Strony

czwartek, 31 października 2024

Losy Bednarczyków po wysiedleniu z Dłużyny 1940 r.

 

Lato 1939 roku było szczególne. Polacy w napięciu obserwowali rozwój wypadków na arenie międzynarodowej. Choć wojna wisiała na włosku, a prasa nie pisała o niczym innym jak tylko o tym w jaki sposób zachowywać się podczas nalotów - Polacy normalnie pracowali, a ci co mogli korzystali  z wakacji. 
 
Jednak coś takiego wisiało w powietrzu, co nie pozwalało mieszkańcom Dłużyny i okolicznych wiosek mieć nadzieję, że do wojny z Niemcami nie dojdzie. Zaczęło się wcześnie bo już 19 maja 1939 roku.  Nagle późnym popołudniem niebo przykryły ciężkie ołowiane chmury. Zapanował półmrok a już po chwili z tych kłębiących się nad głowami groźnych chmur zaczęły uwalniać się wielkie krople deszczu. Spadały najpierw powoli, tu i ówdzie, bez pośpiechu, mocząc głowy uciekających do swych domów mieszkańców. Wzmógł się zachodni wiatr. Na północnej stronie nieba  ktoś dostrzegł pierwszą w tym roku błyskawicę. Zanosiło się na coś naprawdę dużego, gdy nagle zrobiło się jakby ciszej i jaśniej, wiatr ustał. Lecz po chwili aura ponownie pokazała na co ją stać. Zaczęło lać. Niebo rozwarło swoje czeluści, z których lunęła ściana deszczu. A po niej to, co przeszło do historii - GRAD. Opad gradu wielkości piłeczek do ping ponga zniszczył niemal wszystkie zasiewy mieszkańców Włoszakowic, Bukówca Górnego, Dłużyny i innych pobliskich wiosek. Powybijał setki szyb, uszkodził dziesiątki dachów. To była prawdziwa klęska żywiołowa. Jeszcze przez wiele dni mieszkańcy szacowali straty i łatali dziury w dachach. Nie wszyscy mogli liczyć na odszkodowania. Wielu więc popadło w biedę. Innym razem wieczorem po północno-zachodniej stronie nieba można było dostrzec niezwykłe o tej porze roku zjawisko podobne do zorzy polarnej. Całe niebo jakby płonęło w barwach czerwieni. Widok był niesamowity ale zarazem przerażający. Te wszystkie nagłe - jak w przypadku gradu i niecodzienne jak w przypadku zorzy zjawiska w przyrodzie powodowały, że co bardziej przesądni nie mieli złudzeń: wkrótce nadciągnie wojenna zawierucha. 
 
O gradobiciu w okolicach Włoszakowic donosił Kurier Warszawski nr 150 z dnia 6 czerwca 1939 r

W sierpniu 1939 roku w Dłużynie miało miejsce jeszcze jedno dziwne wydarzenie, które utkwiło w pamięci Telesfora Bednarczyka do końca jego życia (zm. w 2018 r.). Wspominał, że któregoś upalnego dnia nad wsią przeleciał niemiecki samolot. Dla mieszkańców było to samo w sobie rzadkie widowisko. Jakież było ich zaskoczenie gdy nagle zorientowali się, że z samolotu nad pobliskimi polami wyskoczył skoczek spadochronowy. Według relacji 10 letniego chłopca jakim był w owym czasie Telesfor Bednarczyk, mieszkańcy Dłużyny wyposażeni w widły, siekiery, noże, kosy i inne ostre narzędzia pobiegli za wieś aby złapać niemieckiego skoczka, który w ich przekonaniu musiał być dywersantem wrogiego państwa. Wiele godzin szukano śladów niemieckiego spadochroniarza ale bezskutecznie. Następnego dnia wznowiono poszukiwania tego szpiega. Na miejscu pojawili się funkcjonariusze policji państwowej. Wreszcie po wielu godzinach poszukiwań ktoś z mieszkańców Dłużyny natknął się na zakopany w piasku spadochron. Miejscowe kobiety podzieliły się między sobą znakomitej jakości materiałem, z którego był zrobiony.  Spadochroniarza nie odnaleziono. Minęło kilka, kilkanaście dni i do domu Bednarczyków, późnym wieczorem zapukał jakiś mężczyzna. Poprosił Czesława Bednarczyka o nocleg. Nie wymagał wygód, zapewnił że wystarczy mu mały kąt w stodole. Obiecał, że jego wizyta nie potrwa więcej jak 3 dni. Czesław Bednarczyk udostępnił nieznajomemu miejsce w swojej stodole. Rano mężczyzna pojawił się w domu Bednarczyków na śniadaniu. Większość dnia spędzał w stodole. Podczas drugiej nocy żona Czesława Marianna zwróciła uwagę mężowi, że niepokoi ją, że ich gość dużo pali papierosów, co może przyczynić się do zaproszenia ognia w stodole. Czesław Bednarczyk przyznał rację żonie, wyszedł z domu i skierował się do wejścia do stodoły. Przyłożył ucho do wrót budynku i usłyszał dochodzący zza nich odgłos rozmowy. Zdziwiło go to ponieważ ich gość był w środku sam. Do uszu Czesława dochodził jeszcze jeden odgłos, który podobny był do "pikania" coś w rodzaju "ta, ta,ta, ti, ti ta, ta...." Czyżby to był odgłos radiostacji? Rano tajemniczego gościa już nie było w stodole. Odszedł nie pożegnawszy się ze swoimi gospodarzami. 
 
Na dwa dni przed 1 września 1939 roku wokoło wsi Dłużyna paliły się stogi. Palili je Polacy aby utrudnić Niemcom poruszanie się w głąb Polski. Powszechnie gromadzono jedzenie i chowano je, pakując w co się tylko dało. Gospodynie z Dłużyny wkładały cukier w duże dzbany, które następnie zakopywały  w ziemi. Maria Bednarczyk również schowała mąkę i zboże a cukier umieściła w świniarni za korytem. Dzień 1 września 1939 r. córka Bednarczyków Anna zapamiętała bardzo dobrze. Wspominała, przeraźliwie bijące dzwony kościelne. Mieszkańcy wsi dowiedzieli się z radia, że Niemcy wkroczyli do Polski. Ludzie się modlili i płakali. Większość mężczyzn już wcześniej została powołana do wojska.

Do Dłużyny Niemcy wkroczyli ok. 10 września 1939 roku. Rozpoczął się trwający 5 lat okres okupacji. Czesław Bednarczyk był wówczas sołtysem wsi. Pewnie to on jako pierwszy niósł mieszkańcom hiobową wieść o wybuchu wojny. Z przekazów rodzinnych wiem, że w tych pierwszych dniach wojny Czesław Bednarczyk zebrał wszystkich domowników, pobłogosławił i z małym tobołkiem na rowerze wyruszył w kierunku Kościana aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat sytuacji w Polsce oraz zrobić zapasy żywności na kolejne dni. 

Niemcy po zajęciu  Dłużyny wprowadzili na "urząd" kogoś w rodzaju nadzorcy. Był to Niemiecki urzędnik z Berlina. Zamieszkał na plebani. Zorganizował we wsi spotkanie z mieszkańcami, podczas którego wyznaczył Czesława Bednarczyka,  do przekazywania miejscowym jego poleceń. 

Prawdopodobne miejsce w Zaborówcu w którym stał "dom" Bednarczyków. Źródło: Mapy Google

Wkrótce nastąpiły wysiedlenia podczas których  mieszkańcy Dłużyny mieli pół godziny na spakowanie się i zebranie się na placu przed kościołem. Samochodami ciężarowymi wywożono ich do Leszna, a tam niemiecka komisja rozdzielała poszczególne rodziny na roboty do Niemiec, do obozu przejściowego w Łodzi lub do gospodarstw w pobliskich wsiach. Pierwsza tura wysiedleń ominęła rodzinę Bednarczyków. 
 
Nastał 27 listopada 1940 roku. 
 
Była 6 rano. Na dworze panował mróz, leżał śnieg. Czesław Bednarczyk z żoną Marianną z Kędziorów już dawno nie spali. Marianna przygotowywała śniadanie dla dzieci. Pomagały jej córki: 14 letnia Anna oraz Maria. Czesława zaniepokoił skowyt psów i harmider dobiegający zza okna. Wydawało mu się że słyszy warkot silników oraz krzyki. Chciał włożyć kożuch wiszący jak zawsze w sieni i wyjść na podwórze aby zorientować się co się dzieje. Nie zdążył. W tej chwili wszyscy usłyszeli kroki ciężkich wojskowych butów na schodach wejściowych do domu. Po chwili krzykom "Loss, loss!" towarzyszyło walenie kolbą karabinu w drzwi. Czesław już wiedział co to byli za "goście". Łudził się przez cały 1940 rok, że do tego nie dojdzie. Łudził się. Lecz był przygotowany, tak jak wielu Polaków, którym groziła wywózka. Marna to pociecha. Wybita szyba w oknie uświadomiła mieszkańcom domu moich Dziadków, że nie mogą dużej zwlekać. Po 4 minutach wszyscy stali na drodze.


Telesfor Bednarczyk ok. 1968 r. (1929-2018)

Do miejsca wysiedlenia w Zaborówcu rodzina Bednarczyków jechała na wozach ciągniętych przez konie. Na wozie siedzieli Czesław Bednarczyk z żoną Marią, ich dzieci: Edward, Jan, Telesfor, Czesław oraz Marianna. Stefania poszła do Szadych a Władysława pozostała w Dłużynie jako przymusowa pracownica tutejszego majątku.  Zarządzał tym majątkiem Niemiec Heinrich Petzold. Siostra Marta była we Włoszakowicach a Józef walczył z Niemcami gdzieś na froncie. Moja Babcia Anna Hudzik z d. Bednarczyk pracowała w gospodarstwie Niemca Klupsch w Święciechowie. Gdy przyjechali do Zaborówca Niemcy zgromadzili 7 przesiedlonych tam rodzin na tzw "placu piaskowym" w centrum wsi. Nazwa tego miejsca związana jest z zalegającym tam w dużej ilości piaskiem.  Rodzine Bednarczyków przydzielono do gospodarstwa znajdującego się po prawej stronie szosy Włoszakowice - Zaborówiec, mniej więcej na wysokości dzisiejszego Domu Rekolekcyjnego.  Gospodarstwo składało się z domu mieszkalnego oraz zabudowań gospodarczych. Dom był przedzielony parkanem na pół, tworząc coś w rodzaju bliźniaka. Płot po jakimś czasie rozebrano.  Na środku podwórka była studnia, z której przelewała się woda i płynęła szerokim strumieniem do ogrodu za domem. Tak naprawdę było to ujarzmione cembrzyskiem źródło, których wiele znajduje się w tej okolicy.  Wkrótce do tego samego gospodarstwa dołączyły 2 siostry Czesława Bednarczyka wysiedlone z Radomicka.  Dlaczego rodzina Czesława Bednarczyka została wysiedlona akurat do Zaborówca a nie do któregoś z miejsc w Generalnej Guberni? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Jedna z wersji mówi, że gospodarstwem Bednarczyków w Dłużynie interesował się pewien Niemiec, mieszkaniec Zaborówca. Przyjeżdżał do Dłużyny, rozmawiał z Czesławem i wypytywał go o szczegóły dotyczące budynków i inwentarza. Ewidentnie upodobał sobie gospodarstwo Bednarczyków i chyba dopiął swego ponieważ podobno to na jego stare i w złym stanie gospodarstwo w Zaborówcu przesiedlono Bednarczyków z Dłużyny.  Kim był ów Niemiec? Nie wiadomo. Według innej wersji, rodzinie Bednarczyków przydzielono gospodarstwo należące do Piotra Szady, mieszkańca Zaborówca, który w dniu 9 listopada 1940 roku został wysiedlony wraz z rodziną gdzieś do Generalnej Guberni.  Piotr Szady (1899-1976) pochodził z Bukówca Górnego. Po ślubie z Anastazją z d. Malepszak zamieszkał w Zaborówcu. Brał udział w Powstaniu Wielkopolskim. Po wojnie przez 10 lat pełnił funkcję sołtysa Zaborówca. 

Piotr Szady (1899-1976) Źródło: https://wijewo.e-kei.pl/

Do Zaborówca Niemcy wysiedlili czworo nieletnich dzieci Czesława i Marianny. Byli to Edward -14 lat, Henryk - 12 lat, Telesfor - 11 lat i Czesław - 6 lat. W świetle pozyskanych ostatnio dokumentów z Archiwum Akt Nowych w Warszawie dowiedziałem się ciekawych informacji o losach  Henryka i Telesfora w tamtym trudnym okresie ich młodego życia. Obaj bracia przez pierwsze dwa lata od wysiedlenia mieszkali w jednym domu z rodzicami w Zaborówcu. Niemcy upomnieli się o nich wraz z początkiem 1942 roku. Od 1 stycznia 1942 roku niespełna 14 letni Henryk został skierowany do Dłużyny do przymusowej pracy w charakterze parobka w dawnym majątku, obecnie zarządzanym przez Niemców. 13 letni Telesfor został przeniesiony do 10  hektarowego gospodarstwa w Zaborówcu, które przed wojną należało do księdza Czaplińskiego. Teraz zarządzał nim Niemiec Herbert Bethke (czyt. Betke). Człowiek ten był znany z okrutnego stosunku do Polaków. Ubierał się w mundur  SA (SA: niem. Sturmabteilung (oddziały szturmowe). Paramilitarne skrzydło NSDAP rekrutujące członków wśród robotników i bezrobotnych weteranów I wojny światowej.  SA znane było z przemocy i bandyctwa zwłaszcza w latach 20 XX w w Niemczech) Herbert Bethke bił pracowników i nie oszczędzał dzieci, ciężko pracujących po 12 godzin na zarządzanym przez niego gospodarstwie. O jego okrucieństwie niech świadczy fakt, (idąc za wspomnieniami Telesfora) że jeden z jego kolegów, współtowarzysz niewolniczej pracy, nie wytrzymał takiego napięcia i upozorował swoją śmierć pod lodem zamarzniętego stawu. 

5 lutego 1945 roku Niemieccy gospodarze z Zaborówca w obawie przed śmiercią z rąk zbliżających się Rosjan zaczęli w popłochu uciekać z Zaborówca w stronę Niemiec. Herbert Bethke rozkazał Telesforowi naprząść konia i oporządzić wóz, na którym załadował co cenniejszy dobytek (z pewnością ten, który kiedyś należał do rodziny księdza Czaplińskiego). Telesfor jako woźnica wiózł swoich oprawców na zachód, byle dalej od zbliżających się Rosjan. Konwój uciekających z Zaborówca Niemieckich gospodarzy zatrzymał się na noc w lesie. Niemcy zabrali woźnicom wszystkie dokumenty licząc na to, że bez nich Polacy nie uciekną. Telesfor jednak nie zważał na to i korzystając z osłony nocy, pozbawiony wszystkich dokumentów uciekł jak sądzę, do Zaborówca, do rodziców. 

Fragment relacji Telesfora Bednarczyka z okresu wysiedlenia z Dłużyny do Zaborówca.
Źródło: Archiwum Akt Nowych Warszawa.





wtorek, 22 października 2024

Zebranie wiejskie w Dłużynie 29 luty 1964 r

 

W dniu  29 lutego 1964 roku odbyło się w Dłużynie zebranie wiejskie zwołane na okoliczność pilnej potrzeby rozbudowy tutejszej szkoły podstawowej, podyktowanej planowanym wprowadzeniem w roku szkolnym 1966/1967 8 klasowej szkoły podstawowej. Było to pokłosiem reformy szkolnictwa w Polsce rozpoczętej w 1961 roku. Wraz z rozbudową szkoły pojawiła się naturalna potrzeba zapewnienia mieszkań zwiększającej się liczbie nauczycieli. W związku z ambitnymi planami dostosowania szkoły podstawowej w Dłużynie do założeń określonych w Ustawie o reformie systemu oświaty z 1961 roku powołano Komitet Rozbudowy Szkoły. 

Na zebraniu obecni byli liczni mieszkańcy wsi Dłużyna, sołtys, kierownik tutejszej szkoły p. Antoni Kaczmarek, przewodniczący Komitetu Rozbudowy Szkoły p. Jan Śleboda, Inspektor szkolny p. Rajewski z Prezydium Powiatowej Rady Narodowej (PPRN) wraz z kierownikiem Działu Planowania PPRN. Warto dodać, że panowie z Prezydium przybyli na zebranie z lekkim opóźnieniem.

Fragment protokołu z zebrania wiejskiego w Dłużynie 29.2.1964 Źródło: Archiwum Państwowe w Lesznie.

Przebieg spotkania:

Jako pierwszy głos zabrał sołtys wsi Dużyna p. Stanisław Mierzyński. Przywitał serdecznie wszystkich zgromadzonych i przedstawił gości z powiatu. W następnym punkcie zebrania jednogłośnie na jego przewodniczącego wybrano kierownika tutejszej szkoły p. Antoniego Kaczmarka. Sekretarzem został p. J. Kaminiarz. Zebranie rozpoczęło się od przemówienia p. Jana Ślebody, który szczegółowo omówił dotychczasową działalność Komitetu Rozbudowy Szkoły. Wtórował mu od czasu do czasu Antoni Kaczmarek, sprawnie uzupełniając wypowiedź swojego przedmówcy. Kierownik szkoły szybko przejął inicjatywę i zaczął opowiadać o sprawach konkretnych z punktu widzenia przysłuchujących się jego wypowiedzi mieszkańców wsi. Antoni Kaczmarek mówił w jaki sposób i jakimi etapami będzie przebiegała budowa domu dla nauczycieli. Uprzedził zebranych, że koszty tej inicjatywy będą musieli ponieść solidarnie wszyscy mieszkańcy wsi Dłużyna.    Z tego powodu została sporządzona lista mieszkańców według ich stanu majętności. Zasobność portfeli dłużynian miała więc decydować o tym kto i ile będzie musiał przeznaczyć pieniędzy na budowę domu dla nauczycieli. Antoni Kaczmarek od razu uspokajał, że według niego koszty te będą niewielkie i każdy z mieszkańców będzie w stanie je ponieść. Kierownik szkoły pocieszał, że ciężar budowy będzie też ponoszony przez Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Lesznie oraz przez komitet opiekuńczy. PPRN już przekazała na ten cel kwotę 150 tys złotych. Ważnym elementem zebrania była mobilizacja mieszkańców do działania i poparcia całej idei. Nie wszyscy mieszkańcy dawali wiarę na sukces tej inicjatywy, dlatego w pewnym momencie p. Antoni Kaczmarek podniósł głos mówiąc: "Taka Sądzia dała radę wybudować świetlicę a my nie damy rady wybudować domku...?"  Po tych słowach "uruchomił" się p. Michałowski, który w krótkich wojskowych słowach stwierdził, że tu nie ma co gadać tylko trzeba brać się do roboty. Wtórował mu p. Kiciński, który z dużym przekonaniem zwrócił się do zebranych z zapewnieniem, że budowa domku dla nauczycieli nie powinna sprawiać żadnych trudności. 

W sukces reformy systemu oświaty publicznie zwątpił p. Drewnowski. Stwierdził z rezygnacją w głosie, że wcale nie jest takie pewne czy 8 klasowa szkoła w Dłużynie w ogóle powstanie. Po sali przeszedł szmer potakujących mu sąsiadów. Atmosfera w sali zaczęła gęstnieć. Pewnie Antoni Kaczmarek nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, dlatego spojrzał w stronę Inspektora szkolnego z PPRN. P. Rajewski zrozumiał intencje i wstał od stołu. Zapanowała cisza, po której zwrócił się w stronę p. Drewnowskiego z zapewnieniem, że 8 klasowa szkoła w Dłużynie powstanie już za dwa lata, o ile wieś  spełni ku temu warunki tj. zostanie rozbudowana szkoła i powstanie dom dla nauczycieli. Teraz głos zabrał p. Furmańczak. W uspakającym tonie zwrócił się do Inspektora PPRN z zapewnieniem, że jak dotąd na mieszkańcach wsi nikt się nie zawiódł więc i tym razem będzie można na nich liczyć. Oby starczyło materiałów budowlanych do budowy, zaznaczył.

Inspektor szkolny uznał, ze to dobry moment aby argumentami przekonać mieszkańców wsi do planów rozbudowy szkoły i budowy domu dla nauczycieli. Przez dłuższą chwilę tłumaczył, ze Polska Ludowa potrzebuje ludzi światłych, mądrych, dobrze wykształconych a to mogą zagwarantować tylko rodzice dzieci, poprzez stworzenie im właściwych warunków do nauki. Ponownie zapewnił, że w Dłużynie ma powstać szkoła 8 klasowa, choć w planach była 4 klasowa.  

Ostatnim akcentem zebrania było wystąpienie p. Antoniego Kaczmarka, który zaproponował przeprowadzenie głosowania. Głosowanie miało rozstrzygnąć, kto z obywateli Dłużyny jest za tym aby rozbudować szkołę i wybudować dom dla nauczycieli w czynie społecznym dla uczczenia 20 lecia Polski Ludowej. Wszyscy zebrani jednogłośnie przyjęli to zobowiązanie, jednocześnie ustalając zakończenie prac wraz z końcem 1964 roku.  

Szkoła w Dłużynie współcześnie. Źródło: https://dluzyna.pl


Opracowałem na podstawie protokołu z zebrania wiejskiego w Dłużynie w dniu 29 lutego 1964 roku. 

Źródło: Archiwum Państwowe w Lesznie.


 

 

 

 

 

 


 


 

 

niedziela, 13 października 2024

Zebranie wiejskie w Piotrowicach 1958 rok

 PROTOKÓŁ

z zebrania wiejskiego odbytego w dniu 17 sierpnia 1958 roku we wsi Piotrowice.

Obecnych na zebraniu 20 osób


pkt 1. Wybór delegatów na dożynki centralne

Na dożynki pojedzie jedna osoba: Marciniak Walenty

pkt 2. W punkcie tym sołtys Kowalewicz omówił sprawę spłaty II raty składek PZU i funduszu gromadzkiego. Rolnicy oświadczyli, że teraz gdy będą odstawiali zboże to będą płacić te należności. Z kolei sołtys zakomunikował zebranym, że świat pracy i chłopi małorolni winni odbierać z magazynu GS I ratę węgla oraz to, ze przy odbiorze należy okazać dowód osobisty. 

pkt 3. W punkcie tym kierownik gorzelni - Wojtyniak Józef omówił sprawy kontraktacji ziemniaków do gorzelni. 

Na tym zebranie zakończono.

Przewodniczący zebrania

Kowalewicz


Fragment protokołu z zebrania wiejskiego w Piotrowicach 17.8.1958 r.


 Źródło: Archiwum Państwowe w Lesznie.