poniedziałek, 18 września 2023

Wspomnienia Anny Hudzik cz.1

Dokładnie 6 lat temu zmarła moja ukochana Babcia Anna Hudzik z domu Bednarczyk. Była wspaniała. Taki wzorzec prawdziwej Babci. Nigdy nie usłyszałem od niej „nie rób tak”, „zostaw to”, baw się gdzie indziej”, „nie śpij tak długo”:)” tego ci nie dam” itd. Zawsze starała się aby niczego jej wnukom nie brakowało. Razem z moim rodzeństwem i kuzynostwem byliśmy po prostu rozpieszczani na każdym kroku. Gdy sięgnę pamięcią do Piotrowic z czasów  gdy nie byłem nawet uczniem pierwszej klasy szkoły podstawowej to przypomina mi się kuchenny stół z szufladą pełną pudełek od kremów, pustych butelek i buteleczek po dezodorantach itp. To były nasze zabawki, które zazwyczaj wędrowały z szuflady na stół a ze stołu na podłogę. Z tych najwcześniejszych lat pamiętam jeszcze jak Babcia Ania popołudniami sprzątała w szkole. Miałem wtedy może 6 -7 lat. Doprowadzała czarne tablice do porządku tylko po to aby za chwilę wręczyć mi garść białej lub kolorowej kredy. Posprzątaną klasę zostawiała tylko do mojej dyspozycji i szła sprzątać do sąsiedniej izby. Po jakimś czasie wracała do mnie i …sprzątała po mnie.:).  Babcia Ania ciągle pracowała. Rzadko kiedy miała czas na odpoczynek. Pamiętam ją w fartuchu i chustce na głowie. Podczas codziennej krzątaniny nigdy się z tymi atrybutami nie rozstawała. Nawet wtedy gdy szła za dom nakopać trochę ziemniaków. Co ja mówię! TROCHĘ? Zwykle był to duży kosz. Dźwigała go zawsze sama, nigdy nie pozwalała sobie pomóc...

W ostatnich latach swojego życia Anna Hudzik wytrwale pracowała, spisując rękoma córki, swoje  wspomnienia z długiego i ciekawego życia. Za zgodą obu Pań, miałem  przyjemność podzielić się tymi wspomnieniami z czytelnikami mojego bloga i sympatykami rodziny w 2015 roku. Dzisiaj zrobię to ponownie. Wspomnienia Anny Hudzik będę prezentował w kilku odsłonach, delikatnie tylko je modyfikując na potrzeby bloga. A więc ponownie zapraszam do Dłużyny z czasów dzieciństwa i młodości Anny Hudzik. 

 

Anna Hudzik urodziła się 07 lipca 1925r. w Dłużynie, gm. Włoszakowice, powiat leszczyński w wielodzietnej rodzinie Czesława Bednarczyka i Marianny z domu Kędziora. Spośród 12 rodzeństwa była najmłodszą z dziewcząt. Najstarszy brat Józef urodził się w 1911r., siostra Marta 1912r., siostra Władysława 1914r., siostra Marianna 1917r., brat Jan 1918r., brat Franciszek 1921r., siostra Stefania 1923r., brat Edward 1926r., brat Henryk 1928r., brat Telesfor 1929r. i Czesław 1934r. Aktualnie z rodzeństwa Bednarczyków żyje jeszcze tylko brat Czesław. 
 
Anna Hudzik lata 50te XXw

 
 **************************************
 
Rodzice Anny prowadzili gospodarstwo rolne, które przejęli po rodzicach Marianny. Czesław Bednarczyk, oprócz pracy na roli zajmował się kowalstwem, był przez wiele lat sołtysem, przewodniczącym rady parafialnej, wielkim społecznikiem. Historia jego życia została po raz pierwszy opisana przez nieżyjącego wnuka Konrada Bednarczyka, a zgłębiona w ostatnich latach przez prawnuka Pawła Lemanowicza. 

Anna w wieku 7 lat poszła do 4 klasowej szkoły podstawowej. Ponieważ w Dłużynie była tylko taka szkoła, do czwartej klasy chodziła 3 lata. Jeden nauczyciel uczył prawie wszystkich przedmiotów: czytania, pisania i rysowania, uczył historii, przyrody i geografii. Aby ukończyć 7 klasową szkołę trzeba było dojechać do sąsiedniej miejscowości. Ojciec Anny wychodził jednak z założenia, że dziewczęta nie muszą mieć szkół, dbał za to o wykształcenie chłopców, np. brat Edziu dojeżdżał do 8 klasowej szkoły w Bukówcu Górnym. Lekcje odbywały się codziennie w godz. od 8 do 11-tej. Dwa razy w tygodniu w salce parafialnej odbywały się lekcje religii. Religi uczył ksiądz, który za brak wiedzy bił witką chłopców po tyłku, a dziewczyny po rękach. Do szkoły Anna chodziła w drewnianych pantoflach. Niektóre dzieci z innych miejscowości w niedziele do kościoła przychodziły boso, a pantofle zakładały dopiero przed wejściem do kościoła.
W trzeciej klasie szkoły podstawowej Anna przyjęła komunie św. Ważną rolę w tym uroczystym akcie odegrał jej chrzestny Władysław Kędziora, Anny wuj. Na dwa tygodnie przed uroczystością komunijną zabrał ją do Leszna. Był to jej pierwszy wyjazd poza Dłużynę. Do Święciechowy została zawieziona rowerem przez swojego brata Jasia. Ze Święciechowy do Leszna, również rowerem pojechała z chrzestnym. W. Kędziora kupił Annie materiał na białą sukienkę i przez 3 dni była u niego w Lesznie, aż sukienka została uszyta. Poza tym jak szła do szkoły kupił jej ładną torbę i piórnik. Jak na tamte czasy uroczystość komunijną miała bogatą. Chrzestną Anny była  siostra Czesława Bednarczyka z Radomicka - Helena. Oprócz chrzestnych na uroczystości była jeszcze siostra mamy Anny ze Strzyżewic. Nie było natomiast rodzeństwa, gdyż każdy miał swoje obowiązki poza domem. Np. siostra Marta pracowała w Boszkowie w kuchni, Władzia była na służbie u gospodarza w Dłużynie, Józef po szkole szedł do pracy jako goniec w prezydium gminy, Jasiu był we Wschowie, a Franek w Śmiglu.
 
Pomimo, że Anna była najmłodszą z dziewcząt, nie była rozpieszczana. Miała też swoje obowiązki. Jak była mała z mamą pasła gęsi, zbierała kłosy zbóż na polach po żniwach. A gdy była nieco starsza zaprowadzała krowy na pastwisko ok. 1,5 km (krowy były związane łańcuchem trzy z przodu i 2 z tyłu). Gdy miała 7 lat sama zanosiła siostrze Marcie do Boszkowa wyprane i wyprasowane fartuchy, które potrzebowała w kuchni. Często też pomagała ojcu w kuźni (dymała tj. podtrzymywała ogień). Pamięta też jak razem z ojcem sadziła drzewka przy drodze do Charbielina (wielkie drzewa rosną do dzisiaj). Pomimo, że było zimno i ręce jej drętwiały dzielnie przytrzymywała sadzonki drzew. Aby zarobić trochę grosza Czesław Bednarczyk uprawiał łubin na nasiona. Wcześnie rano musieli iść zrywać strączki łubinu, bo gdy słońce wzeszło to pękały. Rodziców nie było stać na kupienie dzieciom zabawek. Prezenty dostawali jedynie z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Maria Bednarczyk sama szyła szmaciane lalki, a jej mąż Czesław rzeźbił z drzewa kołyskę, natomiast chłopcom do zabawy koniki, które ciągnęli na sznurku. I tu ciekawostka, dawnej w Boże Narodzenie nie chodził gwiazdor lecz „gwiazdka” -  przebrana kobieta. Na święta stroili też choinkę, ale nie w bombki tylko w robione z papieru łańcuchy.

Mając 10 lat Anna zaczęła należeć do koła Włościanek (koło gospodyń). Tam uczyła się szycia i haftowania. Spotkania odbywały się głównie w okresie zimowym. Na zakończenie kursu przygotowywano przedstawienie. Każdy miał jakąś rolę do odegrania i musiał na pamięć nauczyć się tekstu. Inicjatorem i pomysłodawcą tych przedstawień był Czesław Bednarczyk. Często próby przedstawienia odbywały się w domu pod numerem 20, bo w świetlicy nie było czym palić. Nieraz w domu zgromadziło się ok. 30 osób. Na zakończenie kursu gotowania mama Anny piekła dla wszystkich pączki, potem była zabawa (głównie w karnawale). Anna przejęła chyba trochę zdolności po swoim ojcu bowiem do dziś pamięta niektóre wierszyki. Mając 3 latka wolała pod kościołem w Dłużynie z okazji święta 3 Maja:  
 
"Witaj maj 3 Maj u Polaków błogi raj”.
 
 
Jak miała około 4 lat idąc z siostrą Marianną spotkały na drodze kuzynkę, też Marię. Obie dziewczynki zaczęły z sobą rozmawiać. Anna trochę się nudziła więc z nudów wymyśliła taką oto piosenkę:  

„Spotkały się dwie Marysie i tak mówią sobie, 
ja Marysia ty Marysia, my Marysie obie”.

Zgodnie z tradycją w wielki czwartek przed świętami Wielkanocnymi dzieci robiły gniazdka na Zająca. Gniazdka chowano w oborze lub w futerni. Każde dziecko miało kartkę z imieniem, aby nie podbierano ich sobie nawzajem. W gniazdku rano znajdowali tylko jedno gotowane jajko, nie było wtedy cukierków. Jak mama Anny jechała na targ do Śmigla z jajkami, masłem to nieraz przywiozła sznekę z glancem (drożdżówkę). Rzadko kiedy Anna otrzymywała pieniądze. Zdarzało się jednak, że po żniwach, czesław Bednarczyk kazał dzieciom zebrać z pola zalegające na nim pojedyncze kłosy. Nastepnie skrupulatnie je liczył i dawał dzieciom za nie trochę grosza, za które mogły sobie coś kupić na odpuście w Charbielinie. Anna Hudzik zawsze powtarzała, że pomimo biedy i dużej rodziny nie chodziła głodna. W tamtych czasach ludzie na wsi musieli być samowystarczalni. Rodzice zabijali często świnie, piekli chleb (w tygodniu 10 bochenków). Solone mięso wkładano do garnków aby się nie popsuło. Tak przygotowane garnki przechowywano w piwnicy, a jak było ciepło, to zakopywano w ziemi. W niemal każdej kuchni znajdował się dwupoziomowy piec chlebowy tzw. "westwalski", który spełniał również inną pożyteczną funkcję, mianowicie ogrzewał mieszkanie.  Piekło się w nim placki i chleb. Oprócz tego w kuchni znajdował się drugi piec tzw. "angielka". Do ciekawostki technicznej można zaliczyć ówczesny magiel. Płytkę magla stanowił stół, pod którym były kamienie. Aby maglować pranie, zdejmowało się deskę i nakładano specjalne wałki, potem kamień. W środku było jeszcze miejsce na buty dzieci. Używano też żelazka na dusze, prano na tarce na podwórku przy studni. Po dobrą wodę do gotowania np. grochówki trzeba było pójść do źródła na tzw. Widory. Wszędzie chodziło się pieszo, po wodę, po chrust, do lasu, do kościoła. W kościele przestrzegano surowych zasad. Ksiądz wypraszał z kościoła każdą dziewczynę, która była nieodpowiednio ubrana, a te  ubrane w bluzkę z krótkim rękawem nie mogły nieść świętego obrazu. Porządku w kościele pilnowało dwóch strażaków, którzy mieli w rękach specjalne laski. Jak ktoś rozmawiał natychmiast został tą laską  szturchnięty.

Wielkim corocznym wydarzeniem w Dłużynie i okolicznych wsiach był odpust ku czci Najświętszej Marii Panny w Charbielinie w dniu 15 sierpnia. Na odpust przychodziły pielgrzymki z okolicznych wsi, zjeżdżali się krewni. W tym czasie rodzinny dom Anny odwiedzało bardzo dużo osób. Gospodyni domu częstowała gości obiadem, nieraz szykowała posiłki dla 30 osób. Były to wielkie święta (odpust trwał kilka dni), a dla rodziny Anny wielka mobilizacja. 

Anna Hudzik wspomina, że nikt się w domu nie obijał, wszyscy mieli jakieś obowiązki i zajęcia. Rodzice cieszyli się z tego, że dzieci pomagając obcym, np. w sprzątaniu czy wykonywaniu jakiś prac polowych dostawali jedzenie, a to już było dużą pomocą. Starsze siostry Anny chodziły do majątku kopać np. ziemniaki. Każda osoba otrzymywała 3 rajki i musiała nakopać trzy koszyki do worka (1 szefel). Worek ten musiały umieścić na wozie, który nie stał na polu lecz posuwał się równolegle z kopiącymi. Trzeba było więc bardzo się spieszyć, aby wóz za daleko nie odjechał. Za każdy szefel dostawały coś w rodzaju monety, a na koniec dnia po podliczeniu zamieniano je na pieniądze. W wieku 13 lat ojciec posłał Annę na służbę do sąsiada bawić dzieci. Państwo Mierzyńscy prowadzili sklep rzeźniczy i spożywczy. Za pracę nie otrzymywała pieniędzy, ale jej mama była zadowolona, że się córka najadła. Spała w pokoju na górze i nieraz właścicielka kazała Annie w świetle księżyca cerować skarpetki dzieciom. Właściciel sklepu skupował po wsiach świnie i je zabijał, a potem sprzedawał mięso i wyroby. Oprócz opieki nad dwójką dzieci właścicielka sklepu  wykorzystywała ją też do innych prac. Musiała pomagać robotnikom w rzeźni, nosiła ciężkie pojemniki z solą, rozlewała kiszczonkę (wywar z ugotowanych wyrobów) i naftę. Pomagała też rozlewać piwo, a zimą je podgrzewać.
 
CDN

Na podstawie wspomnień Anny Hudzik, spisanych ręką córki Weroniki Hudzik. Leszno 2015.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz