czwartek, 27 marca 2025

Anna Spychała - francuski ślad Bednarczyków cz. 2

Ta opowieść jest fascynująca. Rozpala wyobraźnię i uczy pokory dla ludzkich losów. Kiedy w ubiegłym roku szukałem informacji na temat młodszej siostry mojego pradziadka Czesława Bednarczyka - Anny, nie przypuszczałem, że dzisiaj historia ta będzie miała swój dalszy ciąg. Anna była mi mentalnie bliska z jeszcze jednego powodu. Otóż dzisiaj nie mam już wątpliwości dlaczego moja Babcia śp. Anna Hudzik, nosiła to samo imię. Jestem pewien, że kiedy 7 lipca 1925 roku w Dłużynie Czesław cieszył się z przyjścia na świat kolejnej córki, to myślami sięgał aż do Harnes, miasta we Francji, gdzie za kilka dni miała świętować swoje 30 urodziny jego siostra Anna (ur 19.7.1895). 

Mężczyzną dla którego mocno biło serce Anny był Michał, Michał Sobkowiak. Z początku myślałem, że wybranek Anny pochodził  z Radomicka. Myliłem się. Sobkowiakowie mieszkali w pobliskiej Górce Duchownej. Aby spotkać się z Anną Michał musiał pokonać prosty odcinek drogi prowadzący z Górki Duchownej przez Targowisko do Radomicka. To jakieś 5 km. Choć zakochani czasu nie liczą to zakładam, że Michał pokonywał tą drogę rowerem. 

Michał urodził się 12 września 1899 r w Górce Duchownej w rodzinie Wojciecha Sobkowiaka - stangreta (woźnica) i Marianny z domu Rosadzińskiej.  Annę Bednarczyk poślubił w dniu 26 kwietnia 1920 roku. Ślub odbył się w domu rodzinnym Anny w Radomicku. Ciekawostką pozostaje, że urzędnikiem stanu cywilnego, który formalnie zalegalizował to małżeństwo był ojciec Anny a mój prapradziadek Szczepan Bednarczyk. 

Potwierdzenie zawarcia związku małżeńskiego pomiędzy Michałem Sobkowiakiem a Anną Bednarczyk

Wkrótce w Radomicku przyszła na świat pierwsza córka Anny Janina z franc. Joannes (ur. 8 lipca 1921) Zagadką pozostaje kiedy małżeństwo to zdecydowało się na wyjazd z kraju do Francji. Sądzę, że było to przed 1926 roku, ponieważ w tym właśnie roku, w Harnes we Francji  przyszła na świat druga córka Anny Wanda. Michał i Anna Sobkowiakowie opuścili rodzinne Radomicko, podobnie jak tysiące młodych ludzi z tamtego okresu. Ich celem była emigracja we Francji, która rozpaczliwie potrzebowała rąk do pracy, a te tysiącami napływały z Polski. Michał Sobkowiak znalazł pracę w miejscowości Harnes. Zatrudnił się prawdopodobnie jako górnik w jednej z tamtejszych kopalń. 

Michał Sobkowiak ciężko pracował aby utrzymać żonę i córeczki. Jego krótkie życie to pasmo chorób. Cierpiał na gruźlice a pracę w kopalni przypłacił pylicą krzemową. Zmarł w swoim domu w Harnes w wieku 32 lat  26 maja 1931 roku.

Akt zgonu Michałą Sobkowiaka. Harnes. Francja
.

A teraz ciekawostka!

Anna Bednarczyk, siostra mojego dziadka Czesława miała bardzo interesującego szwagra. Starszym bratem Michała Sobkowiaka był Tomasz urodzony w Górce Duchownej 12 grudnia 1895 roku. Jeśli mieszkacie w Zielonej Górze to być może kojarzycie ul. Tomasza Sobkowiaka? 

Tomasz Sobkowiak brał ochotniczy udział w powstaniu wielkopolskim. Wszystko wskazuje, że był związany z kompaniami śmigielskimi i podległymi im oddziałami w okolicach Radomicka, Targowiska i Górki Duchownej. Zaangażowany był w tworzenie struktur Żandarmerii Krajowej na froncie Grupy ,,Leszno''. Po powstaniu zwolniony jako 33 % inwalida wojenny. Od 1 czerwca 1919 r. podjął pracę jako asystent powiatowy w śmigielskim starostwie, pracę tą zakończył z dniem 1 lipca 1920 r. W październiku 1919 r. podjął studia na Wydziale Prawno Ekonomicznym Uniwersytetu Poznańskiego.

Pracownicy magistratu miasta Leszna. Trzeci od lewej siedzi Tomasz Sobkowiak. Leszno lata 30te XX w. Żródło: Leszno w dwudziestoleciu międzywojennym" pod redakcją Mirona Urbaniaka str. 146

Tomasz Sobkowiak był przed wojną wiceburmistrzem miasta Leszna. Funkcje tą pełnił od 1925 roku aż do wybuchu wojny w 1939 r. Jego rodzina została wysiedlona przez Niemców do Tomaszowa Mazowieckiego.  Został skierowany przez miejscowe władze okupacyjne na stanowisko burmistrza Opoczna. Za współpracę z partyzantką został aresztowany i wywieziony z synami do obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau. Po wyzwoleniu obozu wrócił do Leszna. Polski Związek Zachodni skierował Tomasza Sobkowiaka do Zielonej Góry, gdzie 6 VI 1945 r. mianowano go I burmistrzem. W związku z niemożnością pogodzenia się z istniejącą wówczas sytuacją polityczną złożył dymisję z pełnionej funkcji. Stosunek pracy rozwiązano z dniem 31 X 1946 r. Po przejściu na emeryturę pomagał żonie w prowadzeniu sklepu. Zmarł 31 III 1949 r. w Zielonej Górze. Pochowany jest na cmentarzu przy ul. Konkolewskiej w Lesznie. 

Anna Bednarczyk z mężem Michałem Sobkowiakiem i córkami Joanną i Wandą. Harnes ok 1929 r. Zdjęcie z rodzinnego albumu potomków Anny i Michała. Francja 2025 r.


Źródła: 

  1. Archiwa rodzinne potomków Anny Bednarczyk. Francja.
  2. Profil na FB. "Sylwetki Powstańców Wielkopolskich Ziemi Śmigielskiej na 100 lecie" wpis z dnia 3 styczeń 1922 r. 
  3. "Leszno w dwudziestoleciu międzywojennym" pod redakcją Mirona Urbaniaka. Leszno 2020.

 

środa, 26 lutego 2025

Młode Polki z Dłużyny

W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia tj. 26 grudnia 1932 roku zostało założone w Dłużynie Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej Młode Polki. Stowarzyszenie to zawiązało się w salce katechetycznej parafii Św. Jakuba Większego Apostoła  w Dłużynie i od początku za swojego patrona uznało miejscowego księdza proboszcza Juliana Dębińskiego. W Archiwum Państwowym w Lesznie miałem okazję przeglądać książkę sprawozdań tego stowarzyszenia za pierwsze 2 lata działalności. 

Na pierwszym, założycielskim zebraniu stowarzyszenia Młodych Polek wybrano władze organizacji spośród 15 obecnych dziewczyn. Pierwszą prezeską, pomimo bardzo młodego wieku (17 lat) została Marta Bednarczyk (1915-2001) córka Walentego i Anny d. Szudra. Wybrano ją zdecydowaną większością głosów. Marta Bednarczyk wspominała po latach, że miała oparcie w księdzu Dębińskim, który mawiał z przekonaniem: "Marta sobie poradzi"

Marta Bednarczyk córka Walentego i Anny z d. Szudra. Dłużyna ok. 1935 r 

Pierwszą sekretarką stowarzyszenia została kuzynka Marty Władysława Bednarczyk (1914-1963) córka Czesława i Marii z Kędziorów a na skarbniczkę wybrano  Jadwigę Stępczak   

Zarząd  Stowarzyszenia Młodych Polek ustalił, że dziewczęta spotykać się będą w każdą trzecią niedzielę miesiąca o godz. 14.00. Wszystkie członkinie zobowiązały się płacić składki członkowskie w wysokości 10 gr miesięcznie. Podjęto uchwałę aby jeszcze tej zimy tzn 1932/1933 zorganizować kurs gotowania.  

W dniu 19 lutego 1933 roku odbyło się 3 walne zebranie Stowarzyszenia Młodych Polek w Dłużynie. Prezeska Marta Bednarczyk zapoznała wszystkich zgromadzonych z ogólnymi założeniami zaplanowanego na marzec kursu gotowania. Wiadomo już było, że kurs odbywać się będzie w gospodarstwie Ludwika Masłowskiego, który na ten cel odstąpił wspaniałomyślnie 2 pokoje i kuchnię w swoim domu. Ustalono, że z okazji zakończenia kursu należy przygotować wieczorek przy kawie i ciastku. Prezeska prosiła wszystkie druhny (tak zwano członkinie stowarzyszenia)  aby wzięły udział w odpowiednim i godnym przystrojeniu pokoju, w którym spożywać będą poczęstunek zaproszeni goście. Przy okazji tego zebrania uzgodniono, że podczas Świąt Wielkanocnych druhny wystawią przedstawienie amatorskie pt. "Bernadeta" oraz zaprezentują dialog pt: "Trafiła kosa na kamień". Na zakończenie spotkania przybył miejscowy nauczyciel Kostrzewski z wykładem o męstwie i cnocie, za co mu prezeska Marta Bednarczyk serdecznie podziękowała. W tym dniu grono stowarzyszenia powiększyło się o nowe członkinie. Zostały nimi: Elżbieta Mrozdkowiak, Agnieszka Nadolna, Helena Szady, Marta Ratajczak, Helena Rygulska, Marta Śleboda, Regina Gębczyk, Bronisława Marcinkowska - wszystkie z Dłużyny oraz Barbara Stępczak z Charbielina.

Szczególnym zebraniem było to z dnia 19 marca 1933 roku, podczas którego Marta Bednarczyk zaproponowała aby wszystkie członkinie występowały podczas zebrań i oficjalnych uroczystości w stroju, na który składać się będą kremowe bluzki i granatowe spódnice. Wszystkie uczestniczki spotkania zgodziły się na tą propozycję. W tym zebraniu uczestniczyła też instruktorka kursu gotowania, który rozpoczął się w dniu 6 marca i trwał do 26 marca. Przyglądała się uważnie poczynaniom dziewcząt i dzieliła się swoją wiedzą na temat funkcjonowania podobnych stowarzyszeń w innych wsiach. Na koniec zaproponowała aby wybrać jedną osobę, która zajmować się będzie kontrolą wydatków organizacji. Na tą funkcję (rewidentki) wybrano Marię Bednarczyk (1914-1999) starszą siostrę prezeski Marty oraz Leokadię Stępczak.

Sprawozdanie z pierwszego kursu gotowania zorganizowanego przez druhny Stowarzyszenia Młodych Polek w Dłużynie w 1933 roku.

  1. Termin: 6-26 marca 1933
  2. Miejsce: gospodarstwo Państwa Michałowskich w Dłużynie, którzy  udostępnili na czas kursu 2 pokoje i kuchnie oraz miejsce do tymczasowego zakwaterowania instruktorki.
  3. Ilość uczestników: 19 druhen i 4 dziewczęta nie należące do stowarzyszenia
  4. Instruktorka: p. Laskowska z Kościana. 
  5. Cena kursu od osoby: 4,60 zł dla członkiń stowarzyszenia oraz 7,10 zł dla pozostałych osób. Z opłaty zwolniono córki Państwa Masłowskich. 
  6. Rezultat kursu: bardzo dobry. Uczono się przyrządzać różnorakie obiady a w ostatnich 3 dniach  wypiekano ciasta i torty, które "wjechały" na stoły dla gości podczas wieczorku zorganizowanego z okazji zakończenia kursu gotowania. 

W wieczorku kończącym uroczyście kurs gotowania (26 marca 1933 roku) wzięli licznie udział zaproszeniu goście a wśród nich rodzice dziewcząt i ksiądz Julian Dębiński.  Wśród głośnych rozmów i dyskusji oraz ogólnej wesołości słychać było występy dziewcząt, które pilnie przygotowały sztukę pt" Bernadeta" oraz dialogi i deklamacje. Cały uroczysty wieczór przyniósł jego uczestnikom dużo pozytywnych odczuć a wzruszeniom nie było końca. Był także powodem dumy dla Prezeski Marty Bednarczyk jej siostry Marii i kuzynki Władysławy.

Dochód z przedstawienia wyniósł 53 zł i 55 gr.

Wesele Marii Bednarczyk Dłużyna 1933 rok. Drużby Panny Młodej. Pannę Młodą za rękę trzyma jej siostra Marta Bednarczyk. Ostatnia stoi Władysława Bednarczyk, córka Czesława Bednarczyka
 
Maria Gąd (1917-2001) córka Czesława Bednarczyka również była działaczką oddziału KSMŻ w Dłużynie. Wspominała że:

"...Młode Polki miały tutaj dobre możliwości korzystania z kursów gospodarstwa domowego. Istniało bowiem koło włoscianek, prowadzone przez Annę Bednarczyk, matkę Marty, z którym współpracował oddział KSMŻ..."

Według zachowanych do dnia dzisiejszego sprawozdań z działalności Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej w Dłużynie w latach 30 tych XX w zrzeszenie liczyło ok 16 członkiń zwyczajnych, z których 10 przekroczyło 18 rok życia. W ciągu całego 1935 roku odbyło sie 12 zebrań plenarnych, którym przewodniczyła prezeska Marta Bednarczyk. Ponadto odbyto 25 spotkań w ramach wychowania fizycznego, oraz 14 zebrań kierownictwa oddziału. W ciągu 1935 roku zorganizowano 4 występy /przedstawienia i wieczornice/. W okresie przedwojennym KSMŻ w Dłużynie posiadało własny sztandar, który został zniszczony przez hitlerowców podczas wojny.

 

Stowarzyszenie Młodych Polek w Dłużynie. Prezeska Marta Bednarczyk siedzi pierwsza z lewej strony

  

 
 

czwartek, 13 lutego 2025

Kolektywizacja wsi Piotrowice 1953 r.

Struktura narodowościowa mieszkańców wsi Piotrowice przed II wojną światową nie sprzyjała powstawaniu społeczeństwa obywatelskiego opartego na wzajemnym poszanowaniu, przyjaźni i współpracy sąsiedzkiej. Wieś była zdominowana przez mieszkańców narodowości niemieckiej. Włączenie Piotrowic w granice II Rzeczypospolitej tylko trochę poprawiło sytuację. W dalszym ciągu trudno było tu spotkać polskie rodziny, które utrzymywały się z pracy na swoim własnym kawałku ziemi. Gospodarzami byli tu Beckerowie, Wittigowie, Handke, Guntherowie  czy Beisertowie. Jeśli już ktoś nosił polskie nazwisko to zwykle pracował jako robotnik rolny w folwarku należącym do Niemca barona Eberharda von Leesen. Jego majątek  w 1926 roku liczył 1026 hektarów i miał gorzelnię. 

Po zakończeniu wojny w 1945 roku większość mieszkańców Piotrowic o niemieckich korzeniach opuściło w pośpiechu wieś i wyjechała na zachód. Nie działała szkoła, nie było sklepu ani elektryczności (tej ostatniej aż do 1961 r). O tym w jakim stopniu wieś była wyludniona niech świadczy fakt, że w 1937 roku nowy rok szkolny w Piotrowicach rozpoczęło 78 dzieci,  a w lutym 1945 roku do tutejszej - już polskiej szkoły - rodzice zapisali jedynie 12 dzieci (8 chłopców i 4 dziewczynki z roczników od 1931 do 1937). Z upływem czasu do wsi zjeżdżali się z różnych stron rodziny, chcące rozpocząć tu nowe życie po wojennej zawierusze. W związku z tym, ze wieś miała całkowicie rolniczy charakter, to prawie wszyscy jej mieszkańcy utrzymywali się z pracy na roli. Reforma rolna z 1944 roku wywłaszczała wszystkich właścicieli ziemskich, którzy przed wojną gospodarowali na majątkach pow. 50 ha.  Dotyczyło to więc lokalnego "obszarnika" barona Eberharda von Lessen. W 1945 roku jego majątek w całości przejął Skarb Państwa a następnie został rozparcelowany pomiędzy mieszkańców Trzebin i Piotrowic, którzy albo nie posiadali ziemi w ogóle albo mieli jej bardzo mało. 

Jednym z etapów reformy rolnej była kolektywizacja. Proces kolektywizacji miał sprawić, że to państwo będzie kontrolowało rozwój rolnictwa w kraju. Polegało to na tym, że władza skłaniała rolników, którzy gospodarowali na małych i średnich gospodarstwach do dobrowolnego łączenia się w duże a czasami ogromne spółdzielnie. W ten sposób władza liczyła na szybszy rozwój tej dziedziny gospodarki a w konsekwencji na polepszenie stopy życiowej ludności wiejskiej. Jednak historia ościennych państw (np. ZSRR) pokazała, że proces ten był często gwoździem do trumny dla zaopatrzenia żywnościowego danego kraju. Wystarczy wspomnieć wielki głód na Ukrainie w latach 30tych, który był właśnie efektem masowej kolektywizacji.

Komuniści oczywiście spodziewali się oporu przed kolektywizacją ze strony chłopów – zwłaszcza tych bogatszych, lepiej gospodarujących, których zwano kułakami.  Nadzieję upatrywano w biedniejszej warstwie, która nie miała nic do stracenia i mogła wspomóc cały proces. Aby przekonać ją jednak do słuszności kolektywizacji, konieczne było uruchomienie ulubionego narzędzia wszystkich totalitaryzmów – propagandy. Akcja propagandowa, rozpoczęta w 1951 roku i nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Przede wszystkim szykanowano kułaków, których w Polsce było wówczas zaledwie 0,5 proc. Trudno więc było winić tę grupę za wszelkie nieszczęścia. Dodatkowe szykany, które spotykały najbogatszych chłopów, miały skutek odwrotny od zamierzonego – mieszkańcy wsi, zamiast nienawidzić przedstawicieli tej grupy, solidaryzowali się z nimi, często też okazywali współczucie. 

Ta propaganda dotarła również do Piotrowic. Tutejsi chłopi byli mamieni rzekomymi przywilejami, które miały wiązać się z byciem członkiem spółdzielni rolniczej. Obiecywano rolnikom zrzeszonym w spółdzielnie, że będą mieli łatwiejszy dostęp do maszyn i narzędzi pracy, nawozów i ciągników rolniczych. To z kolei miało przełożyć się na szybsze bogacenie się członków spółdzielni. Niektórzy z mieszkańców wsi nigdy nie pracowało na "swoim". Przed wojną stanowili "rolniczy proletariat" pracując w charakterze parobków lub robotników rolnych w majątku barona von Lessen. Gdy po zakończeniu działań wojennych otrzymali od państwa kawałek ziemi po parcelacji majątku ziemskiego w Trzebinach, szybko zdali sobie sprawę z faktu, że ciężko będzie utrzymać z tego rodzinę. To był dodatkowy czynnik, który zmuszał ich do spróbowania szczęścia w przyłączeniu się do spółdzielni rolniczej.

Zebranie założycielskie pierwszych członków rolniczej spółdzielni produkcyjnej w Piotrowicach odbyło się w dniu 1 grudnia 1953 roku. W tym dniu do spółdzielni zapisało się 10 mieszkańców Piotrowic. Zadeklarowali oni, że dobrowolnie będą prowadzić zespołową produkcję roślinną i zwierzęcą, pod szyldem nowopowstałej spółdzielni typu III (posiadającej Statut Rolniczego Zespołu Spółdzielczego). Pierwszym przewodniczącym rolniczej spółdzielni produkcyjnej w Piotrowicach został Józef Chudzik (1922-2000), mieszkaniec tej wsi od 1927 roku. Spółdzielnia miała swój zarząd, do którego weszli: Antoni Wojciechowski i Walerian Adamczak. Po upływie kilku dni od zebrania założycielskiego, do spółdzielni przystąpiło następnych 3 rolników z Piotrowic. Spółdzielnia formalnie rozpoczęła pracę w styczniu 1954 roku. 

Józef Chudzik ok 1952 r.

Członkiem rolniczej spółdzielni produkcyjnej mogła być osoba, która ukończyła 18 lat i zajmowała się rolnictwem lub innym zawodem przydatnym w spółdzielni. Do podstawowych obowiązków członka należało wniesienie zadeklarowanych wkładów (ziemi) i udziałów w postaci żywej siły roboczej. Wynagrodzeniem za pracę w spółdzielni był udział w podziale dochodów uzyskanych przez to gospodarstwo zespołowe.

W związku z tym, że rolnicze spółdzielnie produkcyjne okazały się niewydolne, szybko zaczęły się rozwiązywać. Do końca 1956 roku rozwiązaniu uległo 80% z nich. Jakie losy były spółdzielni w Piotrowicach ? Tego jeszcze nie udało mi się ustalić, ale pewne światło na jej funkcjonowanie do 1956 roku może położyć wnikliwe wczytanie się w sprawozdania z zebrań Gromadzkiej Rady Narodowej w Niechłodzie.

Mieszkanki Piotrowic (pracownice folwarku?) podczas zwózki siana. Ich narzędziem pracy są dwuzębne widły drewniane. Ok. 1935 r. Zdjęcie pochodzi z rodzinnego albumu potomków dawnych mieszkańców Piotrowic.

Źródła: 

  1. Leszczyńska Biblioteka Cyfrowa
  2.  Kronika szkoły podstawowej w Piotrowicach
  3.  https://i-rolnik.pl
  4.  https://muzhp.pl/wiedza-on-line/reforma-rolna-mit-zalozycielski-polski-ludowej
  5.  https://pl.wikipedia.org/


wtorek, 4 lutego 2025

Jedno wesele dwóch sióstr. Mielcuchy 1919 rok.

Czy znacie choć jeden przypadek, w którym dwie rodzone siostry stanęły na ślubnym kobiercu w jednym dniu, w tym samym kościele i o tej samej godzinie? Taki przypadek miał miejsce w rodzinie Zakrętów i Wawrzyniaków w dniu 20 stycznia 1919 r. Tego dnia siostry Stanisława /1894-1964/ i Józefa /1897-?/ Zakrętówny wychodziły za mąż a ślub odbywał się w kościele pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła w Kraszewicach w powiecie ostrzeszowskim. 

Siostry Józefa Wawrzyniak i Stanisława Chudzik


Rodzicami sióstr byli moi prapradziadkowie Szczepan Zakręt /1871-1928/ i Zofia z Jabłońskich /1868-1937/ To, że siostry brały ślub w jednym terminie to oczywiście nie był przypadek. Zapewne chodziło o to aby zaoszczędzić na kiełbasie, gorzałce, plackach i muzykantach. Nie ma co się temu dziwić, bowiem rodzina Zakrętów do zamożnych nie należała. Obie siostry od urodzenia mieszkały w Mielcuchach w gminie Czajków jednak ich przyszli mężowie nie byli tutejsi. Stasia wybrała Marcina Chudzika. Był od niej młodszy o 2 lata ale to w jej sytuacji nie miało większego znaczenia. Dzisiaj byśmy o niej powiedzieli "dziewcze po przejściach". Nie miała męża, ale za to wychowywała dwóch nieślubnych synów: Feliksa (1913-1980) i Andrzeja  (1915-?). Marcin Chudzik (1896-1945) zapewne utrzymywał się z pracy u swojego wuja Klemensa. Ze swoją matką Franciszką (1872-1953) jak już wiemy, nie utrzymywał kontaktów. Ona wiodła swoje wielkomiejskie życie w Łodzi u boku męża Józefa Kucharczyka.

Jan Wawrzyniak, wybranek Józefy Zakręt, urodził się 19 grudnia 1898 roku we wsi Węglewice w powiecie wieruszowskim około 10 km na południowy zachód od Mielcuch.  Przyszedł na świat w rodzinie Józefa Wawrzyniaka (ur.1887) i jego żony Marcjanny z Okoniów (ur. 1889). Wawrzyniakowie mieszkali w Węglewicach od pokoleń. 

Akt Ślubu nr 3 

Działo się we wsi Kraszewice dnia 20 stycznia 1919 roku o godzinie pierwszej po południu. Wiadomo czynimy iż w obecności świadków Klemensa Hudzika lat 48 i Andrzeja Trzeciaka lat 30 liczących, obydwóch gospodarzy zamieszkałych w Mielcuchach zawarte zostało religijne małżeństwo pomiędzy Marcinem Chudzik, kawalerem urodzonym we wsi Gęsówka w parafii Charłupia Wielka zamieszkałym we wsi Mielcuchy lat 22 liczącym, synem Franciszki Chudzik niezamężnej a Stanisławą Zakręt, panną urodzoną i zamieszkałą w Mielcuchach, lat 24 liczącą, córką Szczepana Zakręt i Zofii z Jabłońskich. Małżeństwo to poprzedziły 3 zapowiedzi w dniach piątym, dwunastym i dziewiętnastym stycznia bieżącego roku ogłoszone w tutejszym parafialnym kościele. Nowożeńcy oznajmili, ze żadnej umowy przedślubnej urzędownie nie zawarli. Małżeństwo to pobłogosławił Ksiądz Leonard Załuska, wikariusz miejscowej parafii. Akt ten stawającym pisać nie umiejącym przeczytany i przez Nas podpisany został. 

Akt ślubu nr 2

Działo się we wsi Kraszewice dnia 20 stycznia 1919 roku o godzinie pierwszej po południu. Wiadomo czynimy iż w obecności świadków Władysława Stoleckiego lat 43 i Ignacego Porysiaka lat 48 liczących, obydwóch gospodarzy zamieszkałych w Mielcuchach zawarte zostało religijne małżeństwo pomiędzy Janem Wawrzyniak, kawalerem urodzonym i zamieszkałym we wsi Węglewice parafii tejże lat 20 liczącym, synem Józefa i Marianny z Okoniów, małżonków Wawrzyniak  a Józefą Zakręt, panną urodzoną i zamieszkałą w Mielcuchach, lat 21 liczącą, córką Szczepana Zakręt i Zofii z Jabłońskich, małżonków Zakręt. Małżeństwo to poprzedziły 3 zapowiedzi w tutejszym i Węglewickim kościele w dniach piątym, dwunastym i dziewiętnastym stycznia bieżącego roku ogłoszone. Małżonkowie oświadczyli, iż żadnej umowy przedślubnej urzędowo nie zawarli, jako też zezwolenie ustne obecnych aktowi małżeństwa rodziców Nowozaślubionych nastąpiło. Małżeństwo to pobłogosławił Ksiądz Leonard Załuska, wikariusz miejscowej parafii. Akt ten stawającym pisać nie umiejącym przeczytany i przez Nas podpisany został.

 

Ślub w rodzinie Zakrętów. Prawdopodobnie lata 30 XXw Miejsce nierozpoznane.

 

 








piątek, 10 stycznia 2025

"Profesor" Czesław Bednarczyk źródłem wiedzy o historii kółek rolniczych w Wielkopolsce.

Działalność mojego pradziadka Czesława Bednarczyka na polu organizowania i kierowania kółkiem rolniczym w Dłużynie nie została przeze mnie dostatecznie rozpoznana. Ubolewam nad tym, ponieważ natknąłem się na zupełnie nowe fakty z życia Dziadka, które wręcz zmuszają mnie do zajęcia się tym tematem raz jeszcze.  Kilka tygodni temu dotarłem do informacji jakoby Czesław Bednarczyk w dniu 7 grudnia 1958 roku był delegatem na zjeździe powiatowym Kółek Rolniczych i Organizacji Rolniczych w Lesznie.  Jako współzałożyciel oraz prezes kółka rolniczego w Dłużynie i jego długoletni sekretarz, został poproszony przez organizatorów zjazdu o wygłoszenie na nim referatu na temat historii i genezy powstania kółka rolniczego w Dłużynie. Czesław Bednarczyk przyjął to zaproszenie z zadowoleniem, tym bardziej że zbiegło się ono z 50 - leciem tej chłopskiej organizacji. Kółko rolnicze w Dłużynie powstało bowiem 9 września 1908 roku. Dziadek chwycił więc za pióro i tak powstał referat, którego ostateczny tytuł brzmiał: "50-lecie powstania i działalności Kółka Rolniczego w Dłużynie w powiecie leszczyńskim” Praca Czesława Bednarczyka została przepisana na maszynie a w dniu 7 grudnia 1958 roku  jej autor osobiście odczytał ją na zjeździe organizacji rolniczych w Lesznie. 

Czym były kółka rolnicze w czasach młodości Czesława Bednarczyka? Zakładano je jako dobrowolne, samorządne organizacje zrzeszające drobnych rolników, zajmujące się upowszechnianiem wiedzy rolniczej. Ich głównym zadaniem i celem była nauka i wdrażanie w chłopskich zagrodach nowoczesnej techniki rolniczej i nowych rozwiązań w uprawie roślin i hodowli zwierząt gospodarskich. Ponadto kółka rolnicze stawiały sobie za cel wychowywanie swoich członków w duchu solidarystycznym, narodowym i katolickim i w ścisłej wzajemnej współpracy. 

Na informacje o referacie Czesława Bednarczyka z 1958 roku natkałem się, można powiedzieć że przypadkowo, czytając niepozorną broszurę, wydaną przez Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego w Warszawie pt "Opowiedz nam swoją historię. 100 lat niepodległości w historii mojej rodziny" Broszura ta zawiera zbiór opowieści o kilku rodzinach, których losy splotły się z wydarzeniowymi związanymi z odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 roku. W trakcie pochłaniania tej lektury przeczytałem  pracę prof dr. hab. inż. Adama Górskiego oraz Wojciecha Weinerta pt: "Rodzina Górskich w dziele odzyskania niepodległości i polityczno-społecznych przemianach w Małopolsce i Wielkopolsce w XX w." To pasjonujące studium o historii wywodzącej się z Małopolski rodziny Górskich zawiera w sobie wspomnienie Czesława Bednarczyka, mojego dziadka z Dłużyny. 

Zacząłem się zastanawiać co łączyło Czesława Bednarczyka z Górskimi. Odpowiedź na tak postawione pytanie okazała się zaskakująca: ....naprawdę NIC. Dlaczego więc mój dziadek znalazł się na łamach opowieści  o rodzinie Górskich z okresu po I wojnie światowej? Znalazł się ponieważ jego referat z 1958 roku o historii kołka rolniczego w Dłużynie był znany Panu prof. dr. hab. inż. Adamowi Górskiemu. Autor opowieści o swojej rodzinie przedstawił Czesława Bednarczyka jako wzór godny naśladowania i najlepsze źródło informacji o trudnych historycznie i złożonych społecznie czasach, w których na nowo kształtowało się Państwo Polskie po 1918 roku. Autorzy pracy o rodzinie Górskich stwierdzili, że Czesław Bednarczyk jako wieloletni sekretarz Kółka Rolniczego w Dłużynie  miał szeroką wiedzę na temat wydarzeń i dokumentów z tamtych lat. Jego wiedza zyskiwała na wartości ponieważ zastępowała dokumenty, zniszczone podczas okupacji II wojny światowej. W swoim referacie Czesław Bednarczyk sformułował wnioski, które wyraźnie stały w sprzeczności do obowiązujących dogmatów i różniły się od tych opisanych w literaturze i opracowaniach historyków. Wiemy już, że Czesław Bednarczyk zawsze mówił to co myślał. Nie oglądał się na innych, był daleki od fałszywie rozumianej "poprawności politycznej" Zdając sobie sprawę ze swojej niezależności oraz z faktu że swoim wystąpieniem wprowadzi nie małą konsternację u delegatów zjazdu powiatowych kółek rolniczych na obrady nie przyjechał sam....Namówił jednego z założycieli kółka rolniczego w Dłużynie, 83 letniego wówczas Franciszka Spławskiego (ur. 1875 r w Skarżyniu) aby ten towarzyszył mu podczas swojego wystąpienia na zjeździe w 1958 roku w Lesznie.  Franciszek Spławski potwierdził to wszystko o czym przeczytał Czesław Bednarczyk. Treść referatu mojego Dziadka , potwierdzona przez oststniego, jak się okazało, świadka tamtych wydarzeń, wzbudziła wśród delegatów zjazdu bardzo duże zainteresowanie. Wywiązała się bardzo twórcza i burzwliwa zarazem dyskusja, łącznie z przypominaniem dalszych istotnych - choć zapomnianych - faktów. 

Czesław Bednarczyk w swoim autorskim referacie wysnuł wniosek co do którego wszyscy uczestnicy zjazdu byli zgodni, że najważniejszą rolę w rozwoju społeczno-gospodarczym polskiej wsi przypisać należy właśnie kółkom rolniczym i to z wyróżnieniem Wielkopolski, gdyż pierwsze kółko rolnicze powstało tutaj w 1866 roku w Dolsku z inicjatywy chłopa Dionizego Stasiaka. Ponadto Czesław Bednarczyk stwierdził, że o powstawaniu kółek rolniczych decydowały jeszcze czynniki polityczne i gospodarcze oraz przeobrażenia struktury społeczno- zawodowej ludności wiejskiej. 

Prof. dr. hab. inż. Adam Górski w 2019 roku na łamach wydawnictwa naukowego REALIA I CO DALEJ...ponownie  odniósł się do referatu Czesława Bednarczyka wygłoszonego na zjeździe kółek i organizacji rolniczych w Lesznie 9 września  1958 roku. Tym razem Pan Profesor w pracy pt. "Proces upowszechniania postępu rolniczego na przykładzie Wielkopolski"  stawia referat mojego Dziadka jako najważniejszy dokument uzupełniający i źródło poznawcze dla rzeczowej, a nie uproszczonej oceny przejawów aktywności politycznej i gospodarczej polskiej wsi zwłaszcza w okresie przed i po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. 

Obecnie cały swój genealogiczny wysiłek skupiam na dodarciu do maszynopisu Czesława Bednarczyka, który tak bardzo rozpalił umysły współczesnych mu rolników ze zjazdu w 1958 roku w Lesznie. Jest dla mnie rzeczą absolutnie priorytetową aby móc przedstawić tą pracę wszystkim, którzy czytają mojego bloga i tym którzy sympatyzują z historią rodziny Bednarczyków. Jak dotąd moje próby dotarcia do Pana prof. Adama Górskiegio i Wojciecha Weinerta nie powiodły się. Nie poddaję się. 


Opracowałem na podstawie:

  1. Proces upowszechniania postępu rolniczego na przykładzie Wielkopolski. Prof. dr. hab. inż. Adam Górski
  2. Rodzina Górskich w dziele odzyskania niepodległości i polityczno-społecznych przemianach w Małopolsce i Wielkopolsce w XX w. Adam Górski, Wojciech Weinert
Czesław Bednarczyk w swoim domu przy pracy ok 1945 r.

 

niedziela, 15 grudnia 2024

Świetlica wiejska w Piotrowicach

 

Chęć posiadania świetlicy wiejskiej z prawdziwego zdarzenia towarzyszyła mieszkańcom Piotrowic już w latach 50 tych XX w. Świetlica była w Święciechowie i Niechłodzie (gdzie działała nawet biblioteka) tylko nie w Piotrowicach. W końcu coś trzeba było z tym fantem zrobić bo mieszkańcy Piotrowic, którym chciało się brać udział w zebraniach Gromadzkiej Rady Narodowej skarżyli się na brak miejsc powszechnie uznawanych jako placówki kultury, ale przede wszystkim utyskiwali na brak sklepu spożywczo-przemysłowego. Mieli dość kupowania na zapas  produktów niezbędnych w każdym gospodarstwie takich jak nafta, kawałek sznurka a przede wszystkim chleba w sklepie oddalonym od Piotrowic o kilka kilometrów. Jakże to było uciążliwe, zwłaszcza w zimie. Mimo to mieszkańcy wsi czekali na każdą zmianę, która mogłaby oderwać ich od szarej codziennej rzeczywistości. Dlatego  cieszyli się kiedy w lutym 1954 roku doczekali się pierwszego w historii wsi telefonu. Aparat zamontowano w budynku PGR (Państwowe Gospodarstwo Rolne). Było to symboliczne połączenie ich ze światem. Nie było tu przecież ani poczty (najbliższa w Niechłodzie) ani kolei (najbliżej w Lasocicach lub Krzycku) ani….radia. Prawdziwej audycji radiowej jako pierwsi miały okazję posłuchać uczniowie tutejszej szkoły w październiku 1957 roku. Wtedy to z nadwyżek finansowych Gminnej Spółdzielni przeznaczono środki finansowe na zakup odbiornika radiowego Pionier B. Było to urządzenie w bakelitowej obudowie, produkcji Zakładów Radiowych „Diora” Z powodu braku sieci elektrycznej zakupiony odbiornik był zasilany baterią (stąd oznaczenie B). Do tego zestawu kulturalnych „osiągnięć” Piotrowic lat 50tych XX w zaliczyć jeszcze trzeba kino objazdowe, które meldowało się tu przynajmniej raz w miesiącu.

Radioodbiornik Pionier B. Źródło: www.oldradio.pl


Szkoła w Piotrowicach widok od strony drogi do Trzebin. 1961 r. Źródło: Leszczyńska Biblioteka Cyfrowa.
Klamka zapadła w 1964 roku. 22 grudnia tego roku zwołano zebranie wiejskie. Inicjatorami tego spotkania były różne organizacje, głównie polityczne (ZMW, ZSL, ZSL, LOK, OSP). Na zebraniu powzięto decyzję aby w czynie społecznym (w okresie PRLu nieodpłatne wykonywanie pracy dla ogółu społeczeństwa) wybudować świetlicę wiejską wraz z remizą strażacką oraz sklepem. W tym celu spośród mieszkańców Piotrowic wybrano Społeczny Komitet Budowy Remizo-świetlicy i Sklepu. W skład Komitetu weszli:

- Antoni Becela jako przewodniczący

- Tadeusz Szymański jako zastępca Przewodniczącego

- Walenty Marciniak – skarbnik

- Ludwik Hudzik - członek

- Franciszek Warszawski – członek

- Walerian Adamczak – członek

- Czesław Kobiela – członek

- Czesław Feliksiak – członek

W skład Komisji Rewizyjnej weszli:

- Adam Juszczak

- Jan Adamczak

Wartość czynu społecznego została oszacowana na 50% całkowitych przewidzianych kosztów budowy remizo świetlicy.

Pierwotny plan remizo-świetlicy w Piotrowicach. Kolorem czerwonym zaznaczono miejsce wmurowania kamienia węgielnego. Źródło: Leszczyńska Biblioteka Cyfrowa.

Pierwszy etap budowy rozpoczął się jesienią 1966 roku uroczystym wmurowaniem kamienia węgielnego w prawym narożniku budynku świetlicy. Dokonali tego zaproszeni goście Gminnej Rady Narodowej w Święciechowie: Jan Witkowski i Franciszek Widziewicz oraz Antoni Becela. Plan budynku przewidywał, że będzie się w nim znajdowała oprócz świetlicy remiza dla strażaków OSP wraz z dyżurką, sklep spożywczo-przemysłowy z magazynkiem. Przed budynkiem przewidziano duży taras ze schodami. Za świetlicą miał być teren rekreacyjny nad stawem, miejsce spotkań i zabaw. W następnym roku prace ruszyły pełną parą. Ku uciesze mieszkańców wsi, zwłaszcza młodzieży, budynek remizo-świetlicy rósł jak na drożdżach. Prace murarskie prowadził Walenty Marciniak, właściciel prywatnego zakładu murarskiego. Bolączką były braki materiałów budowlanych, zwłaszcza drewna. Opóźniało to terminowe oddanie budynku do użytku.

Świetlico-remiza ze sklepem w Piotrowicach. Lata 70te XXw. Źródło: www. swieciechowa.pl

Uroczyste otwarcie remizo-świetlicy w Piotrowicach zaplanowano na dzień najważniejszego święta w komunistycznej Polsce jakim było Narodowe Święto Odrodzenia Polski. Święto to przypadało w dniu 22 lipca 1968 roku. Co roku o tej porze celebrowano rocznicę tzw. Manifestu Lipcowego, uchwalonego tak naprawdę 21 lipca 1944 roku w Związku Sowieckim. Mieszkańcy wsi Piotrowice i zaproszeni goście (głównie przedstawiciele władz partyjnych ze Święciechowy i Leszna) z podziwem oglądali owoc podjętego 3 lata wcześniej czynu społecznego. Oto mieli swoją świetlicę i sklep, na który czekali tyle lat. Wszystko pachniało świeżością, gdzie nigdzie jeszcze schła farba. Choć wnętrze świetlicy wymagało wykończenia to ludzie gromadzili się wokół tego budynku dumni ze swojego osiągnięcia. Zaglądali z podziwem przez okna do środka, planowali wspólne spotkania i uroczystości. Zastanawiano się jak będzie zaopatrzony sklep. 

Jako pierwszy głos zabrał przewodniczący Komitetu Budowy Remizo – świetlicy i sklepu Antoni Becela. Podziękował gościom za przybycie a wszystkim mieszkańcom za wysiłek i trud solidarnie włożony w budowę remizo-świetlicy. W swoim wystąpieniu przypomniał jak przebiegała budowa i szczególnie podziękował tym spośród mieszkańców, którzy najwięcej czasu i wysiłku włożyli w ten czyn społeczny. Zaliczył do nich: Waleriana Adamczaka, Jana Adamczaka, Alojzego Adamczaka, Stanisława Burzyńskiego, Piotra Burzyńskiego, Piotra Mazurka, Feliksa Zakręta, Mariana Tyrałę, Jana Drobniaka, Walentego Drobniaka, Edmunda Matuszczaka, Walentego Marciniaka, Jerzego Marciniaka, Michała Grzegorka, Jana Wieszczeczyńskiego, Zygmunt Wieszczeczyńskiego, Jana Juszczaka, Feliksa Kowalewicza, Stanisława Pieprzyka, Franciszka Łuczkowski, Oswalda Marcinkowskiego, Andrzeja Kujawskiego, Juliannę Grzegorek, Adama Hudzika, Łucje Hudzik, Edmunda Pietruchę, Mariana Borzęckiego, Stanisława (?)

Uroczystość otwarcia świetlicy w Piotrowicach. 22.7.1968 r. Źródło: Leszczyńska Biblioteka Cyfrowa.

Kolejnym mówcą był przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej z Leszna Lech Skrzetuski. Tym razem on podziękował społecznemu komitetowi budowy świetlicy za ofiarną pracę, a następnie przy salwie oklasków przeciął biało-czerwoną wstęgę, oddając tym samym mieszkańcom wsi budynek do użytku. Przy okazji okazało się, że strażacy Ochotniczej Straży Pożarnej otrzymali  w prezencie od władz Powiatowej Rady Narodowej oraz Powiatowej Komendy Straży Pożarnej  motopompę o wartości 21 000 zł.

Strażacy OSP w Piotrowicach otrzymują motopompę. Źródło: Leszczyńska Biblioteka Cyfrowa.

Końcowy koszt budowy wyceniono na 400 000 zł z czego 250 000 to był wkład (czytaj: praca) samych mieszkańców wsi.  

 

Mural na ścianie bocznej Świetlicy w Piotrowicach, 2024 r. 

 

Spotkanie rodziny Hudzików w świetlicy w Piotrowicach. 

 

wtorek, 12 listopada 2024

Anna Spychała - francuski ślad Bednarczyków.

Opowiem Wam o Annie, młodszej siostrze Czesława Bednarczyka. Anna to postać dosyć tajemnicza, ponieważ całe swoje dorosłe życie mieszkała na obczyźnie we Francuskim mieście Harnes w departamencie Pas-de-Calais 20 km od granicy z Belgią.To powodowało ograniczony dostęp do wszelkich wiadomości na temat Anny, zwłaszcza, że mówimy tu o czasach sprzed II wojny światowej.

 


Anna Bednarczyk przyszła na świat w Radomicku w dniu 19 lipca 1895 roku jako 5 dziecko Szczepana i Anastazji ze Skorupińskich.  

Fragment aktu urodzenia Anny Bednarczyk. Radomicko 1895

Rodzina Bednarczyków. Radomicko ok 1912 r. Możliwe, że jedna z dwóch zakreślonych osób to Anna 

Anna podobnie jak wszyscy z jej licznego rodzeństwa uczęszczała do pruskiej szkoły w Radomicku. Jej jedyną powinnością po ukończeniu 16 roku życia było wyjść za mąż. I tak też się stało. Jej wybrankiem został pochodzący zapewne z Radomicka Michał Sobkowiak, którego poślubiła w roku 1920.  Wkrótce w Radomicku przyszła na świat ich pierwsza córka Janina z franc. Joannes (ur. 8 lipca 1921) Pomiędzy lipcem 1921 roku a wrześniem 1926 roku Michał i Anna Sobkowiakowie opuścili rodzinne Radomicko i jak tysiące młodych ludzi z tamtego okresu wyemigrowali w celach zarobkowych do Francji. Pogranicze francusko belgijskie wciąż było zniszczone po strasznej I wojnie światowej. Francuskie wsie i miasta potrzebowały rąk do pracy a te tysiącami napływały z Polski. Michał Sobkowiak znalazł pracę w miejscowości Harnes. Zatrudnił się prawdopodobnie jako górnik w jednej z tamtejszych kopalń ale to wymaga jeszcze dokładnego sprawdzenia. Rodzina zamieszkała przy ul. 38 Rue de la Source. 

Anna Spychała z d. Bednarczyk (1895-1983)

Z pewnością Sobkowiakom na obcej francuskiej ziemi nie było łatwo żyć. Niech świadczy o tym wspomnienie Polki, która wraz z mężem i dzieckiem przyjechała do Harnes w 1922 roku:

"...Jechaliśmy przez miasto Harnes i dojechali na kopalnie Nr. 21, tam była duża kolonia. Jesteśmy więc na tej kopalni, ruch tam jest wielki bo transport przyjechał z polakami więc wszystkich nas rozdzielają do mieszkań, na razie po dwie famielie do jednego mieszkania. Mieszkanie które dla nas przeznaczyli trzeba było iść kilometr albo może i więcej. Ja byłam bardzo zmęczona podróżą, mąż pozostał na kopalni dla jakiś formalności ja mam iść za gardem to jest policjant kopalniany który nas prowadzi więc biorę w jedną rękę walizkę w drugą synka i tak idę. Jest bardzo gorąco, słońce mocno przygrzewa, promienie palą że już będzie ciężko wytrzymać, tu walizka dosyć ciężka, dziecię na rękach usnęło idę ostrożnie aby się biedactwo nie obudziło, jestem już cała mokra od potu na twarzy jakby mnie kto wodą zlał i stało mi się nie szczęście bo guma przy bieliźnie pękła i majtki spadły, co teraz robić schylić się nie mogę bo mi jest ciężko, dziecka nie chciałam budzić więc jakiś francuz przyszedł mi z pomocą, podał mi majtki do ręki, zawstydziłam się ale w podróży różnie się trafi, pomógł mi nieść walizkę i dużo do mnie mówił ale ja nic z tego nie wiem, na wszystko kiwam głową, nareszcie jestem w domu. Dom jest ładny piętrowy, są dwie izby u góry a trzy na dole, ale próżne nawet pieca niema, usiąść niema na czem na ziemi, podłogi niema tylko posadzka czerwona a u góry podłoga, więc trzeba się jakoś urządzić abyśmy mogli mieszkać. Za chwile przychodzi mąż. Niesie na ramieniu słomę, 50 kilo słomy prasowanej przyniósł taki kawał drogi więc jest cały mokry. W ten dzień byliśmy zajęci urządzeniem domu, dali nam słomę sienniki i parę deków. Najpierw robimy sobie spanie bo to jest pierwsze chociaż na ziemi ale było nam wygodnie, mnie już dosyć przybywało więc trzeba się śpieszyć z pracą, nanosiliśmy sobie cegły aby wystawić piec. Mieszkamy razem z drugą famieiią więc ta nam pomaga, oni mają troje dzieci a my na razie jedno ale zmówić się trudno bo kobieta nie zna polskiego..."

Żródło: Pamiętniki emigrantów Francja. Wyd. Warszawa 1939 r.

30 września 1926 roku w Harnes urodziła się druga córka Michała i Anny Sobkowiaków Wanda.

26 maja 1931 roku przedwcześnie umiera Michał Sobkowiak, zostawiając żonę Annę z dwójką małych córek. Nie wiem co mogło być przyczyną śmierci Michała,  ale możliwe że zginął w kopalni lub fabryce. Wypadki kończące się śmiercią były plagą francuskich kompanii węglowych. Po śmierci męża Anna Sobkowiak pozostała we Francji a w dniu 25 lutego 1933 roku w Harnes ponownie wyszła za mąż za emigranta z Polski, górnika Józefa Spychałę. Józef Spychała urodził się w Nietążkowie w gminie Śmigiel 20 lutego 1893 roku. Był synem Pawła i Józefy z Wojtkowiaków. 40 letni Spychała był wdowcem po Małgorzacie z domu Frąckowiak (zmarła 30.12.1932 r w Harnes). Józef Spychała miał 9 letnią córkę Marię urodzoną w Harnes 7 kwietnia 1924 roku. 

Akt małżeństwa Anny Bednarczyk z Józefem Spychała. Harnes, Francja 1933 rok.  

Dzisiaj we Francji żyją potomkowie Anny Spychała jej wnuki i prawnuki. Niektórzy noszą polskie nazwiska i świetnie mówią w języku przodków.  Nie łatwo było zdobyć informacje na temat życia siostry Czesława Bednarczyka we Francji. Czyniłem różne starania, nawiązywałem kontakty z wieloma ludźmi aby tylko odkryć rąbek tajemnicy jaka kryła się za odległą przeszłością. Bez powodzenia. 

Wiatru w żagle dostałem dopiero kilka tygodni temu, kiedy to zadzwonił do mnie z Francji mój imiennik Paweł, francuski genealog polskiego pochodzenia. To dzięki niemu dowiedziałem się o szczegółach z życia Anny Bednarczyk na emigracji. To za jego pośrednictwem nawiązany został kontakt pomiędzy mną a wnuczką Anny Spychała (z wiadomych przyczyn nie będę wymieniał jej imienia ani nazwiska) Czy jestem usatysfakcjonowany? Oczywiście, że tak. Niestety nie udało mi się przekonać jej do udostępnienia mi zdjęć jej babci i jej dwóch mężów. Zdjęcia rodziny Sobkowiaków i Spychałów rodem z Francji byłyby dla nas ogromną niespodzianką i cenną pamiątką po krewnych z dalekiej Francji. 

Anna Spychała bywała w Polsce. Na pewno odwiedziła Radomicko i Dłużynę w 1969 roku. Towarzyszył jej mąż i wnuczka. Korespondowała z rodziną w Polsce, pisząc wzruszające listy. W jednym z listów podjęła wątek miejsca pochówku brata Walentego, który jak wiemy zginął podczas I wojny światowej w okopach Verdun. Anna miała nadzieję, na odnalezienie jego grobu ale wydaje mi się, że to się jej nie udało. 

Fragment listu Anny Spychała do rodziny w Polsce. 1969 r.

Anna i Józef Spychałowie spoczywają w polskiej kwaterze  cmentarza komunalnego w Harnes, Francja. 


Anna Bednarczyk w towarzystwie mężów: Józefa Spychały (1893-?) i Michała Sobkowiaka (?-1931)