Pierwsze dni nowego 1945 roku były dla mieszkańców
Święciechowy i okolicznych wiosek bardzo nerwowe. Polacy wiedzieli, ze wojna
wkrótce się skończy. Nie sądzili jednak że wolność przyjdzie tak szybko. Ku
swojej uciesze zauważyli, że Niemcy zaczynają wykonywać „nerwowe ruchy”. Od
plotek i niesprawdzonych informacji aż huczało. Mówiło się, że Rosjanie są już
tuż, tuż i na dniach dotrą do Leszna. Wielu Niemców wolało nie czekać aż do ich
domów zaczną dobijać się żołnierze "Niepokonanej
Armii Czerwonej" i już zawczasu przystąpili do
ewakuacji swoich dobytków.
W styczniu 1945 roku utrzymywały się mrozy i padał
śnieg. W tych trudnych warunkach drogi w kierunku na zachód szczelnie zapełniali
niemieccy uchodźcy. Temu wszystkiemu przyglądał się mój dziadek 18 letni
wówczas Ludwik Hudzik. Jako młody chłopak mieszkający w Piotrowicach otrzymał
od panikującej niemieckiej administracji zadanie niesienia pomocy rodzinom niemieckim,
mieszkającym we wsi w ich sprawnej ewakuacji. Zadanie polegało na wywożeniu niemieckich rodzin w kierunku zachodnim, w stronę znajdującej się niedaleko
granicy jeszcze z czasów II Rzeczpospolitej. W tym celu powoził zaprzęgniętym w konie wozem drabiniastym, załadowanym do granic wytrzymałości w należące do
Niemców przedmioty codziennego użytku, tobołki, pierzyny, meble. Sądzę, że zadanie to wykonywał
wspólnie ze swoim ojcem Marcinem Chudzikiem.
W dniu 29 stycznia 1945 roku około godziny 11 przed
południem dało się słyszeć na święciechowskim rynku zbliżający się pomruk
silników motorów, na których radzieccy razwiedcziki /zwiadowcy / jako pierwsi
wjechali do miasta od strony Wilkowic. Za
nimi wkroczył batalion piechoty. Święciechowa została wyzwolona. Niewielu
Niemców znajdowało się w tym czasie we wsi. Ci którzy pozostali, ze względu na
stan zdrowia lub podeszły wiek, wkrótce zostali internowani i opuścili Polskę
na zawsze.
Stanisława Chudzik niedługo po śmierci męża wyjechała z
Piotrowic i zamieszkała w Przydrożu k/ Zielonej Góry razem z córką Eleonorą i jej mężem Stanisławem
Borowiakiem. Stanisław Borowiak otrzymał tam posadę leśniczego. Borowiakowie jeszcze kilkukrotnie się przenosili aż w końcu zamieszkali w leśniczówce w Kulowie k/Głogowa. To tutaj 23 października 1964 zmarła Babcia Stasia. Stanisław Borowiak doczekał emerytury i wraz z żoną zamieszkał w Sławie. Oboje są tam pochowani.
Rodzina Borowiaków. W środku Stanisława Chudzik |
Dzisiaj gdy słucham wspomnień mojej mamy, dochodzę do
wniosku, że mój Dziadek - Ludwik Hudzik, dążył do całkowitej samodzielności. Zdawał
sobie sprawę z rodzącej się nowej rzeczywistości. A nowa rzeczywistość daje nowe możliwości. Gdy
wybuchła wojna był jeszcze dzieckiem, które nie wszystko rozumiało z tego co
działo się wokoło. Teraz woja się skończyła a on stał się dorosłym i
ukształtowanym młodym mężczyzną.
Ludwik Hudzik |
W tym miejscu się uśmiecham. :) Gdyby dane mi było wówczas żyć i przyjaźnić się z Ludwikiem
Hudzikiem z Piotrowic to poradziłbym mu zacząć od znalezienia sobie żony! A dlaczego nie! W końcu
za chwilę wrócą mężczyźni, walczący na wszystkich frontach tej wojny i też
zaczną zapalczywie szukać żon. Czas się śpieszyć !
Dzisiaj wiem, że mój dziadek poszedłby za moją hipotetyczną
radą bo od tego właśnie zaczął: znalazł
sobie żonę Annę z Bednarczyków, moją i NASZĄ kochaną Mamę, Babcię i Prababcię o
której pisałem w tym miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz