Strony

wtorek, 12 listopada 2024

Anna Spychała - francuski ślad Bednarczyków.

Opowiem Wam o Annie, młodszej siostrze Czesława Bednarczyka. Anna to postać dosyć tajemnicza, ponieważ całe swoje dorosłe życie mieszkała na obczyźnie we Francuskim mieście Harnes w departamencie Pas-de-Calais 20 km od granicy z Belgią.To powodowało ograniczony dostęp do wszelkich wiadomości na temat Anny, zwłaszcza, że mówimy tu o czasach sprzed II wojny światowej.

 


Anna Bednarczyk przyszła na świat w Radomicku w dniu 19 lipca 1895 roku jako 5 dziecko Szczepana i Anastazji ze Skorupińskich.  

Fragment aktu urodzenia Anny Bednarczyk. Radomicko 1895

Rodzina Bednarczyków. Radomicko ok 1912 r. Możliwe, że jedna z dwóch zakreślonych osób to Anna 

Anna podobnie jak wszyscy z jej licznego rodzeństwa uczęszczała do pruskiej szkoły w Radomicku. Jej jedyną powinnością po ukończeniu 16 roku życia było wyjść za mąż. I tak też się stało. Jej wybrankiem został pochodzący zapewne z Radomicka Michał Sobkowiak, którego poślubiła w roku 1920.  Wkrótce w Radomicku przyszła na świat ich pierwsza córka Janina z franc. Joannes (ur. 8 lipca 1921) Pomiędzy lipcem 1921 roku a wrześniem 1926 roku Michał i Anna Sobkowiakowie opuścili rodzinne Radomicko i jak tysiące młodych ludzi z tamtego okresu wyemigrowali w celach zarobkowych do Francji. Pogranicze francusko belgijskie wciąż było zniszczone po strasznej I wojnie światowej. Francuskie wsie i miasta potrzebowały rąk do pracy a te tysiącami napływały z Polski. Michał Sobkowiak znalazł pracę w miejscowości Harnes. Zatrudnił się prawdopodobnie jako górnik w jednej z tamtejszych kopalń ale to wymaga jeszcze dokładnego sprawdzenia. Rodzina zamieszkała przy ul. 38 Rue de la Source. 

Z pewnością Sobkowiakom na obcej francuskiej ziemi nie było łatwo żyć. Niech świadczy o tym wspomnienie Polki, która wraz z mężem i dzieckiem przyjechała do Harnes w 1922 roku:

"...Jechaliśmy przez miasto Harnes i dojechali na kopalnie Nr. 21, tam była duża kolonia. Jesteśmy więc na tej kopalni, ruch tam jest wielki bo transport przyjechał z polakami więc wszystkich nas rozdzielają do mieszkań, na razie po dwie famielie do jednego mieszkania. Mieszkanie które dla nas przeznaczyli trzeba było iść kilometr albo może i więcej. Ja byłam bardzo zmęczona podróżą, mąż pozostał na kopalni dla jakiś formalności ja mam iść za gardem to jest policjant kopalniany który nas prowadzi więc biorę w jedną rękę walizkę w drugą synka i tak idę. Jest bardzo gorąco, słońce mocno przygrzewa, promienie palą że już będzie ciężko wytrzymać, tu walizka dosyć ciężka, dziecię na rękach usnęło idę ostrożnie aby się biedactwo nie obudziło, jestem już cała mokra od potu na twarzy jakby mnie kto wodą zlał i stało mi się nie szczęście bo guma przy bieliźnie pękła i majtki spadły, co teraz robić schylić się nie mogę bo mi jest ciężko, dziecka nie chciałam budzić więc jakiś francuz przyszedł mi z pomocą, podał mi majtki do ręki, zawstydziłam się ale w podróży różnie się trafi, pomógł mi nieść walizkę i dużo do mnie mówił ale ja nic z tego nie wiem, na wszystko kiwam głową, nareszcie jestem w domu. Dom jest ładny piętrowy, są dwie izby u góry a trzy na dole, ale próżne nawet pieca niema, usiąść niema na czem na ziemi, podłogi niema tylko posadzka czerwona a u góry podłoga, więc trzeba się jakoś urządzić abyśmy mogli mieszkać. Za chwile przychodzi mąż. Niesie na ramieniu słomę, 50 kilo słomy prasowanej przyniósł taki kawał drogi więc jest cały mokry. W ten dzień byliśmy zajęci urządzeniem domu, dali nam słomę sienniki i parę deków. Najpierw robimy sobie spanie bo to jest pierwsze chociaż na ziemi ale było nam wygodnie, mnie już dosyć przybywało więc trzeba się śpieszyć z pracą, nanosiliśmy sobie cegły aby wystawić piec. Mieszkamy razem z drugą famieiią więc ta nam pomaga, oni mają troje dzieci a my na razie jedno ale zmówić się trudno bo kobieta nie zna polskiego..."

Żródło: Pamiętniki emigrantów Francja. Wyd. Warszawa 1939 r.

30 września 1926 roku w Harnes urodziła się druga córka Michała i Anny Sobkowiaków Wanda.

26 maja 1931 roku przedwcześnie umiera Michał Sobkowiak, zostawiając żonę Annę z dwójką małych córek. Nie wiem co mogło być przyczyną śmierci Michała,  ale możliwe że zginął w kopalni lub fabryce. Wypadki kończące się śmiercią były plagą francuskich kompanii węglowych. Po śmierci męża Anna Sobkowiak pozostała we Francji a w dniu 25 lutego 1933 roku w Harnes ponownie wyszła za mąż za emigranta z Polski, górnika Józefa Spychałę. Józef Spychała urodził się w Nietążkowie w gminie Śmigiel 20 lutego 1893 roku. Był synem Pawła i Józefy z Wojtkowiaków. 40 letni Spychała był wdowcem po Małgorzacie z domu Frąckowiak (zmarła 30.12.1932 r w Harnes). Józef Spychała miał 9 letnią córkę Marię urodzoną w Harnes 7 kwietnia 1924 roku. 

Akt małżeństwa Anny Bednarczyk z Józefem Spychała. Harnes, Francja 1933 rok.  

Dzisiaj we Francji żyją potomkowie Anny Spychała jej wnuki i prawnuki. Niektórzy noszą polskie nazwiska i świetnie mówią w języku przodków.  Nie łatwo było zdobyć informacje na temat życia siostry Czesława Bednarczyka we Francji. Czyniłem różne starania, nawiązywałem kontakty z wieloma ludźmi aby tylko odkryć rąbek tajemnicy jaka kryła się za odległą przeszłością. Bez powodzenia. 

Wiatru w żagle dostałem dopiero kilka tygodni temu, kiedy to zadzwonił do mnie z Francji mój imiennik Paweł, francuski genealog polskiego pochodzenia. To dzięki niemu dowiedziałem się o szczegółach z życia Anny Bednarczyk na emigracji. To za jego pośrednictwem nawiązany został kontakt pomiędzy mną a wnuczką Anny Spychała (z wiadomych przyczyn nie będę wymieniał jej imienia ani nazwiska) Czy jestem usatysfakcjonowany? Oczywiście, że tak. Niestety nie udało mi się przekonać jej do udostępnienia mi zdjęć jej babci i jej dwóch mężów. Zdjęcia rodziny Sobkowiaków i Spychałów rodem z Francji byłyby dla nas ogromną niespodzianką i cenną pamiątką po krewnych z dalekiej Francji. 

Anna Spychała bywała w Polsce. Na pewno odwiedziła Radomicko w 1969 roku. Towarzyszył jej mąż i wnuczka. Korespondowała z rodziną w Polsce, pisząc wzruszające listy. W jednym z listów podjęła wątek miejsca pochówku brata Walentego, który jak wiemy zginął podczas I wojny światowej w okopach Verdun. Anna miała nadzieję, na odnalezienie jego grobu ale wydaje mi się, że to się jej nie udało. 

Fragment listu Anny Spychała do rodziny w Polsce. 1969 r.

Anna i Józef Spychałowie spoczywają w polskiej kwaterze  cmentarza komunalnego w Harnes, Francja. 





niedziela, 10 listopada 2024

Obchody Święta Niepodległości w Piotrowicach 1937 r.

W przededniu Święta Niepodległości wypada napisać kilka słów o tym, jak obchodzono 19 rocznicę odzyskania niepodległości w Piotrowicach pow. Leszno w 1937 roku. Napisać, że obchodzono niezwykle uroczyście to nic nie napisać, dlatego od razu pomijam wstęp i przechodzę do rozwinięcia. 

Pierwsza strona Książki Rodzinnej rodziny Kazimierza Gierczaka z Piotrowic 1936 r.

W dniu 11 listopada 1937 roku tuż przed godz. 17.00 zebrała się przed szkołą powszechną w Piotrowicach całkiem spora gromadka tutejszych mieszkańców, aby z uwaga przyglądać się jak członkowie tutejszej Ochotniczej Straży Pożarnej ustawiają się w szeregu na uroczystej zbiórce.  Na lewym skrzydle stanął dumny p. Gierczak (Kazimierz ?), który prezesował piotrowickim dzielnym strażakom od roku. Zaraz za linią strażaków krzątał się nerwowo nauczyciel Bernard Krajewski. Miał podwójne zadanie: po pierwsze zmobilizować starszą młodzież, należącą do założonej przez niego w 1930 roku organizacji Przysposobienie Wojskowe aby wzięła przykład ze strażaków i stanęła w końcu na zbiórce. Teraz gromadziła się w małych grupkach i rozprawiała o tym i o tamtym, zupełnie nie przejmując się swoim pryncypałem. Po drugie musiał poskromić najmłodszą dziatwę szkolną, która biegała w koło bez celu, a jej krzyki słychać było na drugim końcu wsi. 

-----------------------------------------------------------------------------

W 1930 roku nauczyciel i kierownik szkoły powszechnej w Piotrowicach Bernard Krajewski założył organizację pod nazwą Przysposobienie Wojskowe, która to organizacja przyjęła w swoje szeregi młodych mieszkańców wsi Piotrowice i zapewne Niechłodu. Ze źródeł wiemy (głównie prasy wychodzącej w tamtym okresie), że działalność społeczna nauczyciela Krajewskiego spotkała się z powszechnym uznaniem, żeby nie rzec - podziwem. Organizacja Przysposobienie Wojskowe (PW) gromadziła przed wojną tysiące młodych Polaków, a jej celem było nie tylko przygotowanie młodzieży przedpoborowej do regularnej służby wojskowej, ale i wychowanie jej w duchu patriotyzmu i odpowiedzialności obywatelskiej. Bernard Krajewski miał podobno ogromną umiejętność zjednywania sobie ludzi do tego stopnia, że cytując ówczesną prasę "... nie tylko polska młodzież śpieszy na wykłady, zebrania i zbiórki, lecz także i niemiecka. Nawet niemieccy gospodarze pracują z zapałem z p. nauczycielem, nie tylko czynnie ale i materialnie. Kilku z nich należy nawet do komitetu twórczego..."* koniec cytatu. 

-----------------------------------------------------------------------------------

Wróćmy do 11 listopada 1937 roku. Kiedy już wszyscy ustawili się na swoich miejscach ruszyła przez wieś wesoła kolumna mieszkańców, strażaków i członków PW, wystrojona w barwy biało czerwone. Zwieńczeniem tego pochodu była sala restauracyjna Adolfa Henderlicha. To tutaj rozpoczęła się uroczysta akademia. Ludzie tłoczyli się pod ścianami w nadziei znalezienia miejsca, z którego będą mogli bez przeszkód śledzić zaplanowane występy.  A było na co popatrzeć i czego posłuchać. Uroczystą galę rozpoczął przemówieniem pan Gierczak. Przywitał wszystkich serdecznie, a następnie przypomniał wydarzenia sprzed 19 lat kiedy to świętej pamięci Naczelnik Państwa Józef Piłsudski (zm. w 1935 r) przywrócił Polsce ukochaną niepodległość. Wspomniał również o pierwszej rocznicy powstania Ochotniczej Straży Pożarnej, której ma zaszczyt prezesować. Przypomniał jej cele i zadania oraz podziękował strażakom za ich dzielną postawę i gotowość do niesienia pomocy potrzebującym. Na zakończenie części oficjalnej uroczystości wzniesiono trzykrotny okrzyk na cześć Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i Jej dostojników. Kolejną częścią patriotycznego spotkania  był występ dzieci i młodzieży szkolnej. Dzieci przy akompaniamencie orkiestry śpiewały pieśni patriotyczne i deklamowały wiersze.  Po wsi rozlegały się głośne dźwięki instrumentów dętych, głosy śpiewających ludzi i śmiechy dzieci.  Na dworze już dawno zapadł zmrok. Zanim mieszkańcy Piotrowic rozeszli się do swoich domów zaśpiewali "Boże coś Polskę".  

Była to pierwsza taka uroczystość z okazji Święta Odzyskania Niepodległości jaka miała miejsce w historii wsi Piotrowice.** 


* Źródło: Głos Leszczyński z dnia 2.3.1930 r.

**Źródło: Głos Leszczyński z dnia 15.11.1930 r.