również bywały chwile, o których woleliby jak najszybciej zapomnieć. Sprawa o której chciałbym dzisiaj napisać rozegrała się w Brodni w 1827 roku. Zapomniana przez prawie 200 lat zostanie dzisiaj przeze mnie pobudzona.
Kierując się poczuciem odpowiedzialności za słowo pisane, pozostaje mi tylko zapewnić czytelnika, że będę starał się być obiektywny w swoich sądach, na temat wydarzeń i ich bohaterach z 1827 roku. Dość patetyzmu. Czas zmierzyć się z fakatami!
Oto fragment aktu zgonu dziecka, któremu "...przez gwałt życie mu odebrano...".
Sprawa dotyczy wydarzeń z dnia 16 sierpnia 1827 roku. We wsi Brodnia mieszkał zamożny jak na owe czasy gospodarz Bartłomiej Oziewała. Kilka lat ze swojego życia mieszkała u niego na komornym Marianna Cieślakowa, żona Izydora Cieślaka. Córka Marianny - Katarzyna wyszła w 1823 roku za mąż za mojego 5xpradziadka Feliksa Hudzika. Po śmierci Izydora Cieślaka, Marianna została bez środków do życia. Przygarnięta przez Bartłomieja Oziewałe, wykonywała proste prace w jego gospodarstwie, ciesząc się w zamian dachem nad głową i codziennym posiłkiem.
W dniu 27 sierpnia 1827 roku w samo południe do tutejszego /brodnickiego/ urzędnika stanu cywilnego zgłosił sie Bartłomiej Oziewała /lat 28/ wraz ze świadkami: Józefem Bartczakiem /lat 56/ oraz Tomaszem Chudzikiem /lat 30/. Wszyscy trzej mężczyźni mieszkali w Brodni. Zgodnie i stanowczo zaświadczyli, że w dniu 16 sierpnia 1827 roku znaleziono na terenie gospodarstwa Bartłomieja Oziewały martwe dziecko płci niewieściej. Dziecko owo znaleziono przy Mariannie Cieślak, co miało jednoznacznie wskazywać, że to ona właśnie jest matką. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego /pisałem wielokrotnie o wysokiej śmiertelności dzieci w rodzinach wiejskich w I poł. XIX w/ gdyby nie fakt, że w przypadku tego zdarzenia wszczęto postępowanie sądowe. Ustalono bez cienia wątpliwości, że dziecko zostało urodzone żywe, jednak tu cytat z aktu:"...przez gwałt życie mu odebrano...".
W obu dokumentach tj w akcie narodzin oraz w akcie zgonu znalezionego dziecka nie wskazano na sprawcę morderstwa. Ocenę tych wydarzeń pozostawiam każdemu do indywidualnego rozstrzygnięcia. Sądzę jednak, ze nie jesteśmy w stanie nawet w drobnej części wyobrazić sobie co tak naprawdę wydarzyło się owego 16 sierpnia 1827 roku w gospodarstwie Bartłomieja Oziewały.
I niech tak pozostanie przez następnych 200 lat.
akt zgonu dziecka Marianny Cieślak 1827 rok |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz