czwartek, 24 stycznia 2019

List Czesława Bednarczyka do Mariana Niedźwiedzińskiego

Mój pradziadek Czesław Bednarczyk był postacią nietuzinkową. Co by o nim nie pisać - ciągle będzie mało. W 2016 roku zwróciłem się do Rady Gminy Włoszakowice z propozycją uhonorowania Dziadka, poprzez nadanie jednej z ulic lub skwerowi w Dłużynie nazwy "Czesława Bednarczyka"  Z wnioskiem w tej sprawie można się zapoznać na stonach BIP Gminy Włoszakowice. Moja propozycja nie spotkała się jednak z aprobatą członków poprzedniej Rady Gminy Włoszakowice.


W 1962 roku zwrócił się do Czesława Bednarczyka Marian Niedźwiedziński -  kierownik szkoły podstawowej w Krzycku Wielkim z prośbą o podzielenie się swoimi wspomnieniami z okresu sprzed I wojny światowej oraz z lat II Rzeczpospolitej, kiedy to Czesław Bednarczyk zasiadał w Zarządzie Spółdzielni "ROLNIK" w Śmiglu. Sądzę że Dziadek Czesław nie dał się długo prosić i 22 stycznia 1962 roku z zapałem wziął się do pisania listu, którego adresatem był Marian Niedźwiedziński.    Muszę przyznać, że Czesław Bednarczyk nie był mistrzem kaligrafii, dlatego też odczytanie jego listu dp kierownika szkoły w Krzycku Wielkim zajęło mi sporo czasu. Kiedy już się z tym uporałem naszła mnie refleksja: Dziadek, który ukończył 4 klasy szkoły powszechnej, przez całe swoje życie parał się kowalstwem, ślusarstwem i pracą na roli wykazał się rozległą wiedzą historyczną na temat przeszłości wsi Dłużyna i całego powiatu kościańskiego. List do Mariana Niedźwiedzińskiego zawiera szczegółowe dane liczbowe dotyczące populacji zamieszkującej powiat kościański w okresie zaborów, dokładne informacje dotyczące ilości i jakości zbiorów zbóż w okresie II Rzeczypospolitej  oraz ich cen a nawet skomplikowane stosunki panujące między polskimi i niemieckimi przedsiębiorcami. Nade wszystko Czesław Bednarczyk upodobał sobie temat wzajemnych relacji zachodzących pomiędzy członkami rady nadzorczej Spółdzielni "Rolnik" w Śmiglu. Sądzę, że jego wspomnienia na ten temat mogłyby być rzetelnym materiałem źródłowym dla badaczy zajmujących się  historią Ziemi Śmigielskiej. Autor listu nie ukrywa swoich emocji. Pisząc,  przenosi się wspomnieniami do czasu zasiadania w Radzie Nadzorczej spółdzielni "Rolnik" Opisuje podejrzane praktyki stosowane przez władze spółdzielni dla osiągnięcia zysków. Wspomina również o wątku kryminalnym, o którym pisałem w tym miejscu.   


Czesław Bednarczyk przy pracy ok. 1945 r.
Dzisiaj po 57 latach, które minęły od napisania listu do Mariana Niedźwiedzińskiego postanowiłem przedstawić go w całości. Liczę, że spotka się z zainteresowaniem czytelników bloga, bo to wspaniała pamiątka po moim i naszym Dziadku. W tym miejscu mała uwaga: list przepisałem dokładnie "słowo w słowo". Starałem się celowo nie poprawiać autora. Zależało mi aby oddać wiernie klimat tego listu. Niektóre zdania mogą wydawać się niezrozumiałe lecz to przecież nie ma żadnego znaczenia. 

Pierwsza strona z czterech listu Czesława Bednarczyka do Mariana Niedźwiedzińskiego 1962 r



                                                                       Dłużyna, dnia 22 stycznia 1962 roku



Do kierownika szkoły pana nauczyciela Niedźwiedzińskiego[1] w Krzycku Wielkim.



     Czynię radość życzeniom zamierzam opisać co i jak się broniono przed zalewem germanizmu tutejszych okolic w czym także działała Spółdzielnia Rolniczo – Handlowa „Rolnik”  w Śmiglu. Muszę zacząć od 1825 roku w którem to Dłużyna ma Reces[2] [...] Tym Recesem nadano chłopom w Dłużynie ziemię i zniesiono pańszczyznę. Tu znajduję[3] 25ciu obdarzonych ziemią a nikt nie podpisał a robił krzyżyk. W 1842 roku znajduję już 3 podpisy widocznie że szkół nie było bo jak wynika z Raportu z lat 1859-1861 cały powiat Kościan miał większość i to znacznie polską i tak: ewangelickiej 8.904, katolickiej 32.230, żydowskiej 7.037 razem 61 tys po miastach mieszkało Niemców 5.696 Polaków 5963 na wsi Niemców 7.839, 93.297 Polaków. Tu wychodzi ciekawe zjawisko ze Niemcy [...] z różnym kierunkiem. We wsi Popowo była majętność ziemska w polskich rękach a wieś niemiecka. W Boguszynie i Morownicy majątki niemieckie a wieś czysto polska. Ziemian niewielu już było Polaków jak Machcin, Czacz, Popowo. Te kilka ziemian a szczególnie duchowieństwo uświadamiało ludność polską zakładając towarzystwa jak Towarzystwo Robotników Polskich. Kółko rolnicze pierwsze w tych stronach Przemęt 1866 gdzie i rolnicy z Dłużyny i z Grotnik byli członkami. To [...] zakładano po innych parafiach. Powoli przyszła kolej na Banki Ludowe bo nawet w Przemęcie istniał Polski Bank Parcelacyjny. Pamiętam jak ten Bank kupił w mojej rodzinnej wsi[4] gospodarstwo i rozparcelował z którego rolnicy kupili coś gruntów.

      Handel zbożem jak wynika z Raportów był w rękach prywatnych. Nawet Niemcy nie organizowali go dopiero w końcu 18 wieku organizowano handel spółdzielczy. Nie mogę tu wiele podać terminów gdyż przez wysiedlenie mnie w 1940 roku straciłem wszystkie dane, które miałem. Należy przypuszczać że Polacy byli pierwsi, którzy „Rolnik”[5] założyli bo gdy po I wojnie wstąpiłem jako członek[6] „Rolnik” był dobrze prosperujący miał dwie kamienice w Rynku w Śmiglu oraz liczne magazyny a niemiecka unt Verkaufsgennossenschaft[7] skromny jeden budynek na końcu miasta gdzie biura i magazyny razem się mieściły. Konkurent był groźny, korzystał z różnych dotacji i pomocy majątków niemieckich. Nasza spółdzielnia broniąc się zorganizowała Filię w Starym Bojanowie gdzie już sporo Niemców było lecz okolica dalsza polska. Później i na Włoszakowice przyszła kolej, a gdy tu zaczęto handlować pośpieszyła się i niemiecka spółdzielnia robić konkurencje bo tu okolica niemiecka Krzycko, Zbarzewo, Jezierzyce. Przez tego byli z nimi konkurować [...] Mimo to konkurowała nasza Spółdzielnia dobrze do roku 1926. W tym roku Walne Zebranie wybrało mnie do Rady Nadzorczej [„Rolnika”] Pobiłem tu hrabiego z Czacza[8] jednak gdy się do mnie zwrócono żeby zrezygnować na rzecz hrabiego wiedząc że jest pomocny i potrzebny w uzyskaniu kredytów itd. – zrezygnowałem. Jednak w 1927 zostałem znowu wybrany z powodu śmierci jednego z członków Rady.

            Rok 1926 był słabo urodzajny i zboża mało. Mam notatki że np. żyto kosztowało 20 zł. Zaczęło drożeć już na początku 1927 płacono 23 zł zaś krótko przed żniwami zł 30. I tu zaczęła się gehenna dla spółdzielni. Czy nadzieja, że jeszcze będzie droższe [przyp. żyto] czy na złość kierownik i członek Zarządu bo jemu Rada nie podwyższyła premii a miał 900 zł miesięcznie i wolne 8 pokojowe mieszkanie magazynowano wszystko tak że gdy 1 lipca jak zwykle przystąpiła Rada do inwentury zastalim wszystkie magazyny pełne zboża (żyta). Powstało tu pytanie skąd pieniądz był na to w kasie a były bo [...] okazało się że Zarząd brał gotówkę w depozyty również było zboże w depozycie i wreszcie sporo weksli grzecznościówek  a to przecież sprzeczne było ze statutem w dodatku płacono 15% [...] Po żniwach 1927 roku zboże bardzo staniało gdyż rok był bardzo urodzajny np. ja miałem oryginał Pelbus który mi dał 16,25 centylów z morgi a owies Ligawo[9] dał przeszło 20 centylów z morgi w ogóle było zboża w bród i taniało że nawet do 4 zł przyszło. Te zapasy nie zaraz sprzedano i o ile się nie mylę sprzewadano po 18 zł za centyl do bilansu [...] Centrala po 30 zł. Wprawdzie nie kupiono tegoż za 30 zł lecz przez to że podano do [...] 30 powstała spora nadwyżka bilansowa od której Zarząd brał tantiemy i to jest [żenadą ?] 20% II 15% III 5%. Można tu wyrobić obrazek jaki P.P zrobili interes a spółdzielnia przez to kolosalne straty. W miarę postępującego kryzysu 29 30 31 roku wierzyciele spółdzielni wiele było niewypłacalnych a w dobrych latach brało się towary na kredyt i tu znów kwiatek. Majętność Bucz była w rękach niemieckich. Ojciec Niemiec wydzierżawił synowi swemu ten majątek tenże nabrał towaru na kredyt za przeszło 55 tys. zł i gdy miał spłacić zwiał do Niemiec a stary[10] brał znów w swoje ręce i nie myślał żeby to popłacić i mimo długotrwałych procesów nie można było go zmusić żeby to pokrył [...] Był to cios dotkliwy w dodatku w 1928 roku miało miejsce że powstała bójka między dyrektorem Banku Ludowego w Lesznie a żoną pierwszego członka Zarządu naszej Spółdzielni a odegrało to się     w biurze spółdzielni. Jeden posterunkowy Milicji w Śmiglu którego wezwano został zabity bo stanął w obronie naszego I członka zarządu. Tu się miarka przebrała zmuszono zawiesić I członka z nami nikt nie konsultował a członkowie masowo zaczęli ustępować [...] depozyty i gotówkowe i za zboże które było w depozycie a i grzecznościowe weksle trzeba było realizować a to tak wpłynęło na Radę Nadzorczą że wszystko [zadeponowało ?] i tak K [Wureśniak?] z Czacza zmarł. Speichart z Popowa zmarł. Hrabia Zalewski najpierwszy zastąpił w [...] księży i kupców co była w Radzie ustąpiła, tak że trzeba było zwołać Walne zebranie żeby powziąć jakąś decyzję. Przy przebadaniu teraz całą działalność okazało się ze pierwszy członek Zarządu ma 72 tys zł miesięcznie premii personel spółdzielni prowadzi zarządowi księgowość bo mieli niby własne samochody które kursowały jako dorożki. Samochody były kupione z pomocą gotówki Spółdzielni itp. także ja nie mogłem się zgodzić żeby tu obyło się bez prokuratora. Niestety mego wniosku nie mogłem przeprowadzić, stałem w mniejszości a ten pan zyskał 2700 zł bo 3 miesiące było wypowiedzenie. Walne Zebranie uchwaliło 3 krotną dopłatę do [...] obniżając radę do 9ciu członków, brakujących wybrano innych teraz już samych chłopów bo do bankructwa nie chciano doprowadzić z uwagi na to że posiadłości to znowu domy i magazyny podczas kryzysu niewiele by przyniosły. Tak więc zaczelim [...] Spółdzielnie. Prezesem został p. Kapczyński z Boszkowa który nie ustąpił i mnie wybrano sekretarzem Rady i tak zostało już aż do rozliczenia się i zaprowadzenia nas do Włoszakowic gdzie jak Panu wiadomo rozpoczelim w dziesięciu pracę w Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska w 1945 roku.

       Wiele poświęciłem czasu na tą pracę w Spółdzielni tej i gdy tu w Włoszakowicach nie działo się tak jak winno być to mnie który tę sprawę już przechodził bardzo niepokoiło żeby w podobny sposób członków nie narażać. W końcu musze nadmienić ze brak jest wśród członków cywilnej odwagi i boją się piętnować niedociągnięcia które niestety często mają miejsce. Nie biorę już teraz udziału w tych rzeczach. Żywię nadzieję ze teraz jest już inaczej bo w skutek lepszych przygotowań i większej oświaty powinno wpływać i na ten kierunek że bać się chłop nie potrzebuje choćby nie wiem jakiego działacza który by chciał coś wmawiać.

            Kończąc proszę mi darować że piszę tak niewyraźnie bo moja stara ręka drży i pismo nie wychodzi tak jak być winno.

                                                                            Z spółdzielczym Pozdrowieniem

                                                                                           Bednarczyk Czesław


[1] Marian Niedźwiedziński był kierownikiem szkoły podstawowej w Krzycku Wielkim oraz założycielem  i wieloletnim kierownikiem Wiejskiego Teatru Poezji „Kalina” w Krzycku Wielkim. Przybył on do Krzycka Wielkiego w 1953 r. Po pewnym czasie z jego inicjatywy zorganizowano kółko recytatorskie, które zaczęło odnosić sukcesy. Zaczęto zastanawiać się nad zorganizowaniem teatru. Marianowi Niedźwiedzińskiemu udzielił wsparcia instruktor Domu Kultury w Lesznie Jacek Małecki. Przy jego pomocy powstał w 1961 r. pierwszy program Wiejskiego Teatru Poezji w Krzycku Wielkim pt. „Kalina czyli obrazki wiejskie”. Stąd też wzięła się nazwa zespołu „Kalina”. Przygotowywaniem scenariuszy i reżyserią przedstawień zajmowali się: Marian Niedźwiedziński, Jacek Małecki i Zdzisław Smoluchowski. Członkami teatru byli zarówno uczniowie, jak i osoby dorosłe. Przygotowywane spektakle oparte były na wielkopolskim folklorze ludowym. Teatr cieszył się w lokalnym środowisku dużą popularnością. Osiągał także znaczne sukcesy na wojewódzkich i ogólnopolskich festiwalach i przeglądach. Przykładowo w 1965 r. „Kalina” zajęła I miejsce w przeglądzie wojewódzkim, a  w 1976 r. zdobyła główną nagrodę na Ogólnopolskich Prezentacjach Teatrów Dramatycznych  w Stalowej Woli.  Marian Niedźwiedziński zmarł w 1984 roku. 
[2] Tu dokument, którym nadano chłopom ziemię
[3] Czesław Bednarczyk prawdopodobnie miał okazję czytać dokument, którym zniesiono w Dłużynie pańszczyznę.
[4] Radomicko
[5] „Rolnik” Spółdzielnia Rolniczo – Handlowa w Śmiglu
[6] członek Zarządu „Rolnika”
[7] Konkurencyjna dla „Rolnika” spółdzielnia założona przez Niemców
[8] prawdopodobnie chodzi o hrabiego Żółtowskiego właściciela majątku Czacz
[9] Odmiana zboża
[10] jego ojciec

wtorek, 22 stycznia 2019

Franciszek Lemanowicz i Rozalia Schilke

W styczniu 2016 roku odwiedziłem Gdańsk. Towarzyszyła mi Beata, która uwielbia podróże o każdej porze roku. Podróż zakończyła się przykrą przygodą z autem ale pomimo tego obfitowała w wiele sympatyczniejszych wrażeń. Jednym z celów wycieczki było odnalezienie grobów moich pradziadków Franciszka Lemanowicz (1874-1964) i Marii z Lubomskich (1875-1959) na historycznym cmentarzu w Gdańsku Oliwie znajdującym się przy ul. Opackiej 8.  Cel został osiągnięty o czym informowałem na Facebooku. Przy okazji udało nam się odnaleźć inne ważne dla nas nagrobki między innymi Łucji z Lemanowiczów (1909-1998), córki Franciszka Lemanowicz i Marii z Lubomskich. Przy niektórych nagrobkach zostawiłem listy. Umieściłem je pod zniczami, licząc na to że znajdzie je ktoś z rodziny.

Grób Andrzeja Waliszewskiego i Łucji Waliszewskiej  


Listy wsunąłem pod znicze.





Dzisiaj znowu powracam do swoich przodków z Ziemi Chełmińskiej. Od kilku tygodni przeglądam dostępne w archiwach dokumenty i próbuję znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie od dawna pytanie: kiedy dokładnie Lemanowicze osiedlili się w okolicach Wąbrzeźna? Odpowiedzi szukam w dostępnych w internetowych archiwach aktach metrykalnych z kilku sąsiadujących z Wąbrzeźnem parafiach. Mam nadzieję, że w ten sposób uda się ponad wszelką wątpliwość wykluczyć niektóre miejscowości, wsie i przysiółki z moich poszukiwań. Póki co ustaliłem, że pierwszymi mieszkańcami Wąbrzeźna noszącymi nazwisko Lemanowicz byli moi prapradziadkowie Jan Lemanowicz (1839-1895) i jego żona Katarzyna z Witkowskich (1847-?). Oboje osiedlili się w tym mieście w 1873 lub 1874 roku po 14 latach wspólnego życia w Nowej Wsi Królewskiej, miejscowości oddalonej  o ok. 10 km na północny zachód od Wąbrzeźna. W części miasta zwanej Podzamkiem zamieszkali ze sporą gromadką dzieci: Franciszką, Katarzyną, Adamem, Marianną i Janem. Trudno dzisiaj znaleźć odpowiedź na pytanie co było przyczyną wyprowadzki ze wsi do miasta.  W Wąbrzeźnie na świat przyszły kolejne dzieci Franciszka i Katarzyny: mój dziadek Franciszek, którego grób odnalazłem w Gdańsku Oliwie, jego starsza siostra Julianna oraz najmłodszy brat Hieronim (zmarł w 1880 roku przeżywszy niespełna 10 miesięcy).

Wróćmy do Nowej Wsi Królewskiej. 10 lutego 1839 roku na ślubnym kobiercu stanęli młodzian Franciszek Lemanowicz lat 27 i  Rozalia Schilke panna lat 23.

Strona z metryki Ślubów z Nowej Wsi Królewskiej za 1839 rok. Pod poz. 3 zapisano fakt zawarcia związku małżeńskiego pomiędzy Franciszkiem Lemanowicz i Rozalią Schilke
Z aktu zawarcia tego związku małżeńskiego dowiadujemy się, że oboje  byłi wyznania katolickiego. Ceremonię ślubną poprzedziły 3 zapowiedzi dokonane w kościele parafialnym w Nowej Wsi Królewskiej w dniach 27 stycznia, 3 i 10 lutego 1839 roku. Z aktu dowiadujemy się ponadto, że  narzeczeni zawarli małżeństwo za zgodą sądu, co zostało wyraźnie zapisane w jednej z rubryk jako "consensus judicii". Zgoda sądu była wymagana np. w przypadkach gdy rodzice młodych już nie żyli. W naszym przypadku chodzi raczej o rodziców znacznie młodszej Rozalii. 
Franciszek i Rozalia zamieszkali we wsi Mgowo oddalonej od Wąbrzeźna o ok. 20 km na północny zachód. Tutaj przychodziły na świat ich dzieci: Jan (1839-1895), Marianna (1841- prawdopodobnie zmarła przed 1845 r), Marianna (1845-1911). Po 1845 roku rodzina przeniosła się do wsi Bągart
Tutaj przyszły na świat Franciszek (1848 -?) i Rozalia (1851 -?). Ich kolejne dziecko - syn Walenty urodził się we wsi Pieńki w 1854 roku. Ostatnie dziecko - córka Franciszka przyszła na świat w 1860 roku w Nowej Wsi Królewskiej. Aż do osiągnięcia dorosłości przez dzieci Franciszka Lemanowicz i Rozalii Schielke nie napotkałem obecności "innych" Lemanowiczów w promieniu 30 km od Nowej Wsi Królewskiej. Dopiero po roku 1874 potomkowie Franciszka i Rozalii zaczęli osiedlać się w takich miejscowościach jak Niedźwiedź, Lisewo i Wąbrzeźno.
Skąd więc na ziemi Chełmińskiej wzięli się Franciszek Lemanowicz i Rozalia Schilke?   W ich akcie małżeństwa nie podano imion rodziców ani miejsca urodzenia. Z całą pewnością nie urodzili się w którejś z miejscowości leżących niedaleko Wąbrzeźna.  Nie znalazłem tam bowiem żadnego śladu obecności osób noszących nazwisko Lemanowicz lub Schilke przed 1839 rokiem.  Gdzie więc mieszkali Lemanowicze w XVIII i na początku XIXw? Według mojego rozeznania mieszkali przede wszystkim w okolicach Drobina i Rypina. Obie te miejscowości znajdują się kilkadziesiąt kilometrów na południowy wschód od Wąbrzeźna. Kto wie, może właśnie tam powinienem szukać swoich korzeni? Kluczem do odpowiedzi na postawione pytanie z pewnością  będzie odnalezienie aktów urodzenia Franciszka Lemanowicz lub Rozalii Schilke.