poniedziałek, 11 maja 2020

W znienawidzonym mundurze

8 grudnia 1943 roku mój pradziadek Franciszek Lemanowicz (1874-1964) umieścił w lokalnej prasie Briesen (nazwa Wąbrzeźna w okresie okupacji hitlerowskiej) nekrolog o następującej treści:

"Lemanowicz, Kasimir, im Alter von 23 Jahren im Süden gefallen.
Jüngster Sohn, Bruder, Schwager, Onkel, Neffe. Kradschütze.
Franz Lemanowicz und Frau als Eltern, Geschwister und alle Anverwandten.
Briesen, 8.12.1943. Wir verlieren einen treuen Arbeitskollegen, dessen Andenken wir stets in Ehren halten werden. Betriebsführer und Gefolgschaft der Firma A. Thiele, Bedachungsgeschäft"

co można przetłumaczyć z języka niemieckiego mniej więcej tak:
 
"Lemanowicz, Kazimierz, zmarł na południu w wieku 23 lat. Najmłodszy syn, brat, szwagier, wujek, siostrzeniec. Strzelec motocyklowy. Franz Lemanowicz i żona jako rodzice, rodzeństwo i wszyscy krewni. Briesen, 8 grudnia 1943 r. Tracimy lojalnego kolegę z pracy, którego 
pamięć zawsze będziemy szanować. Pracownicy firmy A. Thiele
(firma produkująca pokrycia dachowe)"

O Kazimierzu Lemanowicz właściwie nic nie wiadomo, poza tym, że podzielił tragiczny los wielu młodych mieszkańców Ziemi Chełmińskiej, którzy po 1940 roku siłą wcielano do Wermachtu. Tysiące Polaków, mieszkańców Pomorza i Śląska wbrew własnej woli zasilało szeregi armii niemieckiej, nosząc znienawidzony mundur. 

Do armii niemieckiej trafiali wszyscy młodzi Polacy zdolni do noszenia broni. Przeszkodą nie była nawet przeszłość danego poborowego. Wehrmacht nie "bawił się" w politykę i Niemcy do swojej armii wcielali nawet byłych powstańców (z powstań wielkopolskiego i śląskiego), żołnierzy (w tym nawet podoficerów zawodowych) Wojska Polskiego, dotychczasowych aresztantów, więźniów obozów koncentracyjnych lub robotników przymusowych. Wspólnym mianownikiem tych wszystkich osób była volkslista DVL (oczywiście dopiero po jej wprowadzeniu, tj. od 1941 r.): I, II lub (najczęściej nadawana Polakom) III grupa. Wcielenie następowało po przyjęciu DVL przez daną osobę lub jej rodziców (w wypadku małoletnich). Jakkolwiek było to warunkiem koniecznym, to czynności wstępne (rejestracja, komisja lekarska etc.), a nawet samo przywdzianie munduru czasem następowało jeszcze przed formalnym zakończeniem załatwiania spraw DVL.

Nie wiadomo, w którym roku Kazimierz Lemanowicz został zarejestrowany jako poborowy dla Wermachtu. W 1940 roku miał już skończone 20 lat więc mógł to być ten właśnie rok. Równie dobrze mógł zostać wezwany do odbycia służby wojskowej w 1941 lub 1943 roku. Tak czy siak Kazimierz stanął przed  komisją poborową, która zdecydowała o jego przydatności do służby w oddziałach zmechanizowanych Wermachtu. Mogę się jedynie domyśleć, z jaką obawą oczekiwał Kazimierz na kartę mobilizacyjną.  Po jej nadejściu wykorzystał ostatnie 2 tygodnie na załatwienie wszystkie cywilnych spraw, między innymi w firmie A. THIEL w której był zatrudniony jako robotnik. Firma ta (dzisiaj pod nazwą THIEL AND SONS z siedzibą w Lubece) zajmowała się produkcją pokryć dachowych. Gdy nadszedł właściwy dzień stawiennictwa do armii niemieckiej Kazimierz Lemanowicz przybył na dworzec kolejowy w Wąbrzeźnie, gdzie oczekiwał wojskowy transport. Spróbujmy wyobrazić sobie ten smutny dzień. Mój pradziadek Franciszek i jego żona Marianna z Lubomskich, w tym dniu widzieli swojego najmłodszego  syna prawdopodobnie po raz ostatni. Rodzicom w pożegnaniu syna towarzyszyli pozostali członkowie rodziny: siostry Leokadia, Apolonia i Łucja (Bronisława prawdopodobnie mieszkała w tym czasie w Poznaniu), oraz brat Franciszek.

Warto dodać, że unikanie służby w armii niemieckiej było  w zasadzie niemożliwe. Wszelkie próby odmowy stawienia się do poboru kończyły się  postawieniem w stan oskarżenia, aresztowaniem i sądem wojennym, przed którym wyrok śmierci był czymś oczywistym. Oczywiście zdarzały się ucieczki młodych poborowych ale ścigała z pełnym zaangażowaniem żandarmeria polowa Wehrmachtu (Feldgendarmerie).

Wróćmy na dworzec w Briesen. Początkowo takie odjazdy młodych Polaków na kurs dla rekrutów przeradzały się w demonstracje, podczas których wyjeżdżających  uroczyście żegnano, błogosławiono i w nadziei na opiekę opatrzności obdarowywano świętymi obrazkami, różańcami, lub po prostu przedmiotami na szczęście. Podobno miejscami dochodziło do paradoksalnych sytuacji, gdy np. przyszli żołnierze Wehrmachtu odjeżdżając zaczynali śpiewać polskie religijne lub patriotyczne pieśni, podczas gdy z peronu dochodziła melodia marsza, granego przez orkiestrę Wehrmachtu. Później takie masowe odjazdy stawały się smutną codziennością, bowiem wyjeżdżały coraz to młodsze roczniki Polaków.

Po zmobilizowaniu Kazimierzowi zmieniano imię na Kasimir.


Niestety, nie wiem w której miejscowości Kazimierz Lemanowicz odbywał kurs przygotowawczy dla rekrutów. W każdym razie po przybyciu na miejsce wydano mu umundurowanie, które zazwyczaj było używane  wcześniej przez innego żołnierza. Kazimierz otrzymał też tzw. nieśmiertelnik z numerem 393- który od tej pory nierozłącznie towarzyszył mu w czasie służby w niemieckim wojsku.  Była to metalowa blaszka w kształcie elipsy, na której wybijano dane umożliwiające identyfikację żołnierza. Rzadko pojawiało się na niej imię i nazwisko, znacznie częściej skrót nazwy jednostki wydającej nieśmiertelnik oraz numer indywidualny. Na wypadek śmierci żołnierza blaszkę łamano - jedna z połówek zostawała przy zwłokach, a druga była zabierana i z meldunkiem przekazywana władzom wojskowym.Każdy dzień Kazimierza w niemieckiej jednostce był regulowany wojskowym trybem życia: wczesna pobudka, słanie łóżka i porządkowanie pomieszczeń sypialnych, zbiórki, ćwiczenia wojskowe, posiłki etc. Szczególnie duży nacisk kładziono na bezwzględne posłuszeństwo wobec przełożonych, podstawowe wyszkolenie piechoty oraz ćwiczenia wytrzymałościowe. Odpowiedzialni za grupy rekrutów podoficerowie nie mieli litości, organizowali swoim podopiecznym np. niespodziewane nocne pobudki i marsze z cegłami w plecaku, ćwiczenia w błocie, śniegu i fatalnych warunkach pogodowych - wszystko dla wyrobienia hartu ciała i ducha. Posłuszeństwo wymuszano krzykiem i karami dyscyplinarnymi.

Gdy trwający kilka miesięcy kurs dobiegł końca czekała Kazimierza szczególnie przykra konieczność złożenia niemieckiej przysięgi wojskowej Wehrmachtu, obowiązującej od 1934 r. Przysięgę składano na wierność Adolfowi Hitlerowi. Słowa przysięgi brzmiały:

"Ich schwöre bei Gott diesen heiligen Eid, dass ich dem Führer des Deutschen Reiches und Volkes, Adolf Hitler, dem Oberbefehlshaber der Wehrmacht, unbedingten Gehorsam leisten und als tapferer Soldat bereit sein will, jederzeit für diesen Eid mein Leben einzusetzen".

czyli:

"Składam przed Bogiem tę uroczystą przysięgę, iż będę bezwzględnie posłuszny wodzowi Niemieckiej Rzeszy i narodu, Adolfowi Hitlerowi, naczelnemu dowódcy Wehrmachtu, oraz iż jako dzielny żołnierz chcę być gotów w każdej chwili dla tej przysięgi oddać moje życie". (tłum. W. Zmyślony)

Koniec kursu rekruckiego oznaczał wyjazd do jednostki liniowej na front, którą dla Kazimierza okazała się  4 Kompanie Kradschutzen Ersatz Bataillon 3.

Kazimierz Lemanowicz służył jako strzelec motocyklowy. Zginął na południu Włoch w miejscowości  San Pietro Infine w Kampanii w dniu 07.11.1943 roku. Okoliczności jego śmierci nie są znane. Wiadomo natomiast, ze miesiąc po jego śmierci  w San Pietro Infine toczyły się zaciekłe walki między Wermachtem a oddziałami amerykańskimi, w których Niemcy odnieśli bardzo duże straty.


Karta zgonu żołnierza Wermachtu Kazimierza Lemanowicz. Dziękuję Andresasowi Treichel za pomoc w pozyskaniu informacji dot. Kazimierza Lemanowicz

Żródła:
 
1. Wykorzystałem materiały dostępne na http://www.wehrmacht-polacy.pl/
2. Genealogie der Familie Treichel aus Berlin https://www.treichel-familie.de/index.php